Historia Sony Alpha - początki działalności firmy
1. Historia Sony Alpha - początki działalności firmy
Roczny Akio Morita ze swoim ojcem, 1922 r. |
W owym czasie powszechne było powoływanie młodych ludzi do wojska i po krótkim szkoleniu wysyłanie ich na linię frontu. Absolwenci fizyki mogli jednak ubiegać się o krótkoterminowe nominacje na oficerów rezerwy pełniących funkcje techniczne. Opcja ta zainteresowała Moritę, jednak szybko zaczął szukać innego rozwiązania, gdy okazało się, że wspomniane funkcje techniczne polegały zazwyczaj na obsługiwaniu nowoczesnych radarów na okrętach wojennych. Morita w końcu znalazł wyjście z sytuacji. Japońska marynarka wojenna wysyłała wówczas swoich rekrutów na uniwersytety, a studenci drugiego roku mogli składać podanie o nominację oficerską, by po jego przyjęciu zostać dożywotnio zawodowym oficerem. Dzięki temu nasz bohater mógł przez pewien czas spokojnie kontynuować swoją edukację i prace badawcze u boku profesora Asady w laboratorium na Cesarskim Uniwersytecie w Osace, a noszenie przy tym żołnierskiego munduru nie robiło mu większej różnicy.
Szczęście nie trwało zbyt długo, gdyż Morita wkrótce dostał przydział do specjalnej jednostki, która była zlokalizowana w niewielkiej miejscowości Zushi nad zatoką Sagami. Należał on tam do specjalnej grupy zadaniowej pracującej nad urządzeniami termolokacyjnymi, w której skład wchodzili badacze z armii lądowej, marynarki wojennej, a także pracownicy cywilni. Jednym z takich pracowników był błyskotliwy inżynier Masaru Ibuka, który prowadził też własną firmę pod nazwą Japońska Spółka Instrumentów Pomiarowych (Nihon Sokuteiki). Pomimo 13 lat różnicy wieku Morita zaprzyjaźnił się ze starszym Ibuką, lecz późniejsze losy wojenne spowodowały, że drogi naszych bohaterów się rozeszły.
Akio Morita i Masaru Ibuka |
Zaraz po wojnie udało im się odnowić kontakty, gdy Morita podjął się pracy wykładowcy na wydziale fizyki Tokijskiego Instytutu Fizyki. Ibuka w tym czasie prowadził nową firmę pod nazwą Tokijskie Laboratorium Badań Telekomunikacyjnych (Tokyo Trushin Kenkyusho), która mieściła się w dawnym pomieszczeniu centrali na trzecim piętrze zrujnowanego domu towarowego Shirokiya w Tokio. Choć ambicji i zapału do pracy mu nie brakowało, to wciąż nie mógł się zdecydować co powinien produkować. Czyniono próby z prostym, elektrycznym urządzeniem do gotowania ryżu. Bazowało ono na drewnianej misce, na dnie której umieszczono spiralną elektrodę. Urządzenie wykorzystywało zjawisko przewodnictwa elektrycznego mokrego ryżu, podgrzewając go w ten sposób. Gdy woda z ryżu wyparowała obwód elektryczny zostawał przerwany i maszynka automatycznie się wyłączała. Niestety skończyło się na kilku prototypach, które albo rozgotowywały ryż, albo go nie dogotowywały. Potem zaczęto produkować poduszki elektryczne, które dość dobrze się sprzedawały, jednak dużo większym powodzeniem cieszyły się produkowane przez firmę adaptery do bardzo powszechnych wówczas radioodbiorników na fale średnie, które pozwalały odbierać na nich fale krótkie.
Elektryczne urządzenie do gotowania ryżu |
Pomimo przyzwoitych wyników sprzedaży adapterów, sytuacja finansowa firmy nie była najlepsza i właściciel często miał kłopoty z płacami, więc Morita chcąc pomóc przyjacielowi zatrudnił się u niego na część etatu za symboliczną opłatę, a rzeczywiste dochody czerpał z etatu nauczyciela. Panowie mieli jednak plany dotyczące założenia wspólnej firmy i w rezultacie w kwietniu 1946 roku wybrali się do ojca Mority, którego zamierzali poprosić o zgodę.
W tym miejscu należy się kilka słów wyjaśnienia. Morita był najstarszym synem producenta sake, a w Japonii zabranie najstarszego syna z rodzinnego środowiska i wprowadzenie go do innego otoczenia w świecie interesów jest czasem traktowane na równi z oddaniem go do adopcji. Zatem nic dziwnego, że młodzi przedsiębiorcy jadąc na spotkanie nocnym pociągiem byli pełni obaw, a o spokojnym śnie mogli tylko pomarzyć. Obawy na szczęście okazały się bezpodstawne, gdyż Kyuzaemon Morita widząc ogromne zamiłowanie syna do fizyki, już wiele lat wcześniej pogodził się z faktem, iż nie będzie chciał on przejąć rodzinnego interesu.
W konsekwencji dnia 7 maja 1946 roku na drugim piętrze wspomnianego wcześniej spalonego domu handlowego stojącego pośród setek zniszczonych budynków w centrum powojennego Tokio, zebrało się około dwudziestu osób, w celu założenia Tokyo Trushin Kogyo Kabushiki Kaisha, czyli Tokijskiej Spółki Telekomunikacyjnej. Jej właścicielami stali się Akio Morita i Masaru Ibuka, którzy wnieśli do spółki całe swoje oszczędności. Kapitał zakładowy wynosił 190 tys. jenów, czyli ok. 500 USD, co nie było oszałamiającą kwotą i nie dziwi fakt, że pieniądze dość szybko zaczęły się kończyć. W tego typu sytuacjach z pomocą zawsze przychodził ojciec Mority, który z czasem stał się poważnym udziałowcem w firmie.
Inżynierowie Tokijskiej Spółki Telekomunikacyjnej w 1946 r. |
Tokijska Spółka Telekomunikacyjna ratowała swoją trudną sytuację zarabiając na sprzedaży części zamiennych do gramofonów. Na rynku było ich sporo, a duże firmy zajmowały się jedynie produkowaniem nowych modeli. Zatem zbyt na nowe silniki i głowice był dość duży. Wcześniej prowadzono prace nad rozpoczęciem produkcji drutofonów, jednak żadna z firm nie chciała produkować odpowiedniego drutu na zlecenie nikomu wówczas nieznanej Tokyo Tsushin Kogyo. Jednak prawdziwy przełom nastąpił dzięki wygraniu przez firmę przetargu na dostawę miksera dźwięku dla japońskiej stacji radiowej NHK, ale wcale nie dlatego, że skonstruowany mikser wyróżniał się doskonałą jakością i firma otrzymała zamówienia na kilka następnych tego typu produktów.
Powód przełomu był inny. Otóż gdy Ibuka dostarczał do NHK zamówiony mikser, zobaczył tam amerykański magnetofon taśmowy firmy Wilcox-Gray, technologicznie wyprzedzający drutofon, nad którym obecnie pracował. Gdy namówił jednego z oficerów amerykańskich na prezentację urządzenia w siedzibie firmy, wszyscy inżynierowie już wiedzieli czym Tokijska Spółka Telekomunikacyjna powinna się zająć. Tylko jedna osoba w firmie była przeciwna rozpoczęciu produkcji magnetofonów, był to Junichi Hasegawa, który pełnił w firmie rolę... księgowego.
Na szczęście był to czasy, kiedy głos księgowych nie był w stanie powstrzymać młodych i zapalonych inżynierów, którzy od razu wzięli się za produkcję taśmy magnetofonowej, gdyż produkty z importu nie były dostępne. Okazało się to nie lada wyzwaniem w zniszczonej wojną Japonii. Pod ręką był tylko celofan, który po góra dwóch przejściach rozciągał się na tyle, że głos był w znacznym stopniu zniekształcony. Mimo to konstruktorzy cieli go żyletkami na pasy 6 mm grubości i pokrywali rozmaitymi materiałami magnetycznymi. Niestety nawet specjalnie zatrudnieni w firmie chemicy nie poradzili sobie ze wzmocnieniem celofanu na tyle, aby można go wykorzystać w produkcji. Morita zapytał w końcu jednego ze swoich kuzynów, który pracował dla Honshu Paper Co., czy uważa, że jest możliwe wyprodukowanie bardzo mocnego, cienkiego i gładkiego papieru, który mógłby nadać się do produkcji taśmy, a ten obiecał zająć się tematem. Słowa dotrzymał, gdyż po pewnym czasie dostarczył do spółki niewielką ilość papieru dobrej jakości, a więc (jak to napisał Morita w swojej książce pt. Made in Japan. Akio Morita i Sony): „Znowu w ruch poszły żyletki”.
Równie dużym problemem było znalezienie odpowiedniego materiału magnetycznego do pokrycia papieru. Pierwsze próby się nie powiodły, gdyż jak się później okazało magnesy, z których wykonywano proszek magnetyczny, były zbyt mocne. Jeden z młodych inżynierów - Nobutoshi Kihara doszedł w swoich badaniach do szczawianu żelaza, który po utlenieniu przechodził w tlenek żelazowy. Materiał okazał się odpowiedni, a inżynierowie zajęli się jego produkcją. Problemem było nie tylko znalezienie odpowiedniej ilości szczawianu żelaza, ale również jego późniejsze utlenianie. Firma nie posiadała na wyposażeniu odpowiedniego pieca, do grzania materiału, więc ratowano się tradycyjną patelnią i drewnianą łyżką do mieszania. Podczas podgrzewania substancja zmieniała kolor poprzez brązową (tlenek żelazowy) na czarną (czterotlenek żelaza). Podobno Kihara nauczył się doskonale rozpoznawać odpowiedni kolor i ściągał patelnię z ognia w momencie gdy materiał osiągnął najlepsze właściwości. Następnie mieszano go z bezbarwnym lakierem i nakładano na papier. Tutaj znów metoda prób i błędów pokazała, że najlepsze rezultaty osiąga się robiąc to ręcznie za pomocą małych pędzelków.
Choć pierwsze taśmy nie były najlepszej jakości to z biegiem lat i dostępnością coraz to nowszych materiałów technologię produkcji udoskonalano, aż w 1950 roku rozpoczęto sprzedaż „Soni-Tape” - pierwszej japońskiej taśmy magnetycznej.
Magnetofon G-type ważyl 35 kg i kosztował 170 tys. jenów |
W tym samym roku na rynek trafił też produkowany przez spółkę pierwszy japoński magnetofon taśmowy G-type. Konstruktorzy sądzili, że zaleją teraz sklepy swoim nowym produktem, jednak pomimo wszechobecnych zachwytów nad jakością dźwięku sprzedaż nie była oszałamiająca, gdyż mało kogo było stać na 35-kilogramowe urządzenie, za które trzeba było zapłacić równowartość rocznej pensji. Jednak sprzedaż magnetofonów do szkół, uczelni i innych instytucji pozwoliła firmie na dalszy dynamiczny rozwój. Dzięki temu Tokijska Spółka Telekomunikacyjna mogła nabyć 50% praw do patentu doktora Kenzo Nagaiego dotyczącego wykorzystywanego w magnetofonach systemu przemiennego podkładu wysokiej częstotliwości. Firma już wcześniej korzystała z tej techniki zapisu sygnału i przewidywała, że przyszłość należy właśnie do tej technologii. Decyzja okazała się trafna, gdyż dzięki temu i wygraniu później procesu z amerykańską firmą produkującą magnetofony, wszyscy producenci chcąc sprzedawać w Japonii magnetofony wykorzystujące system przemiennego podkładu wysokiej częstotliwości musieli nabyć od spółki stosowną licencję. Podobną licencję musiały kupić również japońskie firmy, które chciały sprzedawać swoje urządzenia za granicą.
W pierwszej połowie lat 50-tych ubiegłego wieku, firma zatrudniała już około stu dwudziestu pracowników i posiadała odpowiednie zasoby finansowe aby za 25 tys. USD nabyć od Western Electric licencję na wykorzystanie w swoich produktach tranzystorów opracowanych przez Bell Laboratories. Kwota, którą Ibuka i Morita musieli zapłacić nie była zbyt wygórowana, gdyż technologia półprzewodnikowa była wówczas na tyle ułomna, że tranzystory nie nadawały się do stosowania w urządzeniach wysokiej częstotliwości. Jednak japońscy przedsiębiorcy dostrzegali w niej ogromny potencjał i zaprzęgli do jej rozwoju swoją armię inżynierów.
Pierwsze diody i tranzystory produkowane przez Tokyo Trushin Kogyo Kabushiki Kaisha |
Owocem tej pracy był pierwszy japoński tranzystor PNP z 1954 roku, a dzięki zastosowaniu w ich produkcji metody domieszkowania fosforu udało się nawet zaskoczyć inżynierów z Bell Laboratories, gdyż próbowali oni jej wcześniej, ale bezskutecznie. Po dopracowaniu tranzystorów firma nie kazała długo czekać na pierwsze japońskie radio tranzystorowe swojej produkcji, gdyż już we wrześniu 1955 roku na rynek trafił model TR-55. Choć nie było to pierwsze w świecie radio tranzystorowe (kilka miesięcy wcześniej amerykańska firma Regency zaprezentowała podobny produkt), to dzięki sporym nakładom na marketing radia produkowane przez Tokijską Spółkę Telekomunikacyjną odniosły ogromny sukces nie tylko w Japonii, ale również na rynkach zagranicznych.
TR-55 to pierwsze japońskie radio tranzystorowe, było ono już produkowane pod marką SONY |
Połowa lat 50-tych XX wieku, to także okres licznych podróży Mority do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu kontrahentów i rynków zbytu dla swoich produktów. W ich trakcie zdał on sobie sprawę, że ówczesna nazwa firmy Tokyo Trushin Kogyo Kabushiki Kaisha nie nadaje się do umieszczania na produktach, gdyż nikt poza Japonią nie jest w stanie jej wymówić, a tym bardziej zapamiętać. Dlatego Morita uznał, że radia tranzystorowe będą pierwszymi produktami sprzedawanymi pod nową marką. Właściciele firmy uznali, że nie będą stosować żadnego dodatkowego symbolu, symbolem miała być sama nazwa, więc musiała składać się z maksymalnie czterech lub pięciu liter. W nazwie miała być zawarta cała informacja o firmie, a jednocześnie musiała być ona wymawiana tak samo we wszystkich językach. Spędzono wiele dni na przeglądaniu najróżniejszych słowników, aż wreszcie trafiono na łacińskie słowo sonus oznaczające dźwięk. Podczas amerykańskiej okupacji w Japonii chętnie zapożyczano także wszelkiego rodzaju angielskie słowa i przydomki, a niektórzy ludzie określali dźwięk słowem sonny, które miało ten sam rdzeń co sonus. Nawet inżynierowie firmy w tamtych czasach czasach często określali się mianem sonny-boys i stąd pomysł aby wykorzystać ten wyraz w nazwie produktów. Jednak pojawił się pewien problem, gdyż w transkrypcji japońskiej wymawiano ten wyraz jako "son-nii" co oznaczało "tracić pieniądze". Taka nazwa była niedopuszczalna, więc Morita wpadł na pomysł aby wyraz skrócić o jedną literę i zostawić SONY. Pomysł przypadł wszystkim do gustu zwłaszcza, że w żadnym języku słowo to niczego nie oznaczało, co potwierdził późniejszy proces z producentem czekolady Sony. Prawnicy tej firmy rozpaczliwie przeszukiwali wszystkie słowniki dostępne w bibliotekach, aby wykazać, że słowo to jest powszechne i każdy mógł w niego korzystać. Niestety poszukiwania nie przyniosły rezultatu, gdyż jak się okazało nazwa SONY jest jedyna w swoim rodzaju, a ogromna popularność miniaturowych odbiorników radiowych przyniosła jej później sławę na całym świecie, co spowodowało zmianę nazwy spółki na Sony Corporation.
Zdjęcie rodzinne Sony Corporation z lat 50-tych. Firma zatrudniała wówczas 483 pracowników |
Logo SONY zmieniało się na przestrzeni lat |