Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie, a także do prawidłowego działania i wygodniejszej obsługi. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Partnerzy mogą połączyć te informacje z innymi danymi otrzymanymi od Ciebie lub uzyskanymi podczas korzystania z ich usług i innych witryn.
Masz możliwość zmiany preferencji dotyczących ciasteczek w swojej przeglądarce internetowej. Jeśli więc nie wyrażasz zgody na zapisywanie przez nas plików cookies w twoim urządzeniu zmień ustawienia swojej przeglądarki, lub opuść naszą witrynę.
Jeżeli nie zmienisz tych ustawień i będziesz nadal korzystał z naszej witryny, będziemy przetwarzać Twoje dane zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W dokumencie tym znajdziesz też więcej informacji na temat ustawień przeglądarki i sposobu przetwarzania twoich danych przez naszych partnerów społecznościowych, reklamowych i analitycznych.
Zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies możesz cofnąć w dowolnym momencie.
Nie da się ukryć, że moda na retro na dobre zawitała na rynek sprzętu fotograficznego. Coraz więcej producentów próbuje zaistnieć na tym polu, prezentując swoje najnowsze propozycje. Olympus wprowadzając na rynek serię bezlusterkowców Olympus PEN, poczynając od modelu E-P1 w czerwcu 2009 roku, był swoistym pionierem tego ruchu. Seria PEN nawiązywała bowiem stylistycznie do popularnej serii analogowych aparatów o tej samej nazwie. Premiera tych aparatów zapoczątkowała jednocześnie istnienie systemu Mikro Cztery Trzecie, którego przewodnią ideą było zaproponowanie świetnej jakości zdjęć porównywalnej z poziomem lustrzanek cyfrowych, przy jednocześnie pomniejszonej wadze i rozmiarach zarówno samych aparatów, jak i obiektywów systemowych.
Utrzymujący się sukces systemu Mikro Cztery Trzecie bez wątpienia dobrze świadczy o trafności samego pomysłu, jak i udanej ofercie aparatów i obiektywów wchodzących w jego skład. Olympus zaprezentował przez te lata szereg ciekawych aparatów, swoją funkcjonalnością i możliwościami dostosowanych do różnego grona odbiorców. Równie ważna jest baza świetnych obiektywów tego systemu. Producenci wciąż pracują nad coraz szybszym autofokusem, by ich aparaty ustawiały ostrość z taką prędkością jak lustrzanki. Z drugiej strony, brak elementów mechanicznych lustra pozwala osiągać bardzo szybkie tryby seryjne, a coraz bardziej wyrafinowane matryce zapewniają coraz lepszą jakość obrazu. Dobrze zaprojektowany bezlusterkowiec zbliżyć się może zatem do aparatu idealnego, zarówno pod względem funkcjonalności, jak i możliwości. Jeśli dodamy do tego sentyment do stylu retro, o którym wspominaliśmy na początku, wyłoni nam się aparat taki jak Olympus OM-D E-M1. Przyjrzyjmy się zatem, jak model ten sprawować się może w roli zamiennika naszych ukochanych lustrzanek.
Seria OM-D zapoczątkowana została w lutym 2012 roku modelem OM-D EM-5, nawiązującym stylistyką do analogowej serii Olympus OM. Jego premiera została przyjęta entuzjastycznie, a odzew rynku okazał się bardzo pozytywny. Nie dziwi więc fakt, że Olympus zdecydował się iść za ciosem i zaprezentował ulepszoną wersję tego modelu, OM-D E-M1. Nie da się ukryć, że aparat ten u starszych fotografów może wzbudzić nutkę sentymentu. Również u młodych osób zaciekawić on może swoją „analogową” formą, będącą miłą odmianą od powszechnie stosowanych dziś form i materiałów.
Oczywiście ładny wygląd to nie wszystko, czym oba modele mogą się pochwalić, dlatego postanowiliśmy przyjrzeć się najnowszemu E-M1 z użytkowego punktu widzenia. W pierwszej części przyjrzymy się takim aspektom jak budowa i jakość wykonania tego aparatu. Kupując lustrzankę, wiele osób zwraca uwagę na te aspekty. Poszukują produktu trwałego i niezawodnego. Czy to samo można powiedzieć o bezlusterkowcach serii OM-D?
Już przy pierwszym kontakcie z Olympusem OM-D E-M1 nie można mieć wątpliwości, że mamy do czynienia z produktem solidnym. Nie ma tu mowy o narzucającej się obecności powszechnie używanego plastiku, czy to w przypadku samego aparatu, czy używanego przez nas w testach obiektywu M.Zuiko Digital 12–40 mm f/2.8 ED PRO. Nie dziwi to jednak, skoro korpus aparatu wykonano ze stopów magnezu, co upodabnia go do korpusów zaawansowanych lustrzanek. Nie ucierpiała na tym jednak zanadto waga aparatu, która wynosi z akumulatorem i kartą pamięci 497 gramów. Jest to akurat tyle, by aparat solidnie trzymało się w ręku, a nie na tyle dużo, by było to męczące. Poczucie dobrego wykonania poprawia również skóropodobna guma, którą obleczono prawie cały uchwyt oraz z tył obudowy w miejscu, gdzie operuje się kciukiem. Materiał ten zastosowano również po przeciwnej stronie, z przodu aparatu, co nadaje mu eleganckiego i odrobinę staromodnego szyku.
Poza solidnością wykonania i użytych materiałów korpusu, również jego wykończenie nie pozostawia nic do życzenia. Wszystkie elementy są doskonale spasowane, cieszy m.in. klapka do wymiany baterii zabezpieczona przesuwaną klamrą. Dzięki temu nie ma możliwości jej przypadkowego otworzenia i wysunięcia się baterii. Przyciski umieszczone na korpusie również wykonano z dobrych materiałów i na pewno nikomu nie przyjdzie na myśl słowo „plastikowe”. Co ważne, wszystkie ruchome elementy, takie jak kółka nastaw czy kółko zmiany trybów pracy aparatu, poruszają się z dobrze dobranym oporem. Nie za lekko, przez co ich przypadkowe przestawienie jest praktycznie niemożliwe, ale również nie za ciężko, dzięki czemu ich używanie nie jest uciążliwe. Wszystko to sprawia bardzo dobre ogólne wrażenie zanim jeszcze włączymy aparat. Trudno nam sobie wyobrazić, by nabywcy OM-D E-M1 mieli jakieś szczególne zastrzeżenia, co do jakości jego wykonania.
Co istotne, korpus aparatu nie jest solidny tylko z wyglądu. Zadbano w nim o dobre uszczelnienia, dzięki czemu jest on doskonale zabezpieczony przed zachlapaniem czy kurzem. Zgodnie z tym co podaje producent, można go używać w temperaturze do −10 stopni Celsjusza, co skrupulatnie sprawdziliśmy korzystając z obecnej zimowej aury. Faktycznie nie było żadnych problemów z jego użytkowaniem w takich warunkach, większym problemem były marznące dłonie samego fotografa.
Śmiało można stwierdzić, że pierwszy kontakt z Olympusem E-M1 z pewnością dla każdego miłośnika fotografii będzie doznaniem pozytywnym. Nawet osoby przyzwyczajone do solidności i jakości wykonania lustrzanek nie będą miały powodów do narzekań, a niewielka waga i rozmiar korpusu z pewnością zostaną docenione przez wszystkich, którzy mają już dość targania ciężkiego sprzętu.
Artykuł jest sponsorowany przez firmę Olympus Polska Sp. z o.o.
Wygląda na to, że korzystasz z oprogramowania blokującego wyświetlanie reklam.
Optyczne.pl jest serwisem utrzymującym się dzięki wyświetlaniu reklam. Przychody z reklam pozwalają nam na pokrycie kosztów związanych z utrzymaniem serwerów, opłaceniem osób pracujących w redakcji, a także na zakup sprzętu komputerowego i wyposażenie studio, w którym prowadzimy testy.
Będziemy wdzięczni, jeśli dodasz stronę Optyczne.pl do wyjątków w filtrze blokującym reklamy.