W czwartek zaćmienie Słońca
Już w najbliższy czwartek, 10 czerwca, dojdzie do obrączkowego zaćmienia Słońca. W Polsce będziemy mogli oglądać częściowe fazy tego zjawiska. Najlepsze warunki do obserwacji wystąpią na północy naszego kraju, gdzie zaćmione będzie ponad 20% tarczy naszej dziennej gwiazdy.
Pas obrączkowy zaćmienia obejmie Kandadę, zachodnią Grenlandię, biegun północny, Morze Wschodniosyberyjskie oraz część Azji w rejonie Wysp Nowosyberyjskich. Maksymalny czas trwania fazy obrączkowej wyniesie 3 minuty i 51 sekund, a maksymalna faza zaćmienia to 0.9435.
W Polsce będziemy mieli do czynienia z zaćmieniem częściowym. Jego największe fazy zobaczymy w północnej części naszego kraju. Przykładowo, w Gdańsku maksymalna faza to 0.261, w Poznaniu 0.219, w Warszawie 0.197, a w Krakowie już tylko 0.143.
![]() |
Zachęcamy wszystkich do obserwacji i fotografowania tego zjawiska. O tym jak to robić traktuje nasz artykuł pt. "Z czym na zaćmienie?", do lektury którego wszystkich mocno zachęcamy.
Do następnego zaćmienia Słońca dojdzie 4 grudnia b.r., ale nie będzie ono u nas widoczne. Do kolejnego zaćmienia Słońca widocznego z terenu Polski dojdzie 25 października 2022 roku.
![]() Końcowe fazy zaćmienia Słońca z 20 maja 2012 roku, które też było zaćmieniem obrączkowym. Fot. A. Olech. |
Komentarz można dodać po zalogowaniu.
Zaloguj się. Jeżeli nie posiadasz jeszcze konta zarejestruj się.
Dziesięć lat temu u nas pomogły chmury [ link ], a Samyangiem 800/8 do tej pory nie umiem pewnie ostrzyć... ;)
[ link ] - ten link się nie zacina...
max 20% na Pn Polski, to na Południu nie ma się co rozstawiać ze sprzętem...
Bez przesady. Nawet 15% ładnie wygląda.
... a mi wyszło takie zaćmienie: "...Partial solar eclipse visible (0.96% coverage of Sun) Magnitude: 0.0405.... "
i nie płaczę... czytałem, że ludzie kupują chartery na greenland...nie dziękuję...
Dziś testowałem w tym celu Nikkora 400/5,6 IF-ED z TC-301. Zdjęcia będę robić przy f/8 czyli efektywnie 800/16. Korpus to X-T20
Ja zaś, mieszkając nad Kanałem LaManche, zasadzę się z MTO-11CA i filtrem mylarowym. Spodziewam się 30%.
W moim przypadku Sigma 60-600 mm z Nikonem D7000 plus filtr słoneczny.
Arek, zrób w H-alfa......
U mnie folia Baadera już naszykowana. Na 500/5.6 plamy też fajnie wyglądają, ale za mała ogniskowa żeby zobaczyć granule.
Bahrd - śliczny i duży skrzydłokwiat!
Rzutem na taśmę zamówiłem jeszcze to:
link
Szkoda że wcześniej o tym nie wiedziałem to bym kupił jakiś filtr :(
y4k: "Bahrd - śliczny i duży skrzydłokwiat!"
Dzięki! Ale - zacząłem się niepokoić, bo sprawdziłem, co to jest i faktycznie - mogę się pochwalić, że te co widać u mnie w oknach, to wszystkie bujne rozsady z jednej doniczki! ;)
@Arek: na podlinkowanej przez ciebie stronie jest zdjęcie filtru zamontowanego na canonie 5d. przedostatnie, od dołu.
leworęczny aparat astro... dotychczas myślałem, że takie są tylko 1ego kwietnia w ofercie...
z ciekawości, głupiej, googlowałem, czy obecne zaćmienie, ad2021 jest dobrym gruntem dla teorii spiskowych... zaćmienia słońca są małospiskowe. świat poważnych magików odpuścił sobie to zjawisko.
Najlepszą prawdziwą teorią, 100% naukową jest:
kształt i wielkość cienia księżyca podczas pełnego zaćmienia, 1:1, jest unikalną cechą Układu Słonecznego i dlatego miliardy kosmitów-astronomów-astrologów odwiedzają Ziemię w tym czasie.
@DonYoorando
"Arek: na podlinkowanej przez ciebie stronie jest zdjęcie filtru zamontowanego na canonie 5d. przedostatnie, od dołu.
leworęczny aparat astro... dotychczas myślałem, że takie są tylko 1ego kwietnia w ofercie..."
Ja widzę go na zdjęciu czwartym od dołu.
Ale rzeczywiście, niesamowity widok: link
A kiedy będzie pełne zaćmienie widoczne z terenu Polski?
Dożyjemy?
W internetach piszą że 7 października 2135 r.
Ciekawe, czy Gdańsk będzie wtedy 100 metrów poniżej poziomu morza, czy 100 metrów powyżej?
link
Coś ode mnie.
wzrokowiec - jak się sprawdzi dane naukowe, a nie krzyki panikarzy, to wzrost poziomu oceanów to około 3-4 mm na rok i jest to wzrost stały od około 200 lat. Era industrialna nie spowodowała żadnego przyspieszenia. Czyli w Gdańsku przybędzie jakieś 40 cm.
O! Dobrze widzę ukształtowanie terenu Księżyca na krawędzi zaćmienia?
Tak. Jedna góra się wyraźnie zaznaczała. Na niepomniejszonych zdjęciach widać jeszcze dwie grupki plam i sporo pochodni.
W temacie wzrostu poziomu oceanów: link
Szabla, ponieważ widoczek pisał o Gdańsku możemy sprawdzić:
link
trudno wyciągać wnioski, bo ciąg krótki i urwany w 2000 roku.
No ale możemy pojechać do Świnoujścia, gdzie mamy znacznie lepszy zestaw danych z prawie 200 lat:
link
praktycznie idealnie linowy wzrost w tempie 0.81 mm na rok, bez żadnych śladów przyspieszenia w XX wieku.
Sprawdźmy po drugiej stronie Bałtyku:
link
Opsss... W Sztokholmie wody ubywa w tempie 3.77 mm na rok. I znów przebieg jest praktycznie idealnie liniowy, żadnych anomalii ani w XX wieku ani w XXI wieku.
Może Szwedzi, źle mierzą? Sprawdźmy u Finów:
link
Hmmm... W Helsinkach też od 150 lat liniowo spada w tempie 2.22 mm na rok.
Więc może nie będzie tak źle ;)
Arek, ograniczając się jedynie do basenu jednego morza chyba trudno wyciągać globalne wnioski? Poza tym pomiary tradycyjne, lądowe, nie uwzględniają ewentualnego wpływu zmian tektonicznych. Aktywności wulkanicznej u nas nie ma, ale są też inne zjawiska zapewne?
Może być jeszcze tak, że ewentualne ocieplenie powoduje parowanie Bałtyku a rolnictwo i przemysł zużywają więcej wody, która też odparowuje zamiast wracać do rzek? Jak jeszcze dodać wpływ zanieczyszczeń i wiatrów, to można chyba podeprzeć każdą ulubioną tezę.
komor, Bahrd - macie rację. Ale jeśli mielibyśmy problem, to dla dostatecznie długich ciągów danych (powiedzmy od okolic 1900 roku lub dłuższych) powinniśmy widzieć przyspieszenie pewnych zjawisk. Tymczasem jeśli dane są dobre i długie, to zawsze najlepiej opisuje je linia prosta.
I nie mówię tutaj o Bałtyku. Poszukajcie sobie w tej bazie. Ja bawiłem się tam długo i nie udało mi się znaleźć żadnego miejsca, gdzie w XX wieku następuję gwałtowne przyspieszenie przyboru wody. Wręcz przeciwnie w praktycznie wszystkich najlepszym dopasowaniem jest linia prosta. Kilka przykładów z całej kuli ziemskiej:
link
link
link
link
link
link
link
Czyli klimatolodzy nie mają o tym pojęcia i wystarczy brzegi obserwować?
Skoro klimatolodzy powiedzą Ci, że przybędzie np. 2 metry, a Ty obserwując brzeg zobaczysz, że przybyło 20 mm, to co Ci po kilmatologach? Poza tym
klimatolodzy używają m.in. tych danych, gdzie obserwuje się brzegi.
Ja przez całe swoje naukowe życie mierzyłem jasność. I nauczyłem się jednego. Że najlepsze są pomiary i obserwacje bezpośrednie. Gdy mam gwiazdę zmienną i gwiazdy porównania w jednym polu, robię prostą operację odejmowania jasności zmiennej od uśrednionego poziomu gwiazd porównania, to jestem w miarę pewny tej operacji i wyniku. Schody zaczynają się, gdy chcę przejść do wartości absolutnych czyli dowiedzieć się ile energii obiekt promieniuje w danym paśmie. Wtedy muszę robić całą masę operacji, które uniezależniają mnie od użytego sprzętu i wpływu atmosfery. Oczywiście każdy to robi, starannie i uwzględniając wszystkie błędy, dostając na końcu wynik i podając go z błędem na poziomie setek części magnitudo. I wszystko jest fajnie, dopóki nie zacznie się porównywać różnych zestawów danych. Bo wtedy wychodzą kwiatki. OGLE w pierwszej fazie pracowało na pożyczonym teleskopie i generowało jakieś wyniki. Gdy w OGLE II pojawił się nowy dedykowany teleskop znów wygenerowano jakieś wyniki. A gdy je porównano to okazało się, że przesunięcia były na poziomie 0.1 mag i wartość ta zależała od jasności gwiazd. Nie przeszkadzało to OGLE I i OGLE II podawać wyników z błędami na poziomie 0.01 mag. Takich przykładów mógłbym podawać dziesiątki.
Wracając do poziomu oceanów. Wolę wierzyć bezpośrednim pomiarom robionym tą samą metodą w jednym miejscu od ponad 100 lat, niż klimatologom, którzy potem biorą te dane, w specyficzny sposób uśredniają, nakładają różne poprawki i łączą z danymi satelitarnymi. Zaczynam być sceptyczny, bo skoro dane źródłowe w praktycznie żadnym miejscu na Ziemi nie pokazują różnic w tempie przyrostu lub opadania wody pomiędzy tym co działo się na przełomie XIX i XX wieku, a tym co dzieje się teraz, to dlaczego po obróbce danych dostajemy nagle gwałtowne przyspieszenie przyrostu wody. I zaczyna mi się wydawać, że to jest tak jak z tymi pomiarami jasności. Że te trendy, które obserwujemy są takiej samej wielkości jak sumaryczne błędy wszystkich operacji, które musimy wykonać.
Poza tym klimatolodzy mają tendencję do przesadzania:
link
link
Klimatolodzy nie są ludźmi zamkniętymi w laboratoriach. Poza tym, bezpośrednie obserwacje świadczą, że to Słońce krąży wokół Ziemi, a nie odwrotnie. Nie dajmy się zwariować.;)
No właśnie, nie dajmy, bo liczy się efekt. Skoro klimatolodzy twierdzą, że nas zalewa, a pomiary gdziekolwiek pojedziemy pokazują, że jednak nie zalewa, to może warto zacząć się zastanawiać, gdzie robimy błąd?
Arek: "I nauczyłem się jednego. Że najlepsze są pomiary i obserwacje bezpośrednie. "
Ano właśnie - to nawet całkiem intuicyjne: pomiary pośrednie zależą dodatkowo od jakości modelu, z którego je pośrednio uzyskano (teraz "na topie" jest tzw. eksperyment "g-2" z Fermilab, gdzie elegancko widać oba te wpływy: jedni tylko na komputerach liczą nastą cyfrę po przecinku "wartości teoretycznej", a drudzy ją "wyznaczają eksperymentalnie" z pomiarów (ale też na komputerach)).
Klimatolodzy mają - moim zdaniem - w pewnym sensie pecha, bo ich dziedzina badań (bardzo przecież trudna!) została wpleciona do bieżącej geopolityki, w której uczeni chcieliby pewnie grać rolę figur, ale być może służą za pionki...
Bahrd - ładnie napisane. Szczególnie ostatni akapit. Niestety tak jest. Poziom współczesnej nauki zależy od finansowania, a o te łatwiej, gdy idzie się z obowiązującymi trendami. Dlatego to nie jest komfortowa sytuacja. Bo w nauce największy postęp dokonywał się wtedy, gdy ktoś sprzeciwiał się obowiązującym poglądom i szerokiemu konsensusowi. Dlatego bardzo niebezpieczne są hasła w stylu "97% naukowców jest zgodnych co do...", bo nauka to nie demokracja. Przed Kopernikiem też 97% naukowców było zgodnych, że wszystko krąży dookoła Ziemi, a pod koniec XIX wieku większość fizyków była przekonana, że fizyka się skończyła, bo odkryliśmy już wszystko. Życie brutalnie to zweryfikowało, ale słabo wyciągamy wnioski i nadal zamykamy usta tym, którzy mają odwagę zadawać niewygodne pytania, albo iść swoją drogą.
Trudno mówić o naukowcach w czasach przed Kopernikiem...
Jeszcze w temacie "globalnego" poziomu morza -> link
Szabla, naprawdę uważasz, że Kopernik wziął i wymyślił wszystko - łącznie z nauką? Wybacz, ale brzmi to jak słynna "przedmowa do węgierskiej edycji listów Leonarda (autorstwa wykładowcy kultury romańskiej na Uniwersytecie Budapeszteńskim): «Leonardo da Vinci był wprawdzie największym i najbardziej utalentowanym człowiekiem Renesansu, ale nie mógł rozwinąć swego geniuszu w całej pełni, ponieważ nie było to możliwe przed Wielką Socjalistyczną Rewolucją Październikową» (1954)"
A serio, to proponuję tę lekturę: [ link ], a przynajmniej chwilę refleksji nad cytatem z niej: "W pełnym przedstawieniu swojej teorii, w «O obrotach», Kopernik powrócił do orbit mimośrodowych, ale posługiwał się modelem, będącym heliocentrycznym odpowiednikiem konstrukcji rozwiniętej przez at-Tusiego w perskiej Maradze. Nie znaleziono łacińskich tłumaczeń tych dzieł at-Tusiego i Ibn as-Satira, nie znamy też żadnych o nich wzmianek w literaturze łacińskiej. Greckie przekłady niektórych pism at-Tusiego trafiły do Italii po upadku Konstantynopola w 1453 roku, a Kopernik studiował we Włoszech w latach 1496–1503 i znał grekę. Kwestią sporną pozostaje, czy metodę usunięcia ekwantu zawdzięcza on innym uczonym, czy rozwinął ją samodzielnie."
Szabla, znam to opracowanie. Zerkałem nawet do kilku z cytowanych tam prac, bo zwykle lubię sprawdzać źródła i jakoś moje wątpliwości nie rozwiały się. Nawet mający być kluczowym dowodem Rys. 9 daje powody do zadawania pytań. Cały wzrost poziomów oceanów od 1870 roku do teraz to trochę ponad 20 cm, a z kolei jeszcze w połowie XX wieku różnice pomiędzy poziomami z poszczególnych metod sięgają prawie 10 cm, czyli połowy całego 150-letniego trendu. A nawet jeszcze nie zaczęliśmy się zastanawiać jak do błędów pomiarowych podchodzą poszczególne metody i czy na wykresie mamy błąd 1-sigma czy może nie.
Arek: "pod koniec XIX wieku większość fizyków była przekonana, że fizyka się skończyła, bo odkryliśmy już wszystko. Życie brutalnie to zweryfikowało, ale słabo wyciągamy wnioski i nadal zamykamy usta tym, którzy mają odwagę zadawać niewygodne pytania, albo iść swoją drogą."
Wydaje mi się, że w pewnym sensie ta pycha/pewność siebie/silne przekonanie o racji jest niezbędne w nauce - jeśli ma ona cały czas podważać status quo i pokonywać opór materii wszelakiej. A ponieważ wielką tajemnicą uczonych (bywa, że skrywają ją sami przed sobą!) jest, że mało komu i rzadko kiedy się udaje naprawdę odkryć*, to owe przekonania/mody są tej pychy skutkiem ubocznym**.
--------
* W latach 70-tych XX wieku, wielki Stanisław Ulam na jednym z wykładów zauważył, że w jednym tylko roku, w poważnych czasopismach matematycznych publikuje się ok. 200 tys. twierdzeń (z obliczeń na e-serwetce wychodzi, że trzeba by przeczytać 200'000/365/24 ~ 23 twierdzenia na godzinę nie uwzględniając snu i innych ograniczeń fizjologicznych).
** Chcącym teraz z miejsca wykosić naukowców z ich wież z kości słoniowej chciałbym tylko powiedzieć, że oprócz - zwykle nieudanych - prób zrozumienia Wszechświata, pełnią oni bardzo ważną rolę - podtrzymują i przekazują światło z kaganka wiedzy w sztafecie (mimo, że chcieliby być oceniani w kategorii indywidualnej) pokoleniowej.
A w sztafecie, jak to w sztafecie: a to się pałeczka zgubi, a to z toru się wyleci, a to jeden z drugim zderzy albo na takim, czy innym dopingu bieży...
Arek: "A nawet jeszcze nie zaczęliśmy się zastanawiać jak do błędów pomiarowych podchodzą poszczególne metody i czy na wykresie mamy błąd 1-sigma czy może nie."
We wspomnianym eksperymencie "g-2", a wcześniej przy innych (w tym przy empirycznym potwierdzeniu cząstki Higgsa), fizycy cząsteczkowi uznawali odkrycie jeśli m.in. przekroczyło próg 5σ.
Ciekawe, że w innych działach fizyki i nauki eksperymentalnej nie stosuje się aż tak rygorystycznego podejścia...
@Bahrd: chodzi mi o teraźniejsze znaczenie słowa "naukowiec". Pitagoras z pewnością był matematykiem, filozofem i mistykiem, ale czy był naukowcem? :)
Pitagoras - według niektórych był jak Gruppenführer Wolf... ;) Natomiast Euklides i jego "Elementy" to już prawdziwa nauka i zasadniczo współczesna matematyka.
Euklidesa znamy niemal wyłącznie z jego prac.
Faktycznie, nie miał vloga... Tym niemniej wydaje się, że to właśnie w starożytnej Grecji powstała nauka, jaką teraz znamy: definicje abstraktów, aksjomaty, twierdzenia i potrzeba ich dowodzenia. Od nich też mamy nieskończoność i jej paradoksy...
PS
A liczbami to ponoć posługiwali się nawet Neandertalczycy: [ link ].
Posługiwanie się liczbami nie czyni matematykiem....
Mój ś.p. nauczyciel od matematyki - dr Bryszewski zawsze powtarzał, że liczyć to powinien umieć rachmistrz, a matematyk powinien umieć myśleć.
@Arek
"liczyć to powinien umieć rachmistrz, a matematyk powinien umieć myśleć"
Dokładnie tak samo uważam :)
Jednak nie wszyscy matematycy się z tym zgadzają. Na egzaminach często wyprowadzałem odpowiednie wzory i pisałem "a teraz wystarczy tylko policzyć". Czasami dostawałem piątkę a czasami trzy z plusem.
Różnie z tym bywa. Przypomniała mi się śmieszna historia z czasu moich studiów. Było sobie zadanie na kolokwium, na którym trzeba było obliczyć masę białego karła. Kolega wszystko na początku zrobił dobrze. Użył prawidłowych wzorów, wyprowadził ostateczną formułę i zaczął do niej podstawiać. Jedyne w czym się walnął to prędkość światła, zgubił albo dodał jedno zero w efekcie ostateczny wynik był o rząd wielkości różny od właściwego. W zasadzie trzeba było przesunąć przecinek o jedno miejsce i byłby wszystko wzorowo.
Dostał zero punktów. Gdy poszedł do asystenta wykłócać się o lepszy wynik, odbył się taki dialog, przy którym byłem osobiście:
Asystent: "Co było poleceniem w zadaniu?"
Student: "Obliczyć masę białego karła"
Asystent: "Czy obliczył Pan masę białego karła?"
Student: "Nie"
Asystent: "No to przegrał Pan teleturniej. Zero punktów."
Mieliśmy ubaw przez następne pół roku :)
Okrutnik!
Szabla: "Posługiwanie się liczbami nie czyni matematykiem...."
Neandertalczyka chyba żadnego nie uczyniło - to fakt, ale... miało być o naukowcach przedkopernikańskich, a nie tylko o matematykach? Ale nawet jeśli, ograniczymy się do matematyków, to oni mają przecież teorię liczb (m.in. w spadku po Diofantosie! ;)
Arek: "Gdy poszedł do asystenta wykłócać się o lepszy wynik, odbył się taki dialog"
A kolega-asystent dalej uczy? :P
Teraz chyba już na emeryturze. Ale w ogólności to był bardzo fajny człowiek. Trochę się tam droczył, bo ostatecznie kolega z tego przedmiotu i tak dostał piątkę.
:D