Legendarne aparaty - Leicaflex, czyli konserwatywna rewolucja
1. Legendarne aparaty - Leicaflex, czyli konserwatywna rewolucja
![]() |
Do startu w tej „konkurencji” Leitz wprowadził doskonale wykończone, niezwykle solidne i drogie lustrzanki o nazwie Leicaflex. Jak zwykle niezawodne i jak zwykle niezwykle konserwatywne. Już w momencie debiutu Leicafleksowi zabrakło bowiem kilku funkcji dostępnych w najbardziej zaawansowanych aparatach tego czasu. Falę krytyki przyniósł sposób pomiaru światła, co prawda oparty na elemencie CDS, lecz nie przez obiektyw – co już czas jakiś oferował Topcon RE-Super i Asahi Pentax Spotmatic, a niebawem Nikon F Photomic T, Canon Pellix i nawet równie konserwatywna Alpa. Leicafleksowi brakowało także wymiennych układów celowniczych (dawno już oferowanych przez Mirandę, Canon Canonfleksa i Nikona F). Aparat miał jednak znakomitą migawkę o najkrótszym czasie 1/2000 s, podnoszone lustro i podgląd wartości czasu ekspozycji w celowniku. Sam celownik był bardzo jasny, choć aparat nie oferował możliwości podglądu głębi ostrości. Korpus nie miał też „gorącej stopki”, jednak wyposażony był w kontakty do lamp spaleniowych i elektronowych.
![]() |
Transport filmu oczywiście ręczny, podobnie jak zwijanie. Powstała także wersja Leicaflex SL MOT, do której można było podpiąć motor pracujący z maksymalną prędkością 3 klatek na sekundę. Nie była ona jednak zbyt popularna (sprzedano około tysiąca sztuk) – głównie za sprawą tego, że motor był niemal rozmiaru korpusu aparatu i chyba nawet przewyższał go wagą.
![]() |
Aparat miał zupełnie nowy system mocowania obiektywów – bagnet Leica R. Pozostał on zasadniczo niezmieniony do końca produkcji analogowych małoobrazkowych lustrzanek Leitza (co nastąpiło w marcu 2009 roku) – także dzięki temu, że od początku projektowany był z myślą o stopniowej modernizacji. Widać to między innymi po szerokości samego obiektywu (i jego mocowania).
![]() |
Choć obiektywy do dalmierzy serii M produkowane były w ogromnym wyborze (i świetnej jakości), to nowy system R rozwijał się stopniowo. W momencie debiutu Leicafleksa wybór obiektywów był dość ubogi. Do nowego korpusu firma zaproponowała początkowo jedynie cztery szkła: Elmarit 2.8/35 mm, Summicron 2/50 mm, Elmarit 2.8/90mm i Elmarit 2.8/135 mm – za to ze znakomitą jasnością i rewelacyjną jakością techniczną oraz optyczną. Rok później do systemu Leica R dołączono obiektyw Super-Angulon 3.4/21 mm (optyka Schneider), a następnie w 1968 roku makro-Elmar 4/100 mm i Elmarit 2.8/180 mm, a wreszcie w 1969 roku retro-focus Super-Angulon 4/21 mm (także Schneider), PA-Curtagon 4/35 mm ze Swiftem, a także produkowane we współpracy ze Schneider, Summilux 1.4/50 mm, Summicron 2/90 mm, oraz wyprodukowany we Francji przez Angenieux (wyłącznie dla Leiki) zoom 2.8/45–90 mm.
Gdy debiutował Leicaflex, „na maszynach” w wytwórni Wetzlar królowały dalmierze – produkowany od 1954 model M3, pokazany po raz pierwszy w 1957 roku M2 i model M1, którego premiera miała miejsce w 1959 roku. Konstrukcja tych aparatów zawarta w dokładnym prostopadłościanie ma niemal skrajnie geometryczną formę. Linie korpusu Leicaflexa, choć bardzo odmienne od tego wzornictwa, do dziś urzekają niezwykle czystym i funkcjonalnym kształtem. W kwestii ergonomii warto wspomnieć o kolejnej rewolucyjnej zmianie – po raz pierwszy aparaty Leiki mają niewymienną dolną ściankę i tylną na zawiasach! Leicaflex szybko stał się synonimem technicznego mistrzostwa i nienagannej jakości produkcji. Jego korpus to odlew ciśnieniowy z aluminium, wykonywany w jednym kawałku. Podobnie górna pokrywa, zaś dolna wykonana z chromowanego mosiądzu.
![]() |
Migawka to ewolucja tych montowanych w systemie M, sterowana mechanicznie z roletami z podgumowanego płótna. Oferuje prędkości od 1 do 1/2000 s plus B, a czas synchronizacji flesza to 1/100 s. Działanie migawki jest gładkie, solidne i mimo upływu lat (przynajmniej w moim egzemplarzu) absolutnie pewne i niezawodne. Spust jest zaskakująco łagodny, bez opóźnienia (tak widocznego choćby w R6.2). Ruch lustra jest doskonale tłumiony, co pozwala na bezpieczną pracę „z ręki” na długich czasach ekspozycji. Blokada lustra w górnym położeniu pozwala nie tylko uniknąć drgań, ale też stosować obiektywy bez retrofokusa, które wnikają głęboko do komory za lustrem (np. pierwsza wersja obiektywu Super-Angulon 21 mm – dostarczana ze specjalnym celownikiem, który mocowano w sankach na górnej części pryzmatu).
Mój egzemplarz Leicafleksa ma numer seryjny 1165696. Powstał w grudniu 1966 roku, w trzeciej serii produkcyjnej, która objęła 8 tysięcy sztuk – jak ja lubię tę niemiecką skrupulatność…
Jak dziś użytkuje się ten aparat? Chyba równie komfortowo jak w 1967 roku. Nie ma zbędnych funkcji, przełączników ani ustawień, a korpus wzbudza szacunek sporą wagą. Znakomity jest układ celowniczy (o ironio, aby go tu pokazać, musiałem użyć aparatu w telefonie komórkowym). Szkoda jedynie, że oryginalne baterie rtęciowe nie są już produkowane, zatem na wskazaniach zewnętrznego światłomierza trudno polegać. Optyka systemu R pasuje do tego korpusu praktycznie bez względu na rok produkcji i choć ceny tych szkieł są nadal bardzo wysokie – ich jakość wynagradza wszystko.
O autorzePiotr Gawron (www.szufladafotografii.pl) – dziennikarz, publicysta, fotograf, rzecznik prasowy, doradca w zakresie PR i komunikacji. Zagadnieniami public relations zajmuje się zawodowo od ponad 15 lat. Doświadczenie zawodowe zdobywał jako Kierownik Działu PR i Komunikacji Totalizatora Sportowego, Dyrektor Generalny Komitetu Wykonawczego i Sztabu Projektu EURO 2012, Rzecznik Prasowy Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej, Rzecznik Prasowy Mennicy Państwowej oraz Rzecznik Prasowy i Dyrektor Biura Prasowego Telekomunikacji Polskiej S.A. Specjalizuje się w projektach szkoleniowych z zakresu podstaw public relations (teoria i praktyka), tworzenia i zarządzania zespołami PR, najważniejszych aspektów w komunikacji z mediami, zarządzania wizerunkiem firmy, tworzenia planów komunikacyjnych oraz z zakresu podstaw sponsoringu i praktyki organizacji spotkań medialnych. |