Olympus OM-D E-M1 Mark III - test trybu filmowego
1. Wstęp
Jeśli chodzi o tryb filmowy w swoich aparatach, Olympus zawsze był raczej wśród firm „goniących za konkurencją” niż wyznaczających standardy. Tę drugą funkcję w systemie Mikro Cztery Trzecie w zasadzie od początku pełni Panasonic, a od niedawna także Blackmagic Design. Olympus, jak się wydaje, skupił się raczej na grupie docelowej fotografów-podróżników, których priorytetem są zdjęcia. Film może być oczywiście pożądanym dodatkiem do ich pracy, ale raczej nikt nie będzie od nich oczekiwał materiału na poziomie specyfikacji technicznej Netfliksa.
Mniej więcej w taką filozofię wydają się wpisywać zachowawczo rozwijane tryby filmowe w kolejnych aparatach Olympusa. Pierwszym wartym wspomnienia w tym kontekście modelem jest E-M5 Mark II, który jako pierwszy zaoferował nagrywanie w przyjaznych Europejczykom klatkażach. Wcześniej bowiem firma wydawała się nie dostrzegać istnienia Europy i innych regionów na świecie, gdzie standardem jest system PAL i filmowanie w 25 klatkach na sekundę. Ale warto wspomnieć E-M5 Mark II także ze względu na fenomenalną – jak zresztą w większości aparatów Olympusa – stabilizację matrycy, która w momencie premiery nie miała sobie równych.
W kolejnych modelach pojawił się tryb slow motion, 4K, bardziej zaawansowane profile obrazu i inne funkcje, których oczekiwalibyśmy od filmującego aparatu. To wszystko powoduje, że najnowszy flagowiec firmy – Olympus OM-D E-M1 Mark III – mimo że nadal poniekąd „goni konkurencję”, to zaszedł w tym tak daleko, że jego możliwości do wielu zastosowań (np. vlogowania) mogą w zupełności wystarczyć. Czy jest tak faktycznie, przekonamy się w teście. Zapraszamy do lektury!
Aparat do testu udostępniła firma Olympus Polska, za co serdecznie dziękujemy.