Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie, a także do prawidłowego działania i wygodniejszej obsługi. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Partnerzy mogą połączyć te informacje z innymi danymi otrzymanymi od Ciebie lub uzyskanymi podczas korzystania z ich usług i innych witryn.
Masz możliwość zmiany preferencji dotyczących ciasteczek w swojej przeglądarce internetowej. Jeśli więc nie wyrażasz zgody na zapisywanie przez nas plików cookies w twoim urządzeniu zmień ustawienia swojej przeglądarki, lub opuść naszą witrynę.
Jeżeli nie zmienisz tych ustawień i będziesz nadal korzystał z naszej witryny, będziemy przetwarzać Twoje dane zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W dokumencie tym znajdziesz też więcej informacji na temat ustawień przeglądarki i sposobu przetwarzania twoich danych przez naszych partnerów społecznościowych, reklamowych i analitycznych.
Zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies możesz cofnąć w dowolnym momencie.
No dobrze, tym razem nie jest to tytuł piosenki (choć napisano mnóstwo piosenek ze słowem „faces” w tytule), lecz nazwa grupy rockowej The Faces. A przynajmniej jej część, mam bowiem na myśli zespół Rod Stewart and Faces. Otóż gdy Rod Stewart sam stał się sławny, szybko odłączył się od The Faces i został tym Rodem Stewartem, którego znamy. Takie rzeczy się zdarzają, nieprawdaż? Nie ma się czemu dziwić. Mnie także przytrafiła się podobna historia. Dawno, dawno temu, gdy dopiero zaczynałem zajmować się retuszowaniem portretów, założyłem niewielką firmę o nazwie Scott i Banda Magików. Przez dłuższy czas jeździliśmy od klubu do klubu i retuszowaliśmy zdjęcia lokalnych piękności, barmanów, kelnerów i wykidajłów, aż do dnia, gdy dostałem zlecenie na retusz zdjęcia właściciela lokalu (pamiętam go jak dziś… nazywał się Zenon Sempiterna). Tak czy owak, facet rzeczywiście miał problem… takich przerw w uzębieniu nie widziałem ani wcześniej, ani potem. Dzięki narzędziom Photoshopa udało mi się jednak załatać wszystkie braki niczym dentyście-cudotwórcy, a klient był tak zadowolony, że natychmiast zwolnił wszystkich swoich nadwornych fotografów i zatrudnił właśnie mnie, na bardzo godziwych warunkach. Nigdy nie zapomnę chwili, gdy wchodziłem do naszego studia po raz ostatni. Cała Banda Magików pracowała już pełną parą, lecz gdy wszedłem, odwrócili się jak jeden mąż. Kochane chłopaki. Wystarczył im rzut oka, by domyślić się, że wszystko skończone, przynajmniej dla mnie… na szczęście nadal jesteśmy przyjaciółmi i gdy jeden z nich natrafi na naprawdę fatalny portret jakiejś persony, daje mi cynk, żebym wpadał. Wskakuję wtedy do mojego Porsche 911 Turbo, podjeżdżam do starego, rozsypującego się już dziś biura, oglądam znalezisko i wraz ze starymi kumplami śmiejemy się do rozpuku. Ech, jakże ja tęsknię za tymi czasami!
Niniejszy artykuł stanowi fragment książki pt. "Fotografia cyfrowa. Edycja zdjęć. Wydanie IV" autorstwa Scotta Kelby wydanej przez wydawnictwo Helion S.A.— red.
Wygląda na to, że korzystasz z oprogramowania blokującego wyświetlanie reklam.
Optyczne.pl jest serwisem utrzymującym się dzięki wyświetlaniu reklam. Przychody z reklam pozwalają nam na pokrycie kosztów związanych z utrzymaniem serwerów, opłaceniem osób pracujących w redakcji, a także na zakup sprzętu komputerowego i wyposażenie studio, w którym prowadzimy testy.
Będziemy wdzięczni, jeśli dodasz stronę Optyczne.pl do wyjątków w filtrze blokującym reklamy.