Stany Zjednoczone - zaćmienie Słońca
Maj 2012
Maj 2012
obrączkowe zaćmienie słońca nad Wielkim Kanionem
Las Vegas, Utah, Arizona, Nevada
16-24 maja 2012 r.
O Fotomisji
Fotomisja w USA to ekscytujący 9-dniowy plener fotograficzny, który prowadził astronom i redaktor naczelny Optyczne.pl Arkadiusz Olech. W wyprawie wzięła udział grupa osób, które każdego dnia miały okazję fotografować niesamowite krajobrazy, niezwykłe miejsca i zjawiska zarówno te przyrodnicze jak i astronomiczne. Każda sesja fotograficzna została poprzedzona krótkim wykładem na temat technik robienia zdjęć w określonych warunkach, a zdobytą wiedzę w chwilę później uczestnicy mogli wykorzystać w praktyce. Swoje postępy mogli śledzić dzięki wieczornym dyskusjom, podczas których wraz ze specjalistą przeglądali swoje najciekawsze zdjęcia i dowiadywali się, co zrobić, aby były jeszcze bardziej udaneDodatkowo na czas Fotomisji wyposażyliśmy uczestników w obiektywy Sigma wedle życzenia (do wyboru było ponad 100 modeli), które zapewnił partner Fotomisji - Sigma ProCentrum, a także sprzęt obserwacyjny i specjalny sprzęt do fotografowania zaćmienia, który dostarczył nam partner Fotomisji firma Delta Optical.
Relacja
Dzień 16 maja zaczął się dla większości z nas bardzo wcześnie, a to za sprawą terminu zbiórki na lotnisku Okęcie, który został wyznaczony na godzinę 4 rano. Wszyscy stawili się w komplecie (choć niektórzy sfatygowani przez grypę żołądkową), włącznie z ekipą Sigma ProCentrum, która sprawnie wydała zamówione obiektywy Sigmy.O 6 rano byliśmy już w samolocie. Szybki przelot do Amsterdamu, w którym mieliśmy kilka godzin na nadrobienie zaległości we śnie. Udało się to dzięki wygodnym leżankom zainstalowanym na tym lotnisku. Potem znów samolot i prawie 10 godzin lotu do Minneapolis, w którym czekała nas ostatnia przesiadka i kolejny lot tym razem już docelowy - do Las Vegas.
Wieczór Las Vegas przywitał nas 35 stopniowym upałem ale także klimatyzowanym busem, który był do naszej dyspozycji przez cały pobyt w USA. Za jego kierownicą usiadł sympatyczny kierowca-przewodnik Steve, który szybko przewiózł nas do ogromnego hotelu New York New York, w którym byliśmy zakwaterowani i gdzie zjedliśmy kolację oraz gdzie mieliśmy okazję przekonać się, że kelnerzy w Las Vegas też hołdują zasadzie południowców mówiącej, że co masz zrobić dziś, zrób jutro. Późnym wieczorem odbyliśmy jeszcze rajd po Las Vegas zwiedzając jego główne ulice i zaglądając do niektórych kasyn.
Dzień drugi to w zasadzie dzień drogi. Czekała nas bowiem trasa o długości prawie 450 kilometrów, bo taka dzieli Las Vegas od Sedony w Arizonie, gdzie mieliśmy zaplanowany kolejny nocleg. Trasa wydłużyła się ponad plan, a to ze względu na dużą ilość ciekawych miejsc, które udało nam się wypatrzeć z busa, zatrzymać się i zrobić kilka ujęć. Jednym z nich była słynna droga Route 66, której fragment mieliśmy okazję pokonać i zwiedzić.
Miasto Sedona znane jest z niepowtarzalnego krajobrazu, który tworzą monumentalne formacje czerwonych skał z piaskowca, tzw. Red Rocks. Skały te wyglądają imponująco gdy odbijają czerwono-pomarańczowe promienie zachodzącego słońca. I w takich właśnie warunkach dane nam było je fotografować. Już po zmroku, udaliśmy się na kolację, którą zjedliśmy na tarasie małej, lokalnej restauracji tuż obok szumiącego miło górskiego strumyka.
Kolejny dzień i kolejna zmiana stanu. Tym razem przemieściliśmy się z Arizony do Utah, gdzie znajduje się doskonale znana z westernów Johna Forda Monument Valley. Jest to bezkresna pustynia, na której wyrastają majestatyczne, potężne czerwone skalne iglice i góry stołowe. Największe i najbardziej efektowne z monolitów wznoszą się na wysokość nawet 300 metrów. Można tutaj natrafić na rysunki naskalne oraz kilka mniejszych, ale ładnie położonych - pozostałości po budowlach Indian Anasazi.
Nasz hotel oraz restauracja, prowadzone przez Indian Navaho, znajdowały się tuż u stop owych imponujących skał. Po obiedzie, zawierającym lokalne indiańskie specjały, mieliśmy zaplanowaną wycieczkę jeepem po Monument Valley. Piękna pogoda towarzysząca nam od samego początku wycieczki, tym razem załamała się i cała wyprawa odbywała się w ekstremalnych warunkach potężnej burzy piaskowej. Mogliśmy więc podziwiać cuda natury w okolicznościach jakie trafiają się rzadko, a jednocześnie przetestować wytrzymałość naszych aparatów i obiektywów. Wycieczka trwała kilka godzin i do hotelu wróciliśmy dopiero po zmroku. Ponieważ pogoda znów zrobiła się doskonała, część z nas wyszła fotografować gwiazdy.
Dzień czwarty to główny cel naszej wyprawy czyli Wielki Kanion Kolorado. Docieraliśmy do niego stopniowo zatrzymując się kilkukrotnie przy wielu punktach widokowych, z których każdy kolejny dawał widoki piękniejsze niż poprzedni. Chcąc wykonać jak najwięcej zdjęć, do hotelu w Grand Canyon Village dotarliśmy późnym popołudniem. Kolację zdecydowaliśmy się przełożyć na później, bo chcieliśmy zdążyć na zachód Słońca, który zaplanowaliśmy podziwiać z Hopi Point - miejsca, które jest w przewodnikach zachwalane jako najbardziej nadające się do obserwacji zachodów naszej dziennej gwiazdy. Zachód ten miał być też generalną próbą przez następnym, podczas którego miało wydarzyć się obrączkowe zaćmienie Słońca.
Po dotarciu na miejsce z przerażeniem zobaczyliśmy, że dobę przed zaćmieniem Hopi Point jest zapełnione tłumem ludzi, którzy okupują miejsca nawet przy samej krawędzi kanionu. Wiedzieliśmy już, że warunki podczas zaćmienia mogą być ekstremalne i po burzliwej dyskusji połączonej z analizą map oraz zdjęć satelitarnych, zdecydowaliśmy się, że zaćmienie będziemy fotografować z Navaho Point. Jest on mniej popularny niż Hopi Point, a widok z niego rozciągający się tak samo efektowny, a jednocześnie zapewniający lepsze warunki do obserwacji i fotografowania zaćmienia.
Według oryginalnego planu wyprawy dzień piąty w miał być w całości spędzony nad kanionem. Nie mogliśmy jednak wysiedzieć spokojnie, zerwaliśmy się prawie o świcie, by jeszcze przed zaćmieniem pokonać ponad 200 kilometrów do słynnego krateru meteorytowego Barringera. Kilkadziesiąt tysięcy lat temu w wyniku uderzenia żelaznego meteorytu o średnicy około 50 metrów na środku płaskowyżu w Arizonie powstało wgłębienie o głębokości 170 m i średnicy 1200 m. Z miejsca widokowego na jego krawędzi udało nam się wykonać sporo zdjęć, a jednocześnie starczyło nam czasu na szybki rzut okiem na muzeum poświęcone meteorytom.
Potem znów wsiedliśmy do busa, wróciliśmy na obiad (zjedzony w biegu) do Grand Canyon Village i ruszyliśmy w podróż do Navaho Point. Chcieliśmy tam być około dwóch godzin przed zaćmieniem, tak aby należycie przygotować siebie i sprzęt do obserwacji oraz fotografowania zjawiska.
Zgodnie z naszymi oczekiwaniami tłumów nie było. Ludzi jednak nie brakowało. Amerykanie potraktowali to wydarzenie astronomiczne jako świetną okazję do pikniku. Pod prawie każdym większym drzewem, rozkładała się rodzina organizując prawdziwą ucztę, wyciągając z turystycznych lodówek ogromną ilość przekąsek, zimnych napojów, piwa oraz wina. Nie zabrakło też prawdziwych miłośników astronomii. Naszą uwagę zwrócił przesympatyczny Teksańczyk, który przyjechał obserwować zjawisko przy pomocy zestawu, który jest chyba marzeniem każdego miłośnika astronomii w Polsce. Na montażu Takahashi EM-10, powiesił refraktor apochormatyczny Tele Vue 101 mm wyposażony w nasadkę lornetkową oraz dwa okulary Tele Vue. Na obiektyw nałożony został wąskopasmowy filtr H-alfa, który dawał zapierające dech w piersiach obrazy tarczy słonecznej. Teksańczyk z dumą i radością pozwalał wszystkim chętnym rzucić okiem przez swój teleskop.
Pogoda dopisała idealnie i zjawisko obrączkowego zaćmienia Słońca mogliśmy obserwować i fotografować od samego początku do samiutkiego końca, gdy wciąż częściowo zaćmione Słońce schowało się za krawędź Wielkiego Kanionu.
Zmęczeni, choć jednocześnie bardzo szczęśliwi i wciąż rozentuzjazmowani wróciliśmy do Grand Canyon Village na bardzo późną kolację.
Kolejny dzień to kolejna pobudka wczesnym rankiem, śniadanie i wyjazd do kolejnych ciekawych miejsc. Pierwszym celem było przepiękne Horseshoe Bend - jedno z najpiękniejszych zakoli rzeki Kolorado, a jednocześnie doskonały test mocy lęku wysokości. Tak wysokich i opadających pionowo w dół zboczy nie widzieliśmy nigdzie indziej. Następny przystanek to tama Glen na rzece Kolorado i utworzone przez ją jezioro Powell.
Kolejnym celem był Red Canyon będący małym preludium przed Parkiem Narodowym Bryce Canyon. Kiedyś wypełniająca dolinę woda naniosła tu sporą ilość osadów, które po wysuszeniu i wypiętrzeniu kanionu utworzyły setki skalnych kolumn o czerwonym zabarwieniu wypełniających całą dolinę. Widoki były tak piękne, że zdjęcia robiliśmy praktycznie non stop. Mało kto przeznaczył ten czas na sen, bo po wieczornej sesji w kanionie, przyszedł czas na fotografię nocną, a następnie na pieszą wyprawę do brzegu kanionu, tak aby na jego krawędzi obserwować wschód Słońca. Tego dnia przekonaliśmy się, że w Utah, na wysokości 2600 m.n.p.m., warto ubrać się ciepło i to nawet w maju. Temperatura była bliska zera stopni Celsjusza i część z nas musiała pobawić się w jogging, aby rozgrzać zziębnięte kończyny.
Kolejny dzień to znów długa podróż - tym razem powrotna do Las Vegas. Znów mieliśmy na koncie kilka przystanków, w tym na środku pustyni w Nevadzie, gdzie zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej i kasynie prowadzonym przez lokalne plemię Indian. Miejscu, w którym padł rekord temperaturowy naszego pobytu w USA. Słupek rtęci sięgnął wtedy 42 stopni w cieniu. Tego dnia mieliśmy więc okazję doświadczyć ponad 40 stopni różnicy. Ci co rankiem przemarzli do szpiku kości mieli możliwość rozgrzać się, a nawet przegrzać, bo w takich warunkach klimatyzacja naszego busa ledwo dawała radę walczyć z gorącem.
Do Las Vegas dotarliśmy na późny lunch - znów w hotelu New York New York. Po lunchu spacer, a po nim uroczysta, pożegnalna kolacja w restauracji w kolejnym sławnym hotelu tym razem MGM Grand. Kolacja nie była, rzecz jasna, ostatnim punktem dnia i nocy, bo większość z nas zdecydowała się na kolejny rajd po kasynach, a w szczególności na wizytę przy znanych fontannach hotelu Bellagio.
Ranek następnego dnia to już tylko przejazd na lotnisko Las Vegas, pożegnanie z sympatycznym Stevem oraz przelot, tym razem z przesiadkami w Memphis i Amsterdamie. Długa podróż była okazją do uzupełnienia braków we śnie. Dnia 24 maja, wczesnym popołudniem, zmęczeni lecz bardzo szczęśliwi i zadowoleni wylądowaliśmy w Warszawie.
Program Fotomisji
Dzień 1
Zbiórka na lotnisku w Warszawie. Po opuszczeniu kraju czeka nas przesiadka na jednym z europejskich i amerykańskich lotnisk. Wieczorem wylądujemy w światowej stolicy rozrywki - Las Vegas. Dla wytrwałych nocna tura po największych kasynach.Dzień 2
Dziś rano wsiądziemy do naszego prywatnego busa i ruszymy w drogę z Las Vegas do miasta Sedona w Arizonie. To miasto znane jest z niepowtarzalnego krajobrazu, który tworzą monumentalne formacje czerwonych skał z piaskowca, tzw. Red Rocks. Skały te wyglądają imponująco gdy odbijają czerwono-pomarańczowe promienie zachodzącego słońca. Sedona jest jednym z najatrakcyjniejszych turystycznie miast na obszarze Stanu Arizona, a także jednym z popularniejszych miejsc kultu New Age. Po przyjeździe możemy zając się fotografią natury, skokami z wysokich czerwonych klifów do rwącej rzeki lub nasłuchiwać kojotów.Dzień 3
Z miasta Sedona wybierzemy się zobaczyć jeden z najlepiej zachowanych kraterów meteorytowych na świecie. Kilkadziesiąt tysięcy lat temu w wyniku uderzenia żelaznego meteorytu o średnicy około 50 metrów powstało tu wgłębienie o głębokości 170 m i średnicy 1200 m. Z miejsca widokowego na jego krawędzi z pewnością uda nam się zrobić parę ciekawych zdjęć. Następną atrakcją tego dnia będzie pobyt w Monument Valley. Jest to bezkresna pustynia, na której wyrastają majestatyczne, potężne czerwone skalne iglice i góry stołowe. Największe i najbardziej efektowne z monolitów wznoszą się na wysokość nawet 300 metrów. Można tutaj natrafić na rysunki naskalne oraz kilka mniejszych, ale ładnie położonych - pozostałości po budowlach Indian Anasazi. Z naszego hotelu umiejscowionego na skraju doliny wybierzemy się na 3 godzinną wycieczkę jeepem po rezerwacie Indian położonego w środku Monument Valley. Ta westernowa dolina, w której jak pomniki stoją pojedyncze monumentalne formacje skalne jest znana z wielu filmów i materiałów reklamowych rozpowszechnianych na całym świecie. Mówi się, że jest to najczęściej fotografowane miejsce w USA.Dzień 4
Z Monument Valley dostaniemy się nad Wielki Kanion. Tam obserwując jeden z najbardziej spektakularnych cudów natury uświadomimy sobie jak wielką moc ma przyroda. Architektem tego miejsca była rzeka Kolorado, która żłobiła kanion przez miliony lat. W obecnym kształcie Wielki Kanion ma 349 km długości i w najgłębszym miejscu 2133m głębokości. Szerokość waha się między 800m a 29 km w najszerszym miejscu. Jest to największy przełom rzeki na świecie. Tę i następną noc spędzimy w hotelu oddalonym o niewiele ponad 300 metrów od krawędzi kanionu.Dzień 5
Nad Wielkim Kanionem spędzimy cały dzień dając sobie czas na robienie zdjęć, tak aby każdy mógł zachować widok tego fantastycznego miejsca w postaci pięknych fotografii. Po południu nastąpi główny punkt programu, rozpocznie się zaćmienie słońca. Miejsce dobierzemy tak, aby całe zjawisko odbyło się tuż nad samym kanionem. W Arizonie zaćmienie będzie przebiegało nisko nad horyzontem. Zacznie się ono fazą częściową, którą będzie można podziwiać około 20 stopni nad horyzontem. Faza obrączkowa zacznie się 10 stopni nad horyzontem. W maksimum zaćmienia tarcza naszego naturalnego satelity zakryje aż 95% tarczy Słońca. Niskie położenie Słońca pozwoli nam nie tylko wykonać dokładne zdjęcia całego zjawiska astronomicznego, ale także kreatywnie wkomponować je w niesamowity krajobraz Wielkiego Kanionu.Dzień 6
Tego dnia znów przekroczymy granicę stanu Utah. Zobaczymy Imponujący Park Narodowy Bryce Canyon. Kiedyś wypełniająca dolinę woda naniosła tu sporą ilość osadów, które po wysuszeniu i wypiętrzeniu kanionu utworzyły setki skalnych kolumn o czerwonym zabarwieniu wypełniających całą dolinę.Dzień 7
Tego dnia czeka nas podróż z powrotem do stanu Nevada. Po drodze przejedziemy przez Park Narodowy Zion, przez który prowadzi malownicza droga, do której inżynierowie dodali występującego tu rudo-brunatnego kruszywa skalnego. W rezultacie droga nie dość że owija malownicze scenerie, to jeszcze sama jest niezwykle piękna, bo zamiast czarnego asfaltu, pod kołami samochodu wije się buro-rdzawy dywan, idealnie komponujący się z identycznym kolorem otaczającej przyrody. Wieczorem dotrzemy do Las Vegas. Dalszą część dnia a przede wszystkim nocy wykorzystamy na poznanie tego jedynego w swoim rodzaju miasta oraz zorganizujemy imprezę pożegnalną, na której wspólnie jeszcze raz przeżyjemy miniony tydzień i zebrane podczas wyprawy niezapomniane wrażenia.Dzień 8
Po pamiętnej (miejmy nadzieję…) nocy w Las Vegas, przed południem udamy się na lotnisko skąd wylecimy do Europy.Dzień 9
Po locie przez ocean czeka nas przesiadka na jednym z europejskich lotnisk. Po południu będziemy już w Warszawie.
Miejsca, które zwiedzili uczestnicyPokaż Fotomisja Optyczne.pl - USA 2012 r. na większej mapie |