Test nietypowych kompaktów
6. Sony Cyber-shot DSC-TX1
Sony Cyber-shot DSC-TX1 to brat testowanego już przez nas modelu Sony Cyber-shot DSC-WX1. Nie są to bracia bliźniacy, choć na świecie pojawili się tego samego dnia we wrześniu 2009 roku. Wiele ich łączy ale występują też pewnie różnice. DSC-TX1 pomyślany został jako mniejszy brat WX1, w efekcie jego grubość to jedynie 16 milimetrów! Ten naprawdę mały aparat mieści w sobie jednak równie dobrą funkcjonalność co jego większy odpowiednik. Całość pomyślana została tak, by bez problemu zmieściła się zarówno w kieszeni jak i damskiej torebce.
Niech nie zmylą Was zatem małe gabaryty tego aparaciku, jego parametrów nie powstydziłby się bowiem niejeden większy kompakt. Przede wszystkim, umieszczono w nim dobrze sprawującą się w słabych warunkach oświetleniowych matrycę typu Exmor R+ CMOS, o wielkości 1/2.4 cala i rozdzielczości 10.2 Mpix. Dokładnie taką samą, której dobre osiągi pozytywnie nas zaskoczyły w teście Sony DSC-WX1. Zastosowany procesor Bionz wraz z szybką matrycą CMOS pozwolił na zaoferowanie zawrotnej jak na kompakt prędkości trybu seryjnego – 10 klatek na sekundę. Takiej prędkości nie osiągają nawet niektóre profesjonalne lustrzanki uznawane za reporterskie. Oczywiście, istnieje pewne ograniczenie, ponieważ taką prędkość aparat oferuje jedynie w ciągu pierwszej sekundy, mimo wszystko jednak jest to niepomijalna zaleta TX1. W świetle tego nieomal oczywistym wydaje się zaoferowanie rejestrowania filmów w rozdzielczości HD 1280×720 z szybkością 30 klatek na sekundę. Aparat wyposażony jest również w bardzo ciekawą funkcję Sweep Panorama, która upraszcza tworzenie panoram do granic możliwości.
Występują również różnice między modelami DSC-TX1 i DSC-WX1. U mniejszego braciszka zrezygnowano z szerokokątnego obiektywu, ponieważ zakres oferowanych ogniskowych zawiera się między 35 a 140 mm. Obiektyw jest również ciemniejszy, ponieważ oferuje jasności od f/3.5 do f/4.6. Wszystko to jest oczywiście efektem bardziej kompaktowej budowy. W przeciwieństwie do DSC-WX1, obiektyw w tym modelu jest w całości umieszczony w obudowie aparatu. Wyobraźmy to sobie zatem, biorąc pod uwagę tak niewielką grubość aparatu. Czy tak kompaktowa budowa negatywnie odbija się na jakości optyki, pokażą testy w dalszej części.
W zamian za mniej interesujący zakres ogniskowych, testowany model wyposażono w duży, 3-calowy, panoramiczny ekran dotykowy Clear Photo LCD Plus, a co za tym idzie nowy, dotykowy system obsługi. Aparat zasilany jest dedykowanym akumulatorem NP-BD1, a zdjęcia przechowywane są na kartach pamięci Memory Stick PRO Duo lub niewielkiej, 11 MB pamięci wbudowanej.
Budowa i jakość wykonania
Smukły Sony DSC-TX1 prezentuje się bardzo ciekawie. W najgrubszym miejscu ma 16 mm, jednak wydaje się cieńszy, ponieważ na brzegach jeszcze bardziej się zwęża. Pozytywne wrażenie dodatkowo potęguje eleganckie wykonanie z posrebrzanych materiałów – w części matowych, a w części połyskliwych. Wszystko zostało elegancko spasowane i nie ma mowy o niedoróbkach. Za ogólne wrażenie więc należy się zdecydowana pochwała.
Schowany wewnątrz obudowy obiektyw oraz lampę błyskową zasłania z przodu przesuwana klapka. Z jednej strony to teoretycznie dobre rozwiązanie, dodatkowo chroniące optykę przed zabrudzeniem. Opuszczenie klapki automatycznie włącza aparat. W praktyce niejednokrotnie zdarzało nam się to niezamierzenie np. w trakcie transportu albo wyjmowania z kieszeni. Mamy więc wobec tego rozwiązania mieszane uczucia. Nie da się jednak nic złego powiedzieć o wykonaniu samego mechanizmu – klapka przesuwa się gładko i jest doskonale spasowana.
Ze względu na dotykowy interfejs obsługi, z tyłu znalazł się praktycznie tylko duży, 3-calowy ekran panoramiczny oraz mocowanie do paska, które dodatkowo służy jako podpórka pod kciuk. Na samej górze tylnej ścianki umieszczono jedynie przycisk do odtwarzania zdjęć. Rozwiązanie o tyle dobre, że dzięki niemu możemy włączyć aparat w trybie oglądania zdjęć, bez opuszczania klapki. Nie w każdym modelu z panelem dotykowym jest to możliwe.
Na górze również liczbę przycisków ograniczono do minimum. Włącznik, spust migawki oraz dźwignia zmiany ogniskowej. Jest to więc pod względem minimalizmu przycisków sytuacja podobna jak w testowanych również Samsungach ST550 oraz ST1000. Cały ciężar obsługi został przeniesiony na panel dotykowy, liczba fizycznych przycisków ograniczona zaś do minimum.
U dołu aparatu umieszczono łącze bez żadnej osłony, gwint statywowy oraz klapkę na baterię i kartę pamięci. Zawsze krytykujemy nieosłonięte łącze danych, jednak z drugiej strony, pamiętajmy, że aparat podłączyć można do opisywanego dalej urządzenia Sony Party-shot IPT-DS1 i zaślepka by to praktycznie uniemożliwiała.
Pod względem budowy i jakości wykonania aparat prezentuje się zatem naprawdę dobrze. Smukły kształt, małe rozmiary, elegancka posrebrzana obudowa – Sony DSC-TX1 w miły sposób odbiega od często spotykanych, czarnych i matowych obudów aparatów. Jeśli dodamy do tego solidność wykonania, nawet nieosłonięte złącze danych jakoś łatwiej wybaczyć.
Użytkowanie
Jak już podkreślaliśmy, obsługa Sony DSC-TX1 opiera się na panelu dotykowym. W takich sytuacjach niezwykle istotne jest, by panel dotykowy był precyzyjny i miał odpowiednią czułość. Świetnie pod tym względem spisywały się wyświetlacze w Samsungu ST550 i ST1000. W testowanym Sony również jest dobrze, ale odrobinę gorzej. Czasem zdarza się konieczność dotknięcia jakiejś ikonki powtórne, bo za pierwszym razem nie odniosło to skutku. Wraz z pewną delikatną ospałością zmieniania się pozycji menu daje to wrażenie mniejszej dynamiki pracy niż choćby we wspomnianych Samsungach.
Menu podręczne | Menu główne |
|
|
Poza tymi kilkoma mniej pozytywnymi słowami, pozostaje nam Sony właściwie już tylko chwalić. Menu jest przejrzyste, ikonki prezentują się ładnie i intuicyjnie. Po lewej stronie mamy do dyspozycji: wejście do Menu głównego, włączenie i czułość wykrywania uśmiechu, tryb pracy lampy błyskowej, wybranie czułości ISO oraz szybkość zdjęć seryjnych. Po prawej znajduje się natomiast wskaźnik naładowania poziomu baterii, stan zajętości karty, wybrany format zdjęć, tryb pracy aparatu oraz przejście do trybu oglądania zdjęć. Opisany zbiór ikon wyświetlany jest w najbardziej manualnym trybie Autoprogram. Cieszy nas m.in. wybór czułości ISO już w menu podręcznym, a nie schowanie go do menu głównego. W innym trybach lista ikon po lewej stronie może się zmieniać. Dla przykładu w trybie automatycznym ikonę zmiany ISO zastępuje ikona samowyzwalacza. Gdzie zaś podziewa się zatem samowyzwalacz w trybie P? Wędruje do menu głównego. Nie rozpędzajmy się jednak z krytyką za takie wędrowanie opcji. Sony DSC-TX1 wyposażono bowiem w niezwykle przydatne rozwiązanie – możliwość dowolnego umieszczania ikon po lewej stronie menu podręcznego. Wystarczy w menu głównym wybrać opcję konfiguracji i już możemy przeciągnąć (dosłownie) wybraną ikonę do menu podręcznego. Nie używamy rozpoznawania uśmiechu w trybie P? Nic prostszego – przeciągnijmy tam np. korekcję ekspozycji albo wybór balansu bieli. Bardzo nam się to rozwiązanie spodobało, nie ma bowiem już powodów do narzekań, że jakaś funkcja została zbyt głęboko schowana w menu. Możemy ją po prostu stamtąd przenieść!
Sony oferuje następujące tryby pracy:
- Inteligentna autoregulacja – pod tym tajemniczym tytułem kryje się najbardziej automatyczny tryb pracy aparatu. Poza szeregiem funkcji, które możemy w nim włączyć bądź wyłączyć (wykrywanie twarzy, makro, redukcja czerwonych oczu, wykrywanie uśmiechu) z bardziej zaawansowanych opcji pozwala tylko na korekcję ekspozycji.
- Autoprogram – najbardziej manualny z trybów, jedyny który pozwala ręcznie ustawiać czułość ISO. Również tylko w tym trybie możemy ręcznie włączyć bądź wyłączyć funkcję DRO (Dynamic Range Optimizer).
- Korekcja drgań – to specjalny tryb, w którym priorytetem jest wykonywanie nieporuszonych zdjęć z ręki. Uruchamia on hybrydową stabilizację optyczno-elektroniczną. Żeby było zabawniej, w menu da się stabilizację optyczną wyłączyć.
- Z ręki o zmierzchu – bardzo ciekawa funkcja, znana już i przetestowana w modelu DSC-WX1. Polega na wykonaniu serii sześciu zdjęć, które następnie łączone są przez aparat w celu efektywniejszej redukcji szumów bez utraty szczegółowości zdjęć. Jest ona możliwa oczywiście dzięki szybkiemu trybowi seryjnemu – kolejne zdjęcia są wykonane na tyle szybko po sobie, że liczyć można na nieporuszenie mniej ruchomych obiektów na scenie.
- Wybór sceny – nie znamy aparatu kompaktowego, który nie oferowałby owego trybu wyboru predefiniowanych scen, dopasowanych do konkretnych warunków. W Sony DSC-TX1 są to: Duża czułość (podbijająca kosztem rozdzielczości ISO do 3200), Miękkie ujęcie (tryb portretowy z rozmytym tłem), Pejzaż, Portret-zmierzch, Zmierzch, Kulinaria, Zwierzę domowe, Plaża, Śnieg, Fajerwerki, Podwodne i Krótki czas migawki.
- Rozległa panorama – wspomniana we wstępie funkcja Sweep panorama pozwala w bardzo wygodny sposób tworzyć panoramy o kącie widzenia do 256 stopni. Wystarczy tą funkcję włączyć, nacisnąć spust migawki, obrócić aparat w odpowiednim kierunku, a aparat dokona złożenia zdjęć w panoramę. Cieszy, że producent nie pozbawił nas w tym trybie kilku istotnych opcji, m.in. zmiany balansu bieli i korekcji ekspozycji.
- Tryb filmu – filmowanie w aparacie oferującym rozdzielczość HD nie mogło zostać potraktowane po macoszemu. I tak też się nie stało. Możemy dokonywać korekcji ekspozycji, balansu bieli, ustawiać tryb pomiaru światła oraz włączyć/wyłączyć stabilizację.
Autofokus działa sprawnie choć z typową dla kompaktów tej klasy prędkością. Również automatyczny balans bieli nie zawiódł nas specjalnie, tradycyjnie nie radząc sobie zbytnio przy świetle żarowym. Ogniskowa, podobnie jak w pozostałych testowanych aparatach, zmieniana może być za pomocą dźwigni skokowo. Cały zakres ogniskowych to około 15–16 skoków, co jest na tle pozostałych aparatów dobrym wynikiem. Przyznać jednak należy, że trzeba się wykazać sporą cierpliwością by zoom ustawić w pożądanej przez nas, konkretnej pozycji.
Funkcja kręcenia filmów z pewnością nas nie zawiodła. Rejestrowane obrazy i dźwięki są dobrej jakości, a co równie ważne – w trakcie filmowania można zmieniać ogniskową, a aparat automatycznie ustawia ostrość. Wykonywane jest to z pewnym opóźnieniem, z pewnością po to by system ustawiania ostrości nie wariował przy każdej zmianie kadru lub nowym obiekcie na scenie. Zapraszamy do obejrzenia przykładowego filmu.
Sony DSC-TX1 to kolejny bardzo udany reprezentant rodziny, do której należy również Sony DSC-WX1. Prawdę mówiąc spodziewaliśmy się tego, że aparat będzie dobrze się sprawował, biorąc pod uwagę, że DSC-WX1 został przez nas wytypowany jako zwycięzca wcześniejszego przeglądu kompaktów szerokokątnych. Bardzo dobra matryca, dopracowany wygląd i obsługa, bardzo dobry tryb filmowy. Wszystko to sprawia, że użytkowanie DSC-TX1 sprawia po prostu przyjemność. Chciałoby się jedynie, by aparat był mniej opieszały przy poruszaniu się po menu. Pojawiające się opóźnienia to drobna łyżka dziegciu w tej beczce miodu.
Funkcje dodatkowe
Aparat obfituje w funkcje, które można określić dodatkowymi. Są to przede wszystkim niecodzienny jak na kompakt szybki tryb seryjny, funkcja Sweep Panorama, funkcja DRO i innowacyjny tryb Z ręki o zmierzchu. Sęk w tym, że wszystkie te funkcje już przetestowaliśmy w modelu DSC-WX1. W testowanym modelu sprawują się one równie dobrze i stanowią niewątpliwą wartość dodaną do tego aparatu. Zachęcamy zatem wszystkich zainteresowanych do testu Sony DSC-WX1, gdzie zostały one dokładniej opisane.W tym teście chcielibyśmy się bowiem skupić na innym gadżecie, który to nakłonił nas do włączenia DSC-TX1 w grono tego testu. Mowa bowiem o urządzeniu dodatkowym Sony Party-shot IPT-DS1. To kolejny innowacyjny pomysł, który automatyczne wykonywanie zdjęć przenosi w wymiar dużo dalszy niż prosty samowyzwalacz.
Party-shot to swoista stacja dokująca, do której przymocowuje się aparat. Podpięty pod nią aparat obraca się i pochyla poszukując w kadrze uśmiechniętych twarzy. Gdy je znajdzie – wykonuje zdjęcie. Pomysł jakże prosty, a jakże innowacyjny zarazem. Nie musimy bowiem zaprzątać sobie głowy wykonywaniem zdjęć na przyjęciu. Wystarczy postawić na stole Party-shot, pozostawić mu pole do popisu, a samemu zająć się zaproszonymi gośćmi. Przerażenie może budzić wśród fotografów takie całkowite wyeliminowanie ich roli. Jednak my bylibyśmy bardziej spokojni. Nikt przecież nie łudzi się, że aparat wraz z Party-shotem wykona doskonałe, artystyczne zdjęcia. Te i tak zawsze wykonać będziemy musieli sami. Jednak jego zastosowanie ma niebywale przydatną cechę – przeźroczystość. Po pewnym czasie o urządzeniu zapomina się, nikt nie pozuje, nie przybiera min. Uzyskujemy w ten sposób bardzo naturalną dokumentację, pełną uśmiechów i zabawy. Nas osobiście ten pomysł przekonuje, mamy jedynie nadzieje, że nie jest to nowy trend rozwoju fotografii ślubnej...
Obecnie do Party-shota podpiąć można dwa aparaty Sony – DSC-TX1 oraz DSC-WX1. Całość działa w oparciu o ich funkcję detekcji twarzy i wyzwalania zdjęć uśmiechem. Możemy zatem ustalić czułość „detekcji uśmiechu”.
Budowa Party-shota jest prosta. Przypomina odwróconą miseczkę, na górze znajduje się mocowanie wymienne – obecnie dostępne są dwa, dla wspomnianych powyżej modeli aparatów.
Z tyłu znajduje się wyjście wideo, gniazdo zasilania i włącznik. Na górze przycisk Menu. I to wszystko. Całość zasilana jest dwoma paluszkami R6. Na dole urządzenia znajdują się diody, które za pomocą mrugania informują o aktywności urządzenia.
Po włączeniu aparatu i urządzenia całość jest właściwie gotowa do działania. Za pomocą przycisku Menu wybrać możemy kąt obrotu (90, 180 bądź 360 stopni), częstotliwość zdjęć oraz użycie lampy błyskowej.
Urządzenie przetestowaliśmy przy okazji rodzinnych spotkań wielkanocnych. Okazało się skuteczne, aczkolwiek być może trochę za wiele od niego oczekiwaliśmy. Party-shot z podpiętym aparatem wykonuje cyklicznie obroty wokół własnej osi ale w sposób skokowy. Tzn. „szuka” twarzy w danym sektorze, porusza się w ograniczonym zakresie trochę w lewo, trochę w prawo, w górę i w dół. Następnie obraca się o większy kąt i zaczyna poszukiwania ponownie. Pełen obrót składa się z mniej więcej sześciu takich skoków, co zapewnia, że żadne miejsce wokół aparatu nie zostanie pominięte.
Gdy aparat wykryje twarz w kadrze, przerywa na chwilę ów cykl i koncentruje się na wykonaniu kilku zdjęć tej samej osoby. Stara się przy tym, by zdjęcia te różniły się od siebie – zmieniając ogniskową i kadr. Po wykonaniu kilku zdjęć Party-shot powraca do normalnego cyklu obrotów.
W trakcie użytkowania okazało się, że Party-shot bardziej „lubił” pewne osoby niż inne. Zdecydowało o tym przede wszystkim oświetlenie, w którym owe osoby były lepiej widoczne. Duże znaczenie ma też odległość – jeżeli ustawimy aparat za blisko siebie, będziemy notorycznie pomijani, mimo że twarz była wykrywana. Trochę zawiedliśmy się na wykrywaniu twarzy z profilu lub choćby bardziej obróconych. Okazało się bowiem, że by mieć pewność uwiecznienia na fotografii, musimy aparatowi zapozować, patrząc na niego wprost.
Co ciekawe, na zdjęcia załapał się raz bądź dwa świąteczny, plastikowy kurczak. Aparat wykazał się zresztą dużą cierpliwością, ponieważ po wykonaniu pierwszego zdjęcia dość długo czekał na jakąś zmianę (ruch), w którym mógłby wykonać inaczej wyglądający portret. Czekanie na ruch kurczaka trwało kilkanaście sekund, po czym aparat zrezygnowany wracał do swojego cyklu.
Zdjęcia wykonywaliśmy w typowym dla wielu towarzyskich spotkań oświetleniu, tzn. przy górnym świetle z żyrandola. To trudne warunki nawet dla wyposażonego w dobrą matrycę TX1, gdzie przy ISO 1600 i przysłonie f/3.5 czasy migawki są rzędu 1/10 sekundy. W efekcie sporo zdjęć było poruszonych – praktycznie większość z tych, przy których fotografowana osoba nie „zapozowała” na chwilę. Lepiej pod tym względem wyszły zdjęcia z lampą błyskową. Wykonywane są one w trybie synchronizacji z długimi czasami, tzn. doświetlone jest zarówno tło jak i pierwszoplanowa postać. Pojawiają się tu oczywiście klasyczne problemy tego rozwiązania – niedopasowany do oświetlenia żarówkowego balans bieli i „duchy” poruszających się postaci będące wynikiem długich czasów naświetlania.
Pomysł jest więc dobry i zrealizowany dostatecznie. Aparat kompaktowy, ze swym niezbyt szybkim autofokusem i problemami z pracą w gorszym oświetleniu jest tu jednak najsłabszym ogniwem. Nie liczmy zatem, że wszystkie zdjęcia będą idealne – z pewnością jednak wybierzemy zestaw, który upamiętni spotkanie. Miło natomiast pomyśleć, jakby się to rozwiązanie sprawdzało z szybką lustrzanką i jasnymi obiektywami!
Podsumowanie
Sony DSC-TX1 to dobry aparat z dobrą matrycą. Wygląda niepozornie, w małej, smukłej obudowie zawarto wiele ciekawych funkcjonalności. Nie dość, że dobrze sprawuje się po prostu jako aparat, oferuje takie ciekawe funkcje jak np. „Z ręki o zmierzchu”, szybki tryb seryjny czy Sweep Panorama. Dobrze sprawdzi się w rękach amatora, a bardziej zaawansowany użytkownik będzie potrafił wiele nim osiągnąć. Jego zakup z pewnością warto więc rozważyć, pamiętać jedynie należy o braku szerokiego kąta. Dostępność tak innowacyjnego produktu jak Sony Party-shot IPT-DS1 z pewnością również warto wziąć pod uwagę. To nie jest po prostu gadżet, to rozwiązanie sprawdza się w praktyce.Zalety:
- możliwość podpięcia do Sony Party-shot IPT-DS1,
- dobra jakość zdjęć na wysokich czułościach,
- tryb seryjny 10 kl./s w pełnej rozdzielczości,
- funkcja „Sweep Panorama”,
- użyteczna funkcja DRO,
- świetna funkcja „Z ręki o zmierzchu”,
- dobra jakość optyki, również na brzegu kadru,
- optyczna stabilizacja obrazu,
- filmy HD,
- możliwość dowolnego kształtowania menu podręcznego.
Wady:
- ogniskowa zaczynająca się od 35 mm,
- słaba praca pod światło,
- pewna opieszałość (opóźnienia) przy poruszaniu się po menu.