Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie, a także do prawidłowego działania i wygodniejszej obsługi. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Partnerzy mogą połączyć te informacje z innymi danymi otrzymanymi od Ciebie lub uzyskanymi podczas korzystania z ich usług i innych witryn.
Masz możliwość zmiany preferencji dotyczących ciasteczek w swojej przeglądarce internetowej. Jeśli więc nie wyrażasz zgody na zapisywanie przez nas plików cookies w twoim urządzeniu zmień ustawienia swojej przeglądarki, lub opuść naszą witrynę.
Jeżeli nie zmienisz tych ustawień i będziesz nadal korzystał z naszej witryny, będziemy przetwarzać Twoje dane zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W dokumencie tym znajdziesz też więcej informacji na temat ustawień przeglądarki i sposobu przetwarzania twoich danych przez naszych partnerów społecznościowych, reklamowych i analitycznych.
Zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies możesz cofnąć w dowolnym momencie.
Mało komu znana chińska firma YI Technology zaprezentowała na targach Photokina bezlusterkowca systemu Mikro Cztery Trzecie o nazwie YI M1 oraz dwa obiektywy YI 42.5 mm f/1.8 i YI 12-40 mm f/3.5-5.6. Wczoraj
opublikowaliśmy kilka przykładowych zdjęć nimi wykonanych, a dziś przyszła pora na krótki opis naszych pierwszych wrażeń z użytkowania.
Najpierw warto przyjrzeć się podstawowym parametrom nowego aparatu. Oto one:
3-calowy ekran LCD o rozdzielczości 1.04 mln punktów,
zdjęcia seryjne do 5 kl/s,
tryb wideo 4K 30 kl/s,
obsługa kart SD/SDHC/SDXC do 512 GB,
komunikacja:
USB 2.0,
Micro HDMI,
WiFi (2.4 GHz),
Bluetooth (BLE 4.0),
wydajność akumulatora do 450 zdjęć,
wymiary: 130.4 mm × 93.5 mm × 63.1 mm,
waga: 280 gramów,
cena: 454 EUR (z obiektywem 12-40 mm).
Gdy wziąłem pierwszy raz do ręki YI M1 myślałem, że trzymam w ręku tzw. mockup, czyli pustą w środku atrapę wykonaną na kształt przyszłego produktu. Jednak dość szybko okazało się, że to w pełni działający aparat wraz z obiektywem. Korpus jest niezwykle lekki, a jednocześnie mając go w ręku nie mamy wrażenia obcowania z tandetą. Choć zastosowane materiały nie są najwyższej jakości, to jednak trudno im cokolwiek zarzucić. Jest to poziom taniego kompaktu skierowanego dla mniej wymagających użytkowników.
YI M1 (zwłaszcza w srebrnej wersji kolorystycznej) przypomina kształtem aparat Leica T, trudno powiedzieć, czy Chińczycy właśnie na nim się wzorowali, jednak podobieństwo daje się zauważyć. Na korpusie znajdziemy niewielki gumowany uchwyt, który przywodzi na myśl bezlusterkowce Samsung NX300 i NX500. Jego funkcjonalność nie powala na kolana, gdyż jest mały i do tego pozostawia niewiele miejsca na palce w okolicach obiektywu. Sytuację jednak ratuje fakt, że, jak wspomnieliśmy, aparat jest niezwykle lekki i nie wymaga dzięki temu silnego chwytu.
Aparat wyposażono w minimalną liczbę manipulatorów. Producent uważa to za powód do dumy, gdyż chwali się, że dwa przyciski w zupełności wystarczą żeby wygodnie sterować bezlusterkowcem. Niestety grubo się myli, ale zacznijmy najpierw od omówienia "klawiszologii" YI M1.
Na górnej ściance znajdziemy gorącą stopkę, oraz spust migawki otoczony dźwignią włącznika. Oprócz tego mamy tam koło wyboru trybów, na którym możemy wybrać: tryb automatyczny, tryby PASM, tryb sceny, tryb zdjęć panoramicznych oraz tzw. tryb Master Guide, w którym aparat wyświetla na ekranie szablony póz mające uczyć nas fotografowania osób. Dodatkowe szablony można pobierać z internetu i wgrywać do aparatu za pomocą smartfona.
We wnętrzu wspomnianego koła umieszczono przycisk rozpoczynający nagrywanie filmów wideo. A na tylnej ściance znajdziemy już tylko dwa dodatkowe przyciski - pierwszy oznaczony symbolem trójkąta, a drugi kółka.
Przycisk z trójkątem uruchamia tryb podglądu zdjęć, natomiast ten z kółkiem uruchamia menu wyboru punktu AF, w trybie podglądu zdjęć pozwala na ich usuwanie, a będąc w menu ustawień pozwala na szybki powrót do ekranu kadrowania.
Na koniec warto jeszcze wspomnieć o przycisku zwalniającym blokadę obiektywu oraz dwóch klapkach chroniących akumulator, kartę pamięci SD oraz złącza HDMI i USB.
Jak zatem sterować aparatem nie mając do dyspozycji praktycznie żadnych przycisków? Cały ciężar przejął na siebie interfejs dotykowy, który został stworzony na wzór smartfonów. Przesuwając palcem po ekranie w lewą stronę możemy przejść do menu stylu obrazu, a przesuwając w prawo dostaniemy się do menu ustawień. Tam znajdują się ikony odpowiadające poszczególnym parametrom, które wystarczy dotknąć, aby wejść głębiej i zobaczyć listę dostępnych opcji.
Wydaje się to proste i wygodne, jednak takie nie jest. Czułość dotykowego ekranu nie jest tak idealna jak w przypadku smartfonów. Poza tym przesuwanie nie odbywa się płynnie i żeby przewijać listę opcji góra-dół nie wystarczy przytrzymać palca na monitorze i przesuwać nim delikatnie, bowiem trzeba nim machnąć po powierzchni monitora w odpowiednim kierunku, aby przeskoczyć do kolejnego. ekranu. Biorąc pod uwagę, że ikonki z menu ustawień zostały umieszczone aż na trzech kolejnych ekranach ułożonych w pionie, to czasem musimy się nieźle namachać.
Już samo robienie zdjęć przykładowych na różnych czułościach okazało się bardzo uciążliwe. Chcąc zmienić wartość ISO trzeba było każdorazowo maznąć palcem w prawo, stuknąć w odpowiednią ikonę, maznąć palcem w dół, wybrać pożądaną wartość.
Na szczęście ekran wydaje się przyzwoitej jakości i obrazom przez niego wyświetlanym trudno cokolwiek zarzucić. Niestety nie możemy powiedzieć tego samego o pracy autofokusu. Ustawianie ostrości działa bardzo wolno (z obydwoma obiektywami YI), a do tego jego celność też pozostawia wiele do życzenia. Jakby tego było mało pomiar światła działa dość losowo, gdyż często zdarzało się, że wykonane zdjęcia były zbyt ciemne. Równie nieprzewidywalnie zachowywał się balans bieli, który te same kadry, w tych samych warunkach oświetleniowych, potrafił odwzorować w zupełnie innej kolorystyce
Trzeba więc przyznać, że YI M1 raczej nie zrewolucjonizuje rynku bezlusterkowców. Choć aparat został wyposażony w matrycę o dużym potencjale, to niestety chińscy inżynierowie nie potrafili jej w pełni wykorzystać. Być może zauważone przeze mnie niedociągnięcia związane z AF, WB i pomiarem światła zostaną wyeliminowane wraz z kolejnymi wersjami firmware, to niestety niezbyt funkcjonalnego interfejsu raczej nie da się już poprawić.
Podczas wizyty na stoisku, przedstawiciel firmy YI pokazał mi folder z piramidką i chińskimi znaczkami. Tłumaczył mi, że na górze są lustrzanki, a troszkę niżej bezlusterkowce. Pod nimi, a nad znajdującymi się na samym dole smartfonami, spodziewałem się obecności kompaktów, jednak miły pan przekonywał mnie, iż tu właśnie znajduje się YI M1. Czyli Chińczycy już wiedzą, że kompaktów niedługo może nie być, a na rynku robi się miejsce dla prostych, lekkich i tanich bezlusterkowców. Pytanie tylko, czy kosztujący niespełna 2000 zł jest właśnie takim produktem?
Wygląda na to, że korzystasz z oprogramowania blokującego wyświetlanie reklam.
Optyczne.pl jest serwisem utrzymującym się dzięki wyświetlaniu reklam. Przychody z reklam pozwalają nam na pokrycie kosztów związanych z utrzymaniem serwerów, opłaceniem osób pracujących w redakcji, a także na zakup sprzętu komputerowego i wyposażenie studio, w którym prowadzimy testy.
Będziemy wdzięczni, jeśli dodasz stronę Optyczne.pl do wyjątków w filtrze blokującym reklamy.