Uchwycone obiektywem. Lekcje legendarnego fotografa dzikich zwierząt
14. Rozwiązanie problemu
Problem kliszy mogłem rozwiązać, stosując film MF-4 — 250 klatek. Światło? Dwa flesze. Zasilanie? Trzeba sprawdzić, ilu potrzebuję baterii. Znalezienie timera to kolejne wyzwanie. Nasz budżet został w tym czasie zasilony kartą kredytową, zamówiliśmy więc MF-4, specjalne kasety i nawijarkę do filmów. Flesze już miałem, trzeba jednak było ustalić, ilu potrzebuję baterii. Trzeba było ustalić, jak długie będą błyski i ile ich będzie, a także wziąć pod uwagę czynniki wpływające na ich intensywność — liczbę przysłony i odległość.
Najpierw jednak musiałem znaleźć timer, znany też pod nazwą interwalometru. Nikon produkował takie urządzenie, było ono jednak duże i wymagało zasilania 120 V. Potrzebowałem czegoś małego, co mogłoby działać na baterie. Canon miał w ofercie prosty mały timer o nazwie TM-1, który mógł być zasilany bateriami. Ponieważ jednak był to sprzęt Canona, nie dawało się go podłączyć do Nikona. Zużyłem trzy TM-1, zanim udało mi się w końcu namówić je do współpracy z Nikonem (potrafię być niezłym elektrykiem, kiedy trzeba).
Muszę się przyznać, że cały ten czas byłem w siódmym niebie. Dostosowywać swój sprzęt fotograficzny do potrzeb projektu związanego z badaniem przyrody, szukać nowych rozwiązań, wprowadzać indywidualne przeróbki, testować działanie całego systemu i osiągnąć cel — nie ma nic lepszego na świecie. Mając moje kasety MF-4 z załadowaną zastępczą biało-czarną kliszą oraz podłączony i sprawny timer, wziąłem się do testowania fleszy i zasilania. Jako że mój zestaw lamp miał się ustawiać sam, działając w systemie TTL, aby przeprowadzić próbę, musiałem zrobić „jaskinię”. Używając taśmy i koców, zmieniłem wystrój mojego biura. Wiedziałem, które gniazdo będę fotografować — w jaskini było tylko jedno miejsce, w którym mogłem bezpiecznie rozstawić mój statyw i zostawić go na całą noc. To nie było to gniazdo, które wcześniej fotografowałem, tylko inne, oddalone o jakieś 3 metry od miejsca, gdzie zamierzałem umieścić aparat. Taka odległość oznaczała, że flesze będą potrzebować sporo energii do pracy.
Wiedziałem, jak długo mogę zostać w jaskini, by zdążyć się z niej jeszcze wydostać przed zapadnięciem ciemności. Wiedziałem też, kiedy będzie już dość jasno, bym mógł do niej wrócić. Podzieliłem ten czas pomiędzy 250 ekspozycji i okazało się, że zdjęcia mogą być robione co dwie minuty bez obawy, że braknie kliszy. Ustawiłem flesze w mojej próbnej jaskini, nastawiłem TM-1 na odstęp czasowy dwóch minut i pozwoliłem mu działać. Zamknąłem drzwi od biura, żebyśmy nie musieli oglądać błysku co dwie minuty. (Ale nasi sąsiedzi musieli. Ha!).
Późnym wieczorem, tuż przed pójściem do łóżka, sprawdziłem, co się dzieje — żadnych błysków! Baterie się wyczerpały. Konieczność znalezienia lepszych baterii, a były nimi nowe, potężne baterie Quantum, oznaczała dodatkowy tydzień zwłoki i kolejne wydatki. W rezultacie jednak mój zestaw fleszy dawał sobie radę całą noc, a jeszcze zostawało nieco energii. Ponieważ w trakcie tych przygotowań czas płynął nieubłaganie, trzeba było zaczekać na kolejne lato. W końcu nadeszła pora, by sprawdzić, czy cierniosterniki wróciły do jaskini i rozpoczęły cykl lęgowy.
Cierniosternik. Zdjęcie zrobione Nikonem F3T z obiektywem Noct-Nikkor 58 mm f/1.2, na kliszy Kodachrome 64. |
Jaki jest dzisiejszy ekwiwalent MF-4 o 250 ekspozycjach? Każdy aparat Nikona z kartą pamięci 16 GB i z wielofunkcyjnym elektronicznym wężykiem spustowym MC-36. Pewnie domyślasz się, że w obecnych czasach dla każdego aparatu jest też szeroki wybór interwalometrów. Pewnie, że tak, ale zawsze musisz sprawdzić, z jakim zużyciem baterii trzeba się liczyć, stosując dane urządzenie. |
Biolog pracujący nad cierniosternikami. Zdjęcie zrobione Nikonem F3T z obiektywem 35 – 70 mm f/2.8, na kliszy Fuji 100. |