PZO LP11x40 - test lornetki
Lornetka ma klasyczny wygląd przypominający podobne parametrami lornetki
Swarovski Habicht w systemie porro. Posiada indywidualny system
ustawiania ostrości.
Kupujący w komplecie otrzymywał zielone filtry na okulary, skórzane etui oraz skórzany pasek mocujący.
Warto zaznaczyć, że lornetka ta ewoluowała z czasem. Pierwsze serie nie miały obicia materiałowego na korpusie, tylko tzw. pokrycie proszkowe. Z czasem zmienił się też istotnie wygląd muszli okularowych.
Powiększenie | Średnica obiek. | Pole widzenia | Typ pryzmatów | Odstęp źrenicy | Waga | Cena |
---|---|---|---|---|---|---|
11 | 40 | 110/1000(6.33o) | BaK-4/Porro | 11.4 mm | 650 g | 200 PLN |
Podsumowanie
Zalety:
- bardzo solidne wykonanie
- mała koma i astygmatyzm
- dobra sprawność optyczna
- duży zakres rozstawu okularów
- pryzmaty dobrej jakości
Wady:
- bardzo żółty obraz
- duża dystorsja i nieostrość na brzegu pola
- brak wyjścia statywowego
Projekt lornetki pochodzi z czasów złotej ery lornetek szerokokątnych, kiedy liczyło się duże pole nawet kosztem jego jakości na brzegach. I to w przypadku PZO L11x40 widać na pierwszy rzut oka. Pole 6.3 stopnia przy powiększeniu niespełna 11 razy wymaga zastosowania okularów o własnym polu widzenia ponad 66 stopni! Jest to wyczyn tym bardziej godny pokreślenia jeśli weźmiemy pod uwagę małe rozmiary fizyczne okularów.
Klasyczna i solidna budowa testowanego instrumentu bardzo kontrastuje z jej obecnie produkowanymi chińskimi odpowiednikami. L11x40 użytkuje się i trzyma bardzo wygodnie. Ogniskowanie chodziło zgrabnie i płynnie nawet na mocnym mrozie, a w tych samych warunkach smar chińskich produktów zamarzał na kość. Nawet silny nacisk na okulary nie powoduje żadnych ugięć i najmniejszego rozogniskowania instrumentu. Lornetka jest tak skonstruowana, że obserwacje nią może prowadzić i małe dziecko i potężny dorosły. Zawdzięcza to ogromnemu zakresowi rozstawu okularów sięgającemu od 40.5 do 75.5 milimetra! Wynik, o którym wiele renomowanych lornetek może tylko pomarzyć.
Także we wnętrzu lornetki wszystko jest tak jak należy: kompletny brak rys i kurzu, piękne ciemne oraz matowe wyczernienie. Ten idealny obraz psuje troszkę błyszczący element mocowania pryzmatu, który najprawdopodobniej jest poważnym źródłem wewnętrznych odblasków.
Warty podkreślenia jest fakt, że lornetka jest całkowicie rozmontowywalna i można ją w dowolnej chwili oddać do optyka, który poprawi jej własności. Jest to cecha, o której obecna chińska produkcja może tylko pomarzyć, bo tam obiektywy, pryzmaty i okulary są na stałe wklejone w obudowę i jakakolwiek ingerencja kończy się najczęściej całkowitą destrukcją...
Optycznie sprzęt wypada powyżej średniej. Staranność wykonania, dbałość polskich optyków i techników o poprawne ustawienie elementów w osi optycznej owocuje doskonałą kolimacją oraz komą i astygmatyzmem na małym poziomie. Także aberracja chromatyczna nie razi, choć to przy tak małym instrumencie i tak żółtym obrazie nie jest to akurat dużym wyczynem.
Poprawna konstrukcja lornetki, dobra jakość szkła oraz jednowarstwowe powłoki fluorkowe na prawie wszystkich granicach powietrze-szkło owocują bardzo dobrą jak na tamte lata transmisją.
Lornetka ma jednak wady i to poważne. Duże pole widzenia uzyskano kosztem potężnej dystorsji i widocznej nieostrości na brzegu. Legendarny jest już chyba żółty obraz dawany przez wszystkie instrumenty bloku wschodniego i PZO L11x40 nie należy tu do wyjątków. Żółte szkło wraz z warstwami, których transmisja jest najwyższa właśnie w barwie zielono-żółtej dają obraz - nie boję się tego określenia - pieruńsko żółty!
Indywidualny system ustawiania ostrości skutkuje często dużą minimalną odległością ostrego widzenia, która w przypadku PZO wynosi ponad 7 metrów. Miłośnicy obserwacji ptaków na pewno nie będą zadowoleni...
Konstruktorzy lornetki nie przewidzieli też możliwości mocowania jej na statywie. Szkoda...
Jakie wnioski można wyciągnąć z naszego testu? Patrząc przez pryzmat ceny, wnioski te są dość pozytywne dla PZO L11x40. Obecnie jej koszt w komisach, giełdach i na aukcjach internetowych waha się w granicach 100-250 zł. Doliczając do tego często obowiązkową wizytę u optyka, sprzęt ten w dobrym stanie będzie kosztował nas na poziomie 200-350 zł. W tej cenie mamy tylko tanie chińskie lornetki, które przewyższają PZO praktycznie tylko bielą obrazu. W reszcie kategorii PZO albo wyraźnie zwycięża, albo trzyma podobny poziom, a w jakości wykonania wręcz nokautuje tanią azjatycką produkcję.
Podsumowując, jeśli jesteśmy w stanie wybaczyć PZO L11x40 jej żółty obraz jest to produkt godny rozważenia. Aż szkoda, że Polskie Zakłady Optyczne zaprzestały jej produkcji. Wystarczyłoby przecież produkować taki sam model, zamawiając tylko czyste i białe szkło na przykład w Chinach, potem opatrzyć je współczesnymi warstwami antyodbiciowymi, a mielibyśmy rodzimy hit na rynku małych lornetek.
Komentarz można dodać po zalogowaniu.
Zaloguj się. Jeżeli nie posiadasz jeszcze konta zarejestruj się.
Mimo,że mam już trochę lat przeżytych to ciagle jednego nie rozumie dlaczego rezygnujemy z produkcji dobrych udanych produktów a sprowadzmy przysłowiy "szajs"
W pelni sie z tym zgadzam , mam ta lornetke jest swietna jasli chodzi o budowe i jakosc wykonania .Porownuje ja z Zeissami optycznie jest gorsza wiadomo zolc i nie ostrosc na brzegu obrazu .Jest calkowicie rozmontowywalna i prosta w serwisowaniu .Gdy by tak porawiono powloki i ostrosc obrazu to bylby hit na rynku ale coz jest juz nie produkowana a szkoda wiele osob by ja chetnie kupilo .
Jak na swoją wielkość i wagę jest bardzo dobra, co prawda "żółta", ale to nie przeszkadza. Duże pole widzenia, ostrość traci na brzegach-ale bez przesady-kątem oka nie patrzymy. Reasumując: ciekawa pozycja, szkoda ze na wyginięciu...
Dzisiaj kupiłem sobie tę lornetusię w idealnym (kolekcjonerskim) stanie zachowania. Przyjemność ta kosztowała mnie 400 pln. Rok produkcji 1972, ale przede mną nikt jeszcze jej nie używał. W solidnym skórzanym futerale znalazłem dwa komplety filtrów - zielone i żółte. Widać zatem, że producent pomyślał także o tych binomaniakach, dla których "pieruńsko żółty" obraz, dawany przez żółtawe szkło i starodawne powłoki, jest jeszcze za mało żółty...
Zatem raz jeszcze pokazało się, iż droga do doskonałości nie kończy się nigdzie. Ale w dzisiejszym świecie coraz mniej jest miejsca dla perfekcjonistów. Nie może zatem dziwić, że PZO musiało splajtować.
Pytanie: czy do testu nie zakradł się błąd?
Chodzi konkretnie o sprawność optyczną na pozimie 86%. Nawet przy założeniu, że w konkretnym egzemplarzu wynik ten wahać się może w granicach +/- 5%, wydaje się to dość mało prawdopodobne przy tym typie jednowarstwowych powłok i przy okoliczności, że jedna granica w obiektywie jest w ogóle nie pokryta fluorkiem magnezu.
No tyle wyszło. Biorąc pod uwagę 8 granic (7 pokrytych fluorkiem + 1 niczym) w teorii daje się osiągnąć 85%.
86% to może i ma ale w czerwonej części widma, reszta to katastrofa....
To test ze starych czasów, kiedy transmisja była sprawdzana na fotometrii czerwonej diody więc tak - głównie odnosi się to do czerwieni. Uwzględniając błąd pomiarowy na poziomie 5% wynik jest OK.