Przetwarzanie danych osobowych

Nasza witryna korzysta z plików cookies

Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie, a także do prawidłowego działania i wygodniejszej obsługi. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Partnerzy mogą połączyć te informacje z innymi danymi otrzymanymi od Ciebie lub uzyskanymi podczas korzystania z ich usług i innych witryn.

Masz możliwość zmiany preferencji dotyczących ciasteczek w swojej przeglądarce internetowej. Jeśli więc nie wyrażasz zgody na zapisywanie przez nas plików cookies w twoim urządzeniu zmień ustawienia swojej przeglądarki, lub opuść naszą witrynę.

Jeżeli nie zmienisz tych ustawień i będziesz nadal korzystał z naszej witryny, będziemy przetwarzać Twoje dane zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W dokumencie tym znajdziesz też więcej informacji na temat ustawień przeglądarki i sposobu przetwarzania twoich danych przez naszych partnerów społecznościowych, reklamowych i analitycznych.

Zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies możesz cofnąć w dowolnym momencie.

Optyczne.pl

Artykuły

Leica M11 w naszych rękach

Leica M11 w naszych rękach
13 stycznia 2022
Maciej Latałło Komentarze: 74

1. Leica M11 w naszych rękach

Nowe bezlusterkowce firmy Leica niezbyt często prezentowane – chyba, że chodzi o limitowane edycje danego modelu. Ostatnimi aparatami z rodziny M10 były M10-R i M10 Monochrom – oba zaprezentowane w 2020 roku i wyposażone w 41-megapikselowe sensory (z czego ten drugi oferował jedynie czarno-białe zdjęcia).

M11 podnosi poprzeczkę względem poprzednika, jeśli chodzi o rozdzielczość zdjęć, bowiem dysponujemy 60 milionami pikseli, podobnie zresztą jak w Sigmie fp L i Sony A7R IV. To sensor typu BSI (back side illumination) o standardowym filtrze kolorów w postaci siatki Bayera. Przed nim znajduje się jeszcze dwuwarstwowy filtr UV/IR, nie zastosowano natomiast filtra antyaliasingowego. Zakres obsługiwanych czułości ISO to 64–50000.

Producent chwali się, że dzięki nowemu procesorowi Maestro III i zaawansowanemu algorytmowi łączenia pikseli w grupy, gdy korzystamy z RAW-ów w niższej rozdzielczości (tj. 36 i 18 megapikseli) zyskujemy 1 EV zakresu dynamicznego. Nowością jest także matrycowy pomiar światła przy fotografowaniu przez wizjer.


----- R E K L A M A -----

RABATY FUJIFILM DO 10000zł

Fujifilm X-T5 BLACK

8798 zł 6798 zł

Fujifilm GFX 100S

26998 zł 16998 zł

Fujifilm X-H2S

11358 zł 10498 zł

Leica M11 w naszych rękach - Leica M11 w naszych rękach

Warto odnotować obecność migawki elektronicznej. Najkrótszy dostępny dla niej czas naświetlania to 1/16000 sekundy, pozwalający fotografować w słoneczny dzień z otwartą przysłoną. Inną zaletą jest oczywiście zupełnie cicha migawka, choć ta mechaniczna wydaje tylko delikatny i przyjemny „klik”. Niestety, efekt niejednoczesnego odczytu matrycy (rolling shutter) dla migawki elektronicznej jest łatwo dostrzegalny.

Nie mamy żadnych zastrzeżeń do szybkości pracy aparatu przy standardowym fotografowaniu, czy przeglądaniu zdjęć. Pliki z 60-megapikselowej matrycy są sprawnie i bezzwłocznie powiększane przy podglądzie. Tryb seryjny pozwala na zapis zdjęć w tempie 4.5 kl/s, a w buforze mieści się 15 RAW-ów. Zauważyliśmy jednak, że dotyczy to tylko czułości bazowej. Dla ISO 1600 liczba ta zmniejsza się do 11–12.

M11, podobnie jak inne aparaty dalmierzowe, pozwala ustawić ostrość jedynie ręcznie. Jeśli korzystamy z wizjera, naszym zadaniem jest takie ustawienie pierścienia ostrości, żeby widoczne w centralnym polu półobrazy pokryły się. Nie jest to trudne zadanie, aczkolwiek wymaga przyzwyczajenia. Podgląd jest dostępny także na ekranie – live-view oferuje ułatwienie w postaci focus peakingu i powiększenia fragmentu kadru.

Leica M11 w naszych rękach - Leica M11 w naszych rękach

Wizualnie, M11 wyraźnie przypomina poprzednika. Korpus wykonano z metalu, a jakość spasowania poszczególnych elementów powinna zadowolić nawet najbardziej wymagających posiadaczy. Trzeba przyznać, że aparat jest dość ciężki, zważywszy na jego stosunkowo kompaktowe wymiary. Co ciekawe, czarna wersja jest nieco ponad 100 gramów lżejsza od srebrnej, ze względu na zastosowanie aluminiowego górnego panelu zamiast mosiężnego. Brak jakiejkolwiek rękojeści nie ułatwia chwytu, za to chropowata okleina sprawdza się całkiem nieźle.

Leica M11 w naszych rękach - Leica M11 w naszych rękach

Jeśli chodzi o obsługę, to na tle aparatów innych firm Leica oferuje minimalizm w niemalże czystej postaci. Na górnym panelu mamy pokrętła czasów naświetlania (ze skokiem 1/2 EV) i czułości ISO (ze skokiem 1 EV), a także przycisk migawki z włącznikiem oraz guzik programowalny. Tarczę ISO przed przekręceniem należy unieść, co nie jest wbrew pozorom łatwym zadaniem, gdyż ta pracuje z dużym oporem.

Leica M11 w naszych rękach - Leica M11 w naszych rękach

Na tylnej ściance, oprócz przycisków PLAY, FNMENU mamy jeszcze krzyżak kierunkowy (z guzikiem pośrodku) i wciskane pokrętło sterujące.

Leica M11 w naszych rękach - Leica M11 w naszych rękach

Przedni panel to, oprócz przycisku zwalniającego blokadę bagnetu, również dźwignia linii kadrowania dla kątów widzenia innych niż w podpiętym obiektywie.

Niespodzianka (całkiem miła naszym zdaniem) czeka na spodzie korpusu – zamiast, jak w M10, odkręcać cały dolny panel, by dostać się do komory baterii i karty SD (z obsługą UHS-II) wystarczy przesunąć dźwignię i wyjąć ogniwo. To ostatnie jest nowego typu – BP-SCL7 – i pozwala na wykonanie 700 zdjęć (standard CIPA).

Leica M11 w naszych rękach - Leica M11 w naszych rękach

Złącze komunikacyjne mamy tylko jedno – USB-C (3.1 Gen1) – i znajduje się także na spodzie aparatu. Nie zastosowano tutaj żadnej zaślepki ani osłony.

Leica M11 w naszych rękach - Leica M11 w naszych rękach

Ekran jest, podobnie jak w M10-R wyposażony w dotykowy interfejs. Pozwala on na powiększanie obrazu w live-view, czy też wykonanych zdjęć, jak również ich przeglądanie. Mamy też możliwość obsługi menu podręcznego, ale już nie głównego. Plus stanowi fakt, że wierzchnią warstwą jest szkło Gorilla Glass 5. Jakość wyświetlania też nie daje żadnych powodów do narzekań, podgląd jest czytelny i wyrazisty.

Producent przyzwyczaił swoich użytkowników do prostego, minimalistycznego interfejsu. Menu główne to po prostu 5 ekranów zebranych opcji, przewijanych jeden po drugim. Możemy zebrać ulubione funkcje, wtedy będą one wyświetlane w pierwszej kolejności.

Leica M11 w naszych rękach - Leica M11 w naszych rękach

W live-view i podczas przeglądania mamy tylko dwa warianty wyświetlania – z widocznymi parametrami lub bez.

Leica M11 w naszych rękach - Leica M11 w naszych rękach

Menu podręczne prezentuje sporo przydatnych ustawień, które możemy modyfikować dotykowo lub za pomocą wybieraka.

Leica M11 w naszych rękach - Leica M11 w naszych rękach

Leica M11 to, podobnie jak poprzednie modele z tej linii, aparat pozbawiony jakichkolwiek wodotrysków, które mogłyby rozpraszać fotografa. Zestaw zaimplementowanych funkcji ma być użyteczny i wspomagać wykonywanie zdjęć, dlatego nie zabrakło np. opcji bracketingu, czy funkcji focus peaking. Oczywiście głównym wyróżnikiem tego modelu jest 60-megapikselowy sensor pełnoklatkowy, oferujący bardzo wysoką rozdzielczość zdjęć. Nie da się ukryć, że jest to sprzęt przeznaczony dla specyficznego fotografa, który nie tylko preferuje ostrzenie ręczne (wspomagane przez układ dalmierza), ale też będzie w stanie wysupłać 41000 złotych za sam korpus. Tak czy inaczej, M11 oferuje wszystko to, czego miłośnik tej marki może się spodziewać.

Zapraszamy również do obejrzenia galerii zdjęć przykładowych, wykonanych Leiką M11.

Leica M11 w naszych rękach - Leica M11 w naszych rękach



Poprzedni rozdział