Canon EOS R5 C w naszych rękach
1. Canon EOS R5 C w naszych rękach
Nominalnie EOS R5 C jest przedstawicielem rodziny EOS Cinema, czyli jest kamerą. Jest jednak kamerą, która zachowała w pełni funkcjonalny tryb fotograficzny w zasadzie 1:1 przeniesiony z modelu R5. Na dobrą sprawę oba tryby funkcjonują równoprawnie i, co jeszcze ciekawsze, w całkowitej separacji od siebie.
Tryb fotograficzny i filmowy są tak bardzo rozdzielone, że aby przejść z jednego do drugiego, trzeba tak naprawdę zrestartować urządzenie, co widać choćby po tym, że przełącznik trybu pracy pełni jednocześnie funkcję włącznika.
Gdy już przejdziemy z trybu fotograficznego do filmowego z przymusowym resetem po drodze, okaże się, dlaczego był on potrzebny – w trybie filmowym EOS R5 C pracuje pod kontrolą innego systemu operacyjnego – tego znanego z kamer takich jak choćby EOS C70.
Inne jest zatem menu, rozkład elementów na ekranie czy też kodeki. Te ostatnie obejmują:
- RAW-y w trzech wariantach przepływności strumienia danych (HQ, ST oraz LT),
- XF-AVC (4:2:2, 10-bit), czyli profesjonalny kodek znany z kamer EOS Cinema,
- H.265 w dwóch wersjach (4:2:0, 10-bit oraz 4:2:2, 10-bit),
- H.264 (4:2:0, 8-bit).
Ważną zmianą wewnętrzną jest też obecność podwójnej bazowej czułości. Dla profilu Canon Log 3 wspomniane dwie wartości to ISO 800 oraz ISO 3200, dla innych profili obrazu mogą się one różnić. Niestety udostępniony nam egzemplarz Canona R5 C był przedprodukcyjny, na ocenę zysku z zastosowania tej technologii w porównaniu z EOS-em R5 przyjdzie nam zatem poczekać do momentu przeprowadzenia pełnego testu nowego modelu.
Wspomniane wcześniej menu przedstawia się z kolei następująco:
Kolejna ważna zmiana to oczywiście obecność aktywnego chłodzenia, które może pracować automatycznie lub w trybie manualnym, pod kontrolą operatora. Moduł chłodzący jest całkiem spory i znacząco zwiększa grubość aparatu. By lepiej zobrazować, o jakiej skali mówimy, wykonaliśmy kilka zdjęć porównujących modele R5 C oraz R5. Prezentujemy je poniżej.
Na przedniej ściance nowej kamery widzimy diodę, która domyślnie pokazuje, kiedy urządzenie nagrywa.
Mimo obecności aktywnego chłodzenia EOS R5 C nadal jest urządzeniem uszczelnionym i zabezpieczonym przed wpływem niekorzystnych warunków atmosferycznych. Jak to zrobiono? Po prostu uszczelniono także wiatrak.
Mimo sporej różnicy w grubości, EOS R5 C jest cięższy od swojego fotograficznego kuzyna jedynie o 30 g (680 g do 650 g bez baterii i karty pamięci).
Jeśli pominąć włącznik, to oba korpusy mają identyczny układ przycisków zarówno na górnej, jak i na tylnej ściance. Różni się nieco jedynie kolorystyka – w R5 C spust migawki jest też przyciskiem wyzwalającym nagrywanie i w związku z powyższym jest czerwony. Czerwoną obwódkę ma też przycisk, który wyzwalał nagrywanie w modelu R5 (tu opisany jako 10) oraz programowalny przycisk nr 13, domyślnie przypisany do oceniania zdjęć (RATE).
Jak pokazuje powyższy akapit, zmieniły się też podpisy – przyciski w R5 C, podobnie jak w innych kamerach EOS Cinema, poza funkcją domyślnie przypisaną, oznaczone są też kolejnymi cyframi. Z poziomu menu w trybie filmowym wszystkie te przyciski możemy niemal dowolnie przeprogramować, a po zmianie funkcji łatwiej zorientować się, który przycisk to który, właśnie korzystając z numerów.
Zmian wynikających z faktu, że R5 C jest kamerą oraz że ma aktywne chłodzenie, jest więcej. Poza dość oczywistym brakiem problemów z przegrzewaniem się, najważniejszą z nich jest rozszerzenie listy trybów filmowania o 8K z prędkościami aż do 60 kl/s (w EOS-ie R5 maksymalny klatkaż w 8K to 30 kl/s). By jednak móc skorzystać z tego trybu, konieczne jest podłączenie do kamery zewnętrznego zasilania o mocy powyżej 45W. Można je wpiąć zarówno przez tzw. dummy battery, jak i przez złącze USB-C, o ile tylko zasilacz ma dość mocy.
Pobór mocy i ilość wymagającego rozproszenia ciepła w nowym trybie wymusiły z kolei rezygnację z modułu stabilizacji matrycy. Poza obecnością aktywnego chłodzenia, jest to główna różnica między modelami R5 a R5 C. To spora strata, zwłaszcza, że coraz więcej filmowców uczy się korzystać ze stabilizacji matrycy i wykorzystuje ją, by nagrywać „z ręki” bez dodatkowych akcesoriów tam, gdzie jeszcze niedawno potrzebna była zewnętrzna stabilizacja. Na pocieszenie nowa kamera oferuje znaną z C70 stabilizację cyfrową, choć ta, jak pamiętamy z jej testu, nie wypadła oszałamiająco.
Jeśli chodzi o gniazda, to zmian między R5 a R5 C jest niewiele. Nowy model nie oferuje niestety pełnowymiarowego gniazda HDMI (na bocznej ściance nadal znajdziemy jedynie mikro HDMI typu D), pojawiło się za to wejście / wyjście na kod czasowy, które zdecydowanie docenią osoby pracujące w środowiskach wielokamerowych lub z zewnętrzną rejestracją dźwięku. Nie jest to co prawda pełnowymiarowe gniazdo typu BNC tylko DIN 1.0/2.3, ale standardów złącz kodu czasowego jest na rynku tyle, że gdzieś na pewno istnieje już stosowna przejściówka.
Także układ nośników pamięci pozostał niezmieniony w stosunku do R5-ki. W nowym modelu znajdziemy zatem jedno gniazdo na karty CFexpress typu B i jedno gniazdo SD/SDHC/SDXC kompatybilne ze standardem UHS-II. Filmy w formacie RAW nadal nagramy tylko na pierwsze gniazdo (lub wypuścimy po HDMI), ale równolegle możemy na nośnik SD zapisać na przykład całkowicie spełniający standardy emisyjne plik w XF-AVC lub innym kodeku.
Ostatnią zmianą zewnętrzną jest wielofunkcyjna gorąca stopka, taka sama jak ta znana z modelu EOS R3. Możemy do niej podłączyć różnego rodzaju akcesoria, jak choćby moduł dźwiękowy Tascam CA-XLR2d, który oferuje wejścia audio w standardzie XLR oraz możliwość realizacji konwersji analogowo-cyfrowej dźwięku poza aparatem, co zwykle pozytywnie wpływa na jego jakość.
Pomimo rezygnacji ze stabilizacji matrycy, w nowym korpusie zabrakło niestety miejsca na wbudowany filtr szary, nad czym ubolewamy. Osoby potrzebujące tego rodzaju funkcjonalności muszą sięgnąć po model EOS C70 lub korzystać z lustrzankowych obiektywów Canon EF za pośrednictwem adaptera wyposażonego we własne gniazdo na filtry (firma Canon ma taki adapter w ofercie).
Jak widać, EOS R5 C to zdecydowanie więcej niż „R5 z aktywnym chłodzeniem”. Obecność dwóch systemów operacyjnych oraz innych, opisanych powyżej rozwiązań powoduje, że jest to chyba najbardziej hybrydowe urządzenie, z jakim mieliśmy do tej pory do czynienia. To już nie jest kamera z trybem fotograficznym, czy aparat z trybem filmowym, a pełnoprawna krzyżówka jednego z drugim.
Canon EOS R5 C ma wejść do sprzedaży w drugiej połowie marca 2022. Sugerowana cena detaliczna to 23759.99 zł, czyli całkiem blisko zarówno EOS-a R5 i C70, jak i konkurencji, takiej jak choćby Sony FX3. Powoduje to, że dla osób potrzebujących stabilnego i dłuższego nagrywania lub filmowania w 8K w 60 kl/s (którym nie przeszkadza przy tym brak stabilizacji matrycy) nowe urządzenie może być atrakcyjną opcją.
Specyfikacja nowego urządzenia jest już dostępna w naszej bazie: