Sony FE PZ 16-35 mm f/4 G - pierwsze wrażenia
4. Podsumowanie
Obecnie czas młodzieńczych szaleństw Sony ma już za sobą, a wejście w okres dojrzałości jest związane z przemyślanymi i w znacznej większości trafionymi ruchami. Do nich należy właśnie odświeżanie starszych obiektywów w wersjach, które są najczęściej mniejsze, lżejsze a jednocześnie lepsze optycznie niż poprzednicy, a na dodatek wyposażone w świetnej jakości autofokus. Sony potrafi czerpać korzyści z dostępu do specjalnych typów szkieł, ich najnowsza optyka jest naszpikowana elementami niskodysopersyjnymi, wykonanymi ze szkła o wysokim współczynniku załamania oraz różnymi soczewkami asferycznymi. I to naprawdę daje efekty - bo dostajemy instrumenty małe, zgrabne i na dodatek często wybitne optycznie. Najnowszy Sony FE 16-35 mm f/4 G PZ wydaje się należeć do tej grupy. Warte odnotowania jest jeszcze to, że Sony przestało wspomagać się Zeissem i pomimo braku owej pomocy, firma potrafi robić obiektywy naprawdę świetne.
Sony, które w przypadku pełnoklatkowych bezlusterkowców było prekursorem tego rynku, czerpie teraz pełnymi garściami z zebranych doświadczeń. Podczas gdy niektórzy konkurenci pozostali wciąż w epoce obiektywów wielkich i ciężkich, Sony wykorzystuje obecnie w pełni to, co miało być atutem bezlusterkowców czyli możliwość produkowania małych i poręcznych obiektywów szerokokątnych.
Sony FE 16-35 mm f/4 G PZ wydaje się więc bardzo udaną premierą. To obiektyw, który stanie się towarzyszem wypraw wielu fotografujących podróżników czy reportażystów. Mały, zgrabny, lekki, ostry, uszczelniony, a na dodatek wyposażony w normalne mocowanie filtrów oraz z dobrym autofokusem - trudno wymagać więcej. A gdy dołożymy do tego ukłony w kierunku filmowców w postaci powerzooma oraz możliwości przełączenia pierścienia przysłon w tryb płynnej pracy, grono zadowolonych odbiorców jeszcze dodatkowo się poszerzy.