Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie, a także do prawidłowego działania i wygodniejszej obsługi. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Partnerzy mogą połączyć te informacje z innymi danymi otrzymanymi od Ciebie lub uzyskanymi podczas korzystania z ich usług i innych witryn.
Masz możliwość zmiany preferencji dotyczących ciasteczek w swojej przeglądarce internetowej. Jeśli więc nie wyrażasz zgody na zapisywanie przez nas plików cookies w twoim urządzeniu zmień ustawienia swojej przeglądarki, lub opuść naszą witrynę.
Jeżeli nie zmienisz tych ustawień i będziesz nadal korzystał z naszej witryny, będziemy przetwarzać Twoje dane zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W dokumencie tym znajdziesz też więcej informacji na temat ustawień przeglądarki i sposobu przetwarzania twoich danych przez naszych partnerów społecznościowych, reklamowych i analitycznych.
Zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies możesz cofnąć w dowolnym momencie.
Bezlusterkowce Canona z sensorami APS-C były do niedawna reprezentowane jedynie przez system EF-M. Ten jednak ani nie był tworzony jako szczególnie zaawansowany, ani zbyt dynamicznie rozwijany. Dopiero do systemu RF Canon podszedł z pełnym zaangażowaniem, czego efektem jest obecność na rynku kilku ciekawych aparatów oraz kilkunastu nie mniej ciekawych obiektywów.
Jak wiadomo, system RF zaprojektowano jako pełnoklatkowy. O pojawieniu się modeli APS-C plotkowało się już od dłuższego czasu i Canon wreszcie je zaprezentował. Liczba mnoga jest tu w pełni uzasadniona, bowiem dziś światło dzienne ujrzały dwa aparaty: EOS R7 oraz R10.
W założeniu, R7 ma być następcą lustrzanki 7D (Mark II), a więc modelem zaawansowanym, z nastawieniem na szybkie tryby rejestracji zdjęć seryjnych. R10 z kolei wypełni lukę po dwucyfrowych EOS-ach, np. 90D, uniwersalnych i adresowanych do ambitnych fotografujących. Swoją drogą dobrze, że Canon zainaugurował system RF-S, rozpoczynając od bardziej zaawansowanych, a co za tym idzie ciekawszych bezlusterkowców – głównie chodzi tu o R7.
Tego samego nie możemy jednak powiedzieć o nowych obiektywach. Oba zoom-y, tj. RF-S 18-45 mm f/4.5-6.3 i RF-S 18-150 mm f/3.5-6.3 IS STM nie wyróżniają się niczym specjalnym i z pewnością nie będą argumentem zachęcającym do wejścia w system RF-S. Warto jednak dodać, że w początkowym okresie sprzedaży, do obu aparatów będą dołączane adaptery EF-EOS R.
Spójrzmy zatem, co oferują nowe aparaty.
W R7 zastosowano stabilizowaną (7 EV z obiektywem RF-S 18-150 mm f/3.5-6.3 IS STM), 32.5-megapikselową matrycę CMOS. To najprawdopodobniej ten sam czujnik, który zastosowano blisko trzy lata temu w EOS-ie M6 Mark II, czy lustrzance 90D.
W R10 mamy z kolei sensor o rozdzielczości 24.2 megapikseli, czyli podobny jak w modelu M50 Mark II. Nie zastosowano w nim niestety mechanizmu stabilizacji, zatem pozostaje jedynie posiłkować się obiektywami z wbudowanym systemem IS. W obu aparatach znajdziemy nowy procesor Digic X, taki sam jest także zakres czułości ISO: 100-32000 (rozszerzalny do 51200).
W nowych bezlusterkowcach, bardzo podobnie wyglądają też układy autofokusa. W obu przypadkach mamy do czynienia z systemem Dual Pixel CMOS AF II o 100% pokryciu kadru (dla automatycznego doboru pola) oraz 651 obszarach AF. Nie są one jednak identyczne – w bardziej zaawansowanym R7 detekcja odbywa się od -5 EV (w R10 jest to -4 EV), mamy też większy wybór pól przy manualnym wyborze – 5915 (4503 w R10). Oba aparaty obsługują wykrywanie twarzy i oczu u ludzi, a także detekcję zwierząt (psów, kotów, ptaków) oraz pojazdów (samochodów wyścigowych i motocykli). Przez krótki czas, w którym mieliśmy możliwość zapoznania się z przedprodukcyjnymi egzemplarzami obu EOS-ów, praca AF w żadnym z nowych modeli nie dawała powodów do narzekań. Oczywiście przyjrzymy się wydajności w tej kategorii podczas pełnego testu.
Zarówno R7, jak i R10 pozwalają fotografować w tempie 15 kl/s z migawką mechaniczną. Po przełączeniu na elektroniczną, lepiej wypada R7, uzyskując 30 kl/s, zamiast 23 kl/s, jak w R10. Nie jest to może znacząca różnica, ale R7 ma jeszcze jedną zaletę – około dwukrotnie pojemniejszy bufor. Do tego, w trybie RAW burst 30 kl/s, zapisuje zdjęcia o pełnym kącie widzenia, natomiast R10 – z 75% przycięciem szerokości i wysokości kadru.
Obudowy R7 i R10 różnią się wielkością, przy czym, zgodnie z oczekiwaniami, ten pierwszy jest większy. Generalnie EOS R7 robi lepsze pierwsze wrażenie, choć w konstrukcji obu zastosowano elementy ze stopów magnezu i odporne tworzywa sztuczne. Dodatkowo, w R7 zastosowano uszczelnienia. Za to w R10 znajdziemy wbudowaną lampę błyskową.
Z pewnością R7 lepiej leży w dłoni, zapewnia bowiem podparcie również dla małego palca. Gumowe okleiny w obu aparatach należycie spełniają swoje zadanie.
Zestaw elementów sterujących w R10 jest nieco uboższy niż w R7. Oba mają dżojstiki do zmiany punktów AF ale w R10 zabrakło np. przycisku ISO. Inaczej też rozwiązano włącznik aparatu, który w R7 odpowiada także za włączenie trybu wideo.
Canon EOS R7
Canon EOS R10
Ciekawostką, a także novum w R7 jest umiejscowienie tylnego pokrętła nastawczego. Nie otacza ono guzika Q/SET, jak zwykle widzieliśmy w zaawansowanych EOS-ach, a umieszczono je wyżej, między wizjerem a guzikiem AF-ON. W jego centrum znajdziemy natomiast dżojstik, zatem manewrowanie kciukiem między tymi elementami powinno odbywać się szybciej. Na ten moment trudno nam ocenić to rozwiązanie, z uwagi na krótki czas spędzony z aparatem.
Canon EOS R7
Canon EOS R10
Warto jeszcze dodać, że w obu EOS-ach zastosowano przełącznik autofokusa, dostępny na przedniej ściance.
Kwestię zasilania rozwiązano Inaczej w R7 i R10. W tym pierwszym znajdziemy typowy dla zaawansowanych EOS-ów akumulator LP-E6NH, który powinien wystarczyć na 770 zdjęć (LCD).
Canon EOS R7
R10 wykorzystuje z kolei mniejsze ogniwo – LP-E17, co przekłada się na możliwość wykonania 430 zdjęć z wykorzystaniem LCD.
Canon EOS R10
Kolejnym atutem R7 jest z pewnością podwójny slot kart pamięci SD, obsługujący standard UHS-II. Ten kryje się pod klapką z prawej strony korpusu.
Canon EOS R7
W R10 slot umieszczono tuż obok komory baterii, co nie jest szczególnie wygodnym rozwiązaniem. Gniazdo jest pojedyncze, wspiera też standard UHS-II.
Canon EOS R10
Zestaw złącz komunikacyjnych, na pierwszy rzut oka różni się jednym elementem – wyjściem słuchawkowym, które jest w R7, w przeciwieństwie do R10. Warto też zwrócić uwagę na porty USB. Wprawdzie oba są typu C, jednak w R10 to zaledwie dość archaiczny standard 2.0. R7 idzie natomiast z duchem czasu i oferuje USB 3.2. Oba aparaty możemy ładować przez owe porty.
Canon EOS R7
Canon EOS R10
Zarówno w R7, jak i R10 zastosowano 2.95-calowe ekrany LCD, zamontowane na obrotowym przegubie. Wyświetlacz w R7 ma natomiast nieco wyższą rozdzielczość – 1.62 zamiast 1.04 miliona punktów, przy czym w praktyce różnica nie jest szczególnie odczuwalna. Oba oczywiście oferują dotykowy interfejs.
Canon EOS R7
W zainstalowanych wizjerach użyto takich samych układów OLED-owych o rozdzielczości 2.36 miliona punktów. Układ optyczny celownika w R7 pozwolił na uzyskanie rozsądnego powiększenia 0.72x (ekw. dla pełnej klatki), które zapewnia dość wygodne kadrowanie. Wciąż jednak Canon mógł się bardziej postarać, bowiem wizjer w np. OM System OM-1 oferuje powiększenie na poziomie 0.83x. R10 w tej kategorii wypada niestety zupełnie słabo – wartości 0.59x moglibyśmy się spodziewać w aparatach klasy entry-level, do której w końcu ten EOS nie należy.
Canon EOS R10
Dzisiejsza premiera jest niewątpliwie ważna, inauguruje bowiem niepełnoklatkową odnogę systemu Canon RF. Jak wielu naszych Czytelników pamięta, system EF-S zyskał dużą popularność m.in. pośród fotoamatorów – w końcu nie każdy potrzebuje sensora pełnoklatkowego. EOS R7 jest niewątpliwie ciekawszym modelem, o bardziej zaawansowanych możliwościach aniżeli R10. W zasadzie jedyna rzecz, do której na tym etapie możemy się przyczepić jest powiększenie wizjera, które mogłoby być nieco większe. R10 bardziej nam przypomina model z pogranicza serii xxxD i xxD, przynajmniej jeśli chodzi o kwestie dotyczące korpusu (np. wizjer). Z pewnością jest zbyt wcześnie, by ocenić skuteczność autofokusa i jakość obrazowania nowych aparatów. Mieliśmy bowiem do czynienia z przedprodukcyjnymi egzemplarzami, a w dodatku czas z nimi spędzony nie należał do długich.
Jak zwykle, na drodze do popularności obu EOS-ów mogą stanąć ich ceny. Korpus R7 wyceniono na 7 tysięcy złotych, co wydaje się sporą kwotą. Warto w tym miejscu jednak przypomnieć, że podobnie kosztowała lustrzanka 7D Mark II w 2014 roku. Za zestaw z obiektywem RF-S 18-150 mm f/3.5-6.3 IS STM trzeba doliczyć jeszcze 2000 zł. R10 jest naturalnie tańszy i początkowo ma kosztować 4600 zł za korpus. Wraz z RF-S 18-45 mm f/4.5-6.3 kwota ta wzrasta do 5200 zł, a z RF-S 18-150 mm f/3.5-6.3 IS STM – do 6600 zł. Przypominamy jednocześnie, że w początkowym okresie sprzedaży, do każdego zestawu z obiektywem, Canon dołącza adapter EF-EOS R.
Zapraszamy także do zapoznania się z oceną możliwości nowych EOS-ów w kategorii wideo, a także zobaczenia zdjęć przykładowych z przedprodukcyjnych egzemplarzy R7 i R10 (niestety, nie w pełnej rozdzielczości).
Wygląda na to, że korzystasz z oprogramowania blokującego wyświetlanie reklam.
Optyczne.pl jest serwisem utrzymującym się dzięki wyświetlaniu reklam. Przychody z reklam pozwalają nam na pokrycie kosztów związanych z utrzymaniem serwerów, opłaceniem osób pracujących w redakcji, a także na zakup sprzętu komputerowego i wyposażenie studio, w którym prowadzimy testy.
Będziemy wdzięczni, jeśli dodasz stronę Optyczne.pl do wyjątków w filtrze blokującym reklamy.