OM System OM-5 w naszych rękach
1. OM System OM-5 w naszych rękach
OM-5 ma w kontynuować w prostej linii serię E-M5 Olympusa, dlatego podobieństwa do trzeciej generacji tego ostatniego nie są przypadkowe. Prawdę mówiąc, w przypadku tych dwóch urządzeń możemy wręcz mówić o niemal bliźniaczym podobieństwie, przynajmniej z zewnątrz.
Jeśli chodzi o autofokus, dysponujemy 121 punktami ostrości - krzyżowymi i bazującymi na detekcji fazy, aczkolwiek AF korzysta również z detekcji kontrastu. W dobrym świetle pracy automatyki nie można w zasadzie nic zarzucić, system zwalnia jednak przy słabszym świetle. Poprawiono natomiast algorytmy wykrywania twarzy i oka. W OM-5 twarz wykrywana jest już wtedy, gdy zajmuje 6% kadru. Detekcja oka natomiast jest możliwa, gdy twarz zajmuje co najmniej 10% kadru. Niestety, o wykrywaniu zwierząt, czy rozmaitych pojazdów musimy zapomnieć, gdyż OM-5 nie wspiera tych funkcji. Pojawiło się natomiast ostrzenie na gwiazdy (Starry Sky AF), przydatne przy zdjęciach nocnych i astrofotografii.
W trybach seryjnych nie zauważamy istotnych zmian. Przy zastosowaniu migawki mechanicznej i ciągłego AF mamy maksymalnie 10 kl/s, tak samo jak w E-M5 Mark III. Maksymalnie można osiągnąć 30 kl/s (bez AF) w trybie ProCapture, przy czym aparat pozwala zapisać do 14 klatek sprzed momentu wciśnięcia przycisku migawki do końca.
- wejście mikrofonu,
- złącze wężyka spustowego,
- port HDMI typu D (micro),
- złącze USB 2.0 typu micro.
Jak zapewne niektórzy nasi Czytelnicy pamiętają, w OM-1 zaprezentowano nowy układ menu. Nie była to może rewolucja na miarę tej w aparatach Sony Alpha, niemniej metamorfoza okazała się jak najbardziej pozytywna. Niestety, OM-5 wygląda w tej kwestii jak „poprzednik”, co stanowi kolejną różnicę między nim, a flagowcem.
Na poniższych zdjęciach ustawiliśmy nowy aparat OM System obok Fujifilm X-T2.
Filmowanie
Firma Olympus nigdy nie była znana z oferowania w swoich aparatach rozbudowanych i zaawansowanych funkcji filmowych, które wyprzedzałyby konkurencję. W obrębie systemu Mikro Cztery Trzecie była to raczej domena aparatów Panasonic oraz niektórych kamer Blackmagic Design.
Sytuacja uległa jednak znaczącej zmianie w momencie premiery modelu OM-1, którego tryb filmowy w wielu dziedzinach dorównywał konkurencji lub nawet ją przewyższał. Nowości objęły między innymi filmowanie w 4K z prędkością do 60 kl/s, wewnętrzny zapis z 10-bitowym próbkowaniem koloru, ulepszony układ autofokusa, dużo czytelniejsze menu czy szereg profili obrazu takich jak OM-Log400 czy Hybrid Log Gamma, w których aparat ten potrafił zaprezentować całkiem przyzwoity zakres tonalny.
Po tak mocnym otwarciu nowego rozdziału przez obecnego właściciela działu obrazowania Olympusa, czyli firmę OM Digital Solutions, liczyliśmy na utrzymanie większości tych cech i parametrów w "drugim od góry" modelu w ofercie OM System, jakim jest zaprezentowany dziś OM-5.
Niestety, zawiedliśmy się.
Zdecydowana większość trybu filmowego to specyfikacja "z czasów Olympusa", czyli nagrywanie w 4K z prędkością do 30 kl/s i w Full HD z prędkością do 120 kl/s (przy czym powyżej 60 kl/s pojawia się spore wymuszone przez aparat przycięcie obrazu), ale jedynie z próbkowaniem koloru 4:2:0 / 8-bit.
Spośród najważniejszych filmowych nowości w OM-5, dwie to mało fundamentalne kwestie użytkowe - kompatybilność z pionowymi filmami oraz możliwość korzystania z aparatu jako z kamery sieciowej bez uciekania się do dodatkowych aplikacji komputerowych. Trzecią jest brak ograniczeń czasu nagrywania, co stanowczo chwalimy.
To oczywiście miłe dodatki, ale nie są one w stanie poprawić kiepskiego wrażenia, jakie wywołuje brak filmowania w 4K w 50/60 kl/s czy z 10-bitowym zapisem - cech, które oferuje nawet Canon R10, czyli najniżej obecnie pozycjonowany model w systemie EOS R.
Na pocieszenie, zaawansowani użytkownicy otrzymali logarytmiczny profil obrazu OM-Log400, który niestety nie będzie w stanie zaprezentować 100% swoich możliwości przy 8-bitowym zapisie koloru. Do tego dość trudno go znaleźć, bo z jakiegoś powodu w menu został on zakamuflowany jako niewiele mówiący zbitek "tryb obrazu" (jak widać poniżej).
Samo menu także niestety wróciło do starej, mniej przejrzystej wersji, znanej z aparatów sprzed czasów OM-1.
Na pełny test filmowy modelu OM-5 przyjdzie jeszcze czas. Zapewne w kwestiach użytkowych, takich jak autofokus czy stabilizacja nowy korpus wypadnie nieźle. Jednak wobec niezbyt współczesnej oferty dostępnych klatkaży i kodeków oraz nie najlepszej światłoczułości matryc systemu Mikro Cztery Trzecie, może się okazać, że to odrobinę za mało, by przekonać do siebie kogokolwiek innego niż fotografów wciskających guzik nagrywania jedynie "od wielkiego dzwonu".
Podsumowanie
OM-5 może natomiast zainteresować osoby nieposiadające jeszcze aparatu systemowego. Zestaw z obiektywami 4/12-45 i 4/40-150 wydaje się bardzo atrakcyjny pod względem wagi, gdy sprzęt zabieramy na różne wyprawy. O ile oczywiście potencjalni klienci zaakceptują koszt zakupu: początkowa cena samego korpusu OM-5 ma bowiem wynieść 6199 zł.