Na co komu czarno-biały aparat?
1. Na co komu czarno-biały aparat?
Skąd zatem wziął się pomysł na monochromatyczną cyfrówkę? Czy rejestrowany przez nią obraz różni się od zdjęcia ze zwykłej "emki", zapisanej w czarnobieli albo zamienionej na odcienie szarości w Photoshopie? Czy ktoś to w ogóle kupuje? Co skłania producenta z Wetzlar (a ostatnio także inne marki) do rozwijania tej koncepcji?
Trochę historii, czyli wszystkie tropy prowadzą do… Konstancina!
Cofnijmy się trochę w czasie. Ale nie za bardzo - wszak rozmawiamy o fotografii cyfrowej – XX wiek to jednak średniowiecze. Mamy więc rok 2006. We wrześniu Leica pokazuje swój pierwszy cyfrowy aparat systemu M – model M8. Firma, na której wielu postawiło już krzyżyk, znowu zaskoczyła. Korpus - tylko odrobinę większy od analogowych odpowiedników - został zbudowany wokół matrycy CCD Kodaka (model KAF-10500) o wymiarach nieco mniejszych od pełnej klatki (mnożnik ogniskowej x1.3) i rozdzielczości 10 Mpx. Na tamte czasy była to spora matryca – królujący wówczas na rynku Canon EOS 1D Mk II miał 8 milionów pikseli i matrycę podobnych rozmiarów. Owszem, był jeszcze EOS 1Ds z pełnoklatkową matrycą i szesnastoma megapikselami, ale ważył ponad dwa razy więcej (1220 g wobec 590 gramów M8) i kosztował majątek. No i wyglądał przy Leice jak parowóz przy motorowerze.
Jednym z pierwszych polskich użytkowników M8 był Tomasz Tomaszewski – opowiada Rafał Łochowski, reprezentujący Leikę w Polsce od 2004 roku. Tomasz już wówczas był legendą - wybitny fotoreporter, pierwszy Polak w National Geographic, nauczyciel pokoleń fotografów. Znał system Leiki „od podszewki”, bo pracował tymi aparatami od lat. Polubił również M8 - niewielki korpus z dużą matrycą, dającą interesujące efekty, zwłaszcza we współpracy z legendarną optyką M…
Rafał Łochowski i Tomasz Tomaszewski, styczeń 2010, otwarcie Leica Store i inauguracja działalności Leica Gallery w Warszawie wystawą “Każdy kolor, tylko nie czerwony” Tomaszewskiego. |
Leica M9 [z lewej] i Leica M Monochrom [z prawej]. Moncohromy tradycyjnie są pozbawione charakterystycznej czerwonej kropki. |
Tylna ścianka aparatu Leica M Monochrom opartego na aparacie M9. |
Historia cyfrowej czerni i bieli
Monochromatyczny pomysł Leiki wstrząsnął fotograficznym światem. Aparat zbudowany był na bazie korpusu M9-P, wyposażonego w pełnoklatkową matrycę CCD o rozdzielczości 18 megapikseli, również od Kodaka. Kodakowskie matryce świetnie radziły sobie z rejestracją kolorów, dawały unikatowy obrazek, ale miało to swoją cenę – bardzo szybko zaczynały szumieć (również matryce CCD od innych producentów tak miały). ISO 800 to było już forsowanie obrazka. Drastycznie spadała tonalność i zakres dynamiczny.Tymczasem nowa Leica Monochrom radziła sobie znacznie lepiej przy wysokich czułościach. Z powodzeniem można było fotografować przy ISO 6400, a nawet przy najwyższej dostępnej czułości - ISO 10 000. Cyfrowy szum występował, ale był „bardziej przyjemny dla oka” - przypominał ziarno znane z materiałów srebrowych.
Dynamika tej monochromatycznej matrycy była fenomenalna. Żaden inny aparat nie miał szans konkurować z M Monochrom pod względem rozpiętości tonalnej. W dodatku rezygnacja z mechanizmu interpolacji kolorów, opartego o filtr RGB, spowodowała, że pozorna ostrość rejestrowanego obrazu została bardzo podniesiona. Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację: jeden z pikseli na matrycy rejestruje 100% światła a sąsiedni – 0% - czyli pełną czerń. W żadnym aparacie z filtrem barw nie dało się tego uzyskać. A z Monochromem było to możliwe…
Ci, którzy mieli okazję wziąć do ręki czarno-białą Leikę i zobaczyć naświetlane przez nią obrazy – zakochiwali się bez pamięci. Przynajmniej niektórzy. Zainteresowanie aparatem (który początkowo miał być wersją limitowaną do 500 sztuk) przerosło najśmielsze oczekiwania producenta. W kolejce po Monochromy ustawiali się artyści i… słynni reżyserzy z Hollywood. Na aparat trzeba było czekać kilkanaście miesięcy. Zwłaszcza, że producent matrycy – Kodak – chylił się już wówczas ku upadkowi.
Leica M Monochrom typ 246, dzięki nowej generacji matrycy CMOS mogła nagrywać wideo. Tutaj pokazana z dedykowanym mikrofonem. |
Leica M-D, czyli cyfrowy „analog” |
Wszystkie matryce są monochromatryczne
Matryca „kolorowego” aparatu cyfrowego składa się z milionów komórek światłoczułych. Są to półprzewodnikowe elementy – diody - których parametry elektryczne zależą od ilości wpadającego do nich światła. Komórki te nie rozpoznają barw – potrafią jedynie zliczać fotony. Są więc MONOCHROMATYCZNE. Aby umożliwić interpretację kolorów, ponad matrycami montuje się tzw. filtry Bayera. Nad każdą komórką znajduje się zabarwiona na jeden z kolorów podstawowych (RGB - R-czerwony, G-zielony, B-niebieski) błona, dopuszczająca do konkretnej diody światło o określonej barwie. Aby uzyskać rzeczywisty kolor każdego z pikseli - oprogramowanie aparatu porównuje natężenie światła z sąsiednich diod i wyznacza najbardziej prawdopodobny kolor metodą interpolacji. Proces ten, zwany również demozaikowaniem, sprawdza się przy wysokich rozdzielczościach matryc, wprowadza jednak szereg błędów i zniekształceń, szczególnie w przypadku fotografowania przy wysokich czułościach. Liczba rejestrowanych przez komórkę fotonów jest wówczas mniejsza (co utrudnia obliczenia statystyczne), a jej sygnał musi być silnie wzmocniony (co dodatkowo zwiększa szum).Samo zrobienie monochromatycznego sensora wydaje się dość łatwe. Ot - wystarczy zdemontować mozaikę Bayera i… mamy to! Większy zakres tonalny, poprawiona dynamika, lepsza ostrość i te wszystkie benefity, które idą za tym, że do pojedynczego piksela na sensorze trafia więcej światła. Są nawet hobbyści, którzy przerabiają w ten sposób swoje aparaty. Wymykamy się procesowi demozaikowania, czyli interpolacji informacji kolorystycznej z sąsiednich pikseli, pozwalającej uzyskać PRZYBLIŻONY kolor każdego piksela zdjęcia. Świadomie rezygnujemy z informacji kolorystycznej - surowy plik z Leiki Monochrom to czysty zapis z licznika fotonów, którym jest fotograficzna matryca rejestrująca. Do ostatecznego pliku trafia tylko i wyłącznie informacja o natężeniu światła.
Czy warto zatem poświęcić kolor? To kwestia subiektywna. Prawdą jednak jest, że większość najważniejszych ujęć w historii fotografii to obrazy pozbawione barw. A działanie mechanizmów interpretacji kolorów we współczesnych (barwnych) cyfrówkach nie różni się aż tak bardzo, od tego, co mogły nam zaproponować kolorowe slajdy sprzed lat.
Czerń i biel poza limitami
O tym, jak duża jest różnica pomiędzy obrazem „interpolowanym” i „rzeczywistym” przekonaliśmy się wkrótce po premierze pierwszych Monochromów. W obrazie zapisywanym przez te aparaty niektórzy z najbardziej wymagających użytkowników dostrzegali drobne defekty. Jak się okazało – problem powodowała optyka. Nawet ta „leikowa” – z najwyższej półki. Mikroskopijne aberracje nie były wcześniej „dostrzegane” przez barwne matryce – były poza ich zakresem. Dopiero monochromatyczne wersje przetworników, które niektórzy puryści traktują, jak matryce o 4-krotnie większej rozdzielczości, pozwoliły dostrzec zniekształcenia.Obiektyw Leica APO-Summicron-M 50mm f/2.0 ASPH. |
Nie tylko aparaty, ale i obiektywy mają specjalne, limitowane edycje. Taki czerwony APO-Summicron-M 50mm f/2.0 ASPH. znalazł się w prywatnej kolekcji ówczesnego prezesa Leiki dr. Andreasa Kaufmanna. |
Baby Monochrom
Precyzyjna, rzemieślnicza praca, krótkie serie i niezwykle wysokie standardy kontroli jakości sprawiają, że aparaty serii Monochrom to przedmioty drogie. Przeznaczone są przede wszystkim dla koneserów skali szarości, którzy chętnie sprawdzają fotograficzne limity. Ale Leica przygotowała też coś, co może być pierwszym krokiem w świat czerni i bieli. Leica Q2 Monochrom to aparat, którego wartość oscyluje wokół pojedynczego obiektywu serii M, a jest kompletnym zestawem fotograficznym ze wszystkimi cechami rasowego Mono Wyposażony w fantastyczny obiektyw ze sprawnym autofokusem i wyśmienitą matrycę. O świetnej ergonomii i kulturze pracy. Uszczelniony, by sprostać każdym warunkom. Sami zresztą zobaczcie, jak posłużył Filipowi Springerowi na mazurskich i pomorskich duktach.
Kilka słów na zakończenie
Aparaty z monochromatycznymi sensorami są niszą. Ale to piękna nisza na rynku fotograficznym, pozostająca na uboczu kolorowego „wyścigu zbrojeń”, pozwalająca za to świadomym użytkownikom na uzyskanie niezrównanych efektów, zwłaszcza z odpowiednią optyką. To właśnie dlatego warto sprawdzić M11 Monochrom, czy Q2 Monochrom i samemu przekonać się, czy widać różnicę.Od lewej Leiki M11, M Monochrom i M9 |
Artykuł powstał we współpracy z firmą Millroy - dystrybutorem produktów marki Leica w Polsce.