Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie, a także do prawidłowego działania i wygodniejszej obsługi. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Partnerzy mogą połączyć te informacje z innymi danymi otrzymanymi od Ciebie lub uzyskanymi podczas korzystania z ich usług i innych witryn.
Masz możliwość zmiany preferencji dotyczących ciasteczek w swojej przeglądarce internetowej. Jeśli więc nie wyrażasz zgody na zapisywanie przez nas plików cookies w twoim urządzeniu zmień ustawienia swojej przeglądarki, lub opuść naszą witrynę.
Jeżeli nie zmienisz tych ustawień i będziesz nadal korzystał z naszej witryny, będziemy przetwarzać Twoje dane zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W dokumencie tym znajdziesz też więcej informacji na temat ustawień przeglądarki i sposobu przetwarzania twoich danych przez naszych partnerów społecznościowych, reklamowych i analitycznych.
Zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies możesz cofnąć w dowolnym momencie.
Z okazji 10. rocznicy rozwijania pełnoklatkowego, bezlusterkowego systemu Sony Alpha, firma przygotowała nie lada gratkę w postaci modelu A9 III z globalną migawką. Choć z sensorami tego typu mieliśmy już do czynienia np. w kamerze PMW-F55, to jednak o zastosowaniu ich w aparatach fotograficznych i do tego z matrycami 35 mm, myśleliśmy raczej w kategoriach melodii przyszłości. Sony tymczasem dokonało czegoś naprawdę imponującego, bowiem mamy nie tylko jednoczesny odczyt wszystkich pikseli w jednej chwili, ale także bardzo szybki tryb zdjęć seryjnych – nawet 120 kl/s, przy aktywnym autofokusie, zarówno w JPEG-ach, jak i 14-bitowych RAW-ach.
Zastosowanie globalnej migawki oznacza kilka znaczących zalet. Nie musimy martwić się np. o zniekształcenia obrazu, wynikające z sekwencyjnego sczytywania danych z sensora (tzw. rolling shutter). To niejednokrotnie utrudniało fotografowanie szybko przemieszczających się obiektów. Nie ma także problemów z migającym oświetleniem, które daje niekiedy rozmaite przebarwienia na zdjęciach. Kolejna zaleta do synchronizacja z błyskiem w całym zakresie czasów naświetlania. W przypadku A9 III oznacza to możliwość wykonania zdjęć nawet przy czasie 1/80000 s (sic!). W przypadku zdjęć seryjnych, czas ten wynosi aktualnie 1/16000 s, aczkolwiek wartości te zostaną zrównane po zapowiedzianej już aktualizacji firmware.
Obecność trybu seryjnego 120 kl/s to ukłon w stronę fotografów, którzy potrzebują złapać idealny, „decydujący” moment, np. w fotografii sportowej. Jednocześnie, to na tyle duży klatkaż, że po kilkunastu minutach fotografowania można mieć kilkadziesiąt gigabajtów zdjęć na karcie pamięci. Dlatego trzeba przyznać, że Sony podeszło do całej sprawy rozsądnie, bowiem w domyślnej konfiguracji aparatu, maksymalnie uzyskujemy 60 kl/s. W chwilach, kiedy fotograf uzna to za konieczne, wciśnięcie guzika C5 z przodu obudowy skutkuje czasowym zwiększeniem klatkażu do 120 kl/s – tak długo, jak pozostaje on wciśnięty. Sam tryb 120 kl/s ma ograniczenie długości serii do 1.6 sekundy (niezależnie od formatu zdjęć), po czym aparat zwalnia, nie przerywając jednak fotografowania. To wszystko stawia duże wymagania dotyczące nośników pamięci i naszym zdaniem bez szybkiej karty CFexpress A się po prostu nie obędzie. Podczas pierwszych testów korzystaliśmy z nośnika Angelbird CFexpress 1TB (820MB/s), który zapewniał rozsądny czas zapisu danych, a także pojemność.
Drugim ułatwieniem obsługi zdjęć wykonanych przy wysokich klatkażach jest grupowanie obrazów w trybie przeglądania. Z tego poziomu możemy je wyświetlić także jako animację oraz wybierać najlepsze klatki, oznaczać „kluczykiem” i kasować resztę.
Nie mniej ważnym aspektem od szybkości trybu seryjnego jest oczywiście sprawność autofokusa. Ten w A9 III ma 759 punktów, czyli tyle samo, co flagowy A1. Ma natomiast lepszą czułość, bo detekcja jest możliwa już od -5 EV. Do tego dochodzą znane już z wcześniejszych modeli tryby wykrywania oczu u ludzi zwierząt, jak również owadów, czy rozmaitych pojazdów.
Pracę autofokusa mogliśmy ocenić podczas fotografowania kilku zainscenizowanych konkurencji lekkoatletycznych, takich jak: skok w dal i wzwyż oraz bieg przez płotki. Generalnie skuteczność należała do bardzo wysokich, AF nie miał najmniejszych problemów ze śledzeniem zawodniczek nawet przy 120 kl/s. Podczas przeglądania zdjęć zauważyliśmy co prawda pojedyncze, nieostre klatki, procentowo było ich jednak bardzo niewiele, zatem trudno mieć zastrzeżenia do pracy w tych warunkach. Trochę więcej problemów napotkaliśmy przy fotografowaniu walk muay thai. Mimo włączonego priorytetu oczu, automatyka uznawała niekiedy za ważniejsze rękawice zawodników, przysłaniające nieco twarz. Trzeba mieć jednak świadomość, że A9 III (a również A7R V i A1) mają bardzo rozbudowane opcje autofokusa i trzeba je dokładnie poznać i ustawić, by uzyskać odpowiednie efekty. W krótkim czasie, jakim dysponowaliśmy podczas pierwszych testów było to utrudnione.
Obudowa nowej A9-tki została nieco powiększona względem poprzednika i oferuje w związku z tym lepszą ergonomię. Pociągnęło to za sobą konieczność opracowania nowego uchwytu do zdjęć pionowych. Rozmiar to nie jedyny powód dla którego mamy nowy „grip”, bowiem także nowa elektronika aparatu wymogła zoptymalizowanie obwodów uchwytu. Naszym zdaniem ergonomia opisywanego aparatu stoi na bardzo dobrym poziomie i pozwalała na wygodną pracę z większymi obiektywami. Magnezowy korpus został oczywiście uszczelniony (lepiej niż poprzednik) i do jakości jego wykonania nie mamy żadnych zastrzeżeń.
W zestawie elementów sterujących można zauważyć w zasadzie jedną większą zmianę względem poprzednika – dołożono przycisk C5 na przedniej ściance, którego główne zadanie już wyjaśnialiśmy wyżej.
Oprócz tego mamy raczej kosmetyczne modyfikacje jak, możliwość przeprogramowania koła kompensacji ekspozycji (jak w A7R V) i usunięcie z niego skali, czy dołożenie pozycji ✱ na tarczy trybów pracy migawki, która pozwala na zdefiniowanie wybranej szybkości fotografowania seryjnego.
Slot kart pamięci ma tak samo jak w A1 dwie kieszenie typu combo, czyli obsługujące zarówno karty CFexpress typu A, jak i SD UHS-II.
Kolejność gniazd nie jest wprawdzie identyczna jak w A1, ale sam zestaw złącz pozostaje taki sam i obejmuje:
gigabitowe złącze ethernet,
wyjście HDMI (pełnowymiarowe typu A),
gniazdo przewodu synchronizacyjnego do lampy błyskowej,
Także w kwestii zasilania zdecydowano się na sprawdzone rozwiązania, czyli akumulator FZ100, o wydajności do 530 zdjęć. Dodatkowy uchwyt pozwala na jednoczesne używanie dwóch ogniw.
Jeśli chodzi o ekran, mamy taki sam układ, jak w modelu A7R V, czyli 3.2-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 2.01 miliona punktów. Ma on ciekawy mechanizm zmiany położenia, który pozwala go odchylić w górę o ok. 100 stopni lub w dół ok. 45 stopni, a dodatkowy przegub pozwala niezależnie odsunąć go w bok i odwrócić w niemal dowolnym kierunku. Dotykowy interfejs ma szeroką funkcjonalność, pozwala bowiem nie tylko przeglądać zdjęcia dotykowo, ale także zmieniać nastawy w głównym menu.
Świetne wrażenie sprawia również wizjer elektroniczny, o takich samych parametrach jak ten w A1, czy A7R V. Wysoka rozdzielczość (9.44 miliona punktów) w połączeniu z ogromnym powiększeniem (0.9x) daje rewelacyjny komfort kadrowania. Jeśli dobrze zauważyliśmy, ustawienie odświeżania 120 kl/s nie powoduje spadku szczegółowości, co pokazywały celowniki w A1 i A7R V.
Wraz z aparatem zaprezentowano także nowy, stałoogniskowy teleobiektyw 2.8/300, pierwszy tego typu w systemach bezlusterkowych. To już 19 instrument serii G Master i 48 pełnoklatkowy. Na jego budowę optyczną składa się 20 soczewek w 16 grupach, w tym jeden element ED oraz 3 Super ED, a przednia soczewka ma fluorową powłokę. Uwagę zwracają stosunkowo „kompaktowe” rozmiary obiektywu. Przedni element ma 124 mm średnicy, a długość instrumentu to 265 mm. Trzeba przyznać, że jest też dość lekki, jego waga to bowiem 1470 gramów, czyli o prawie kilogram mniej np. od lustrzankowego Canona EF 2.8/300 drugiej generacji.
Za napęd autofokusa odpowiadają dwa liniowe silniki XD, a minimalna odległość ogniskowania wynosi 2 metry. Na obudowie mamy przełącznik limitera ostrości, którego włączenie sprawi, że obiektyw będzie ostrzył od 6 metrów do nieskończoności. Urządzenie współpracuje zarówno z telekonwerterem 1.4x, jak i 2x.
Po podpięciu „trzysetki” do aparatu czuć, że zestaw jest dobrze wyważony i nie przechyla się zanadto do przodu lub tyłu. W tej klasie oczywiście standardem są uszczelnienia i magnezowa obudowa, a także optyczna stabilizacja obrazu. Atrakcyjny wygląd rozmycia obiektów poza głębią ostrości ma zapewnić 11-listkowa przysłona.
Nowy obiektyw został zoptymalizowany, by „nadążyć” za aparatem, osiągającym aż 120 kl/s w trybie seryjnym i robi to bez najmniejszych problemów. Warto przy okazji dodać, że lista obiektywów Sony FE, pozwalających wykorzystać taki klatkaż jest naprawdę długa i można ją zobaczyć pod tym adresem.
Filmowanie
Jednoczesny odczyt całego sensora to zmiana pożądana także przez filmowców. Przy nagrywaniu ruchomych obrazów problem bandingu czy błyskających świateł zaświetlających jedynie część kadru jest tak samo irytujący, jak przy zdjęciach z migawką elektroniczną. Rolling shutter powoduje też, że szybkie panoramy (ruchy kamery w poziomie) wyglądają mało estetycznie oraz utrudnia programową stabilizację materiału, który nie został nagrany wystarczająco stabilnie.
Wprowadzenie technologii jednoczesnego odczytu w A9 III jest zatem bardzo pożądaną zmianą, zwłaszcza jeśli faktycznie nie odbywa się ona kosztem znacznego wzrostu szumu i spadku zakresu tonalnego, jak deklarują przedstawiciele Sony. Przykłady, kiedy tak nie było, część filmowców może pamiętać choćby w postaci kamery Blackmagic Design Production Camera 4K, gdzie ceną za jednoczesny odczyt matrycy było znaczne ograniczenie nadających się do praktycznych zastosowań czułości (powyżej ISO 400 szumu było już naprawdę dużo). Oczywiście z oceną, czy w przypadku A9 III faktycznie nie nastąpił wzrost zaszumienia, wstrzymamy się do momentu testu trybu filmowego tego korpusu.
A skoro już przy trybie filmowym jesteśmy, to nowa A9-ka oferuje filmowanie w rozdzielczości 4K z prędkościami do 120 kl/s bez żadnych dodatkowych przycięć obrazu, co jest imponującym osiągnięciem. W połączeniu z aktywną stabilizacją matrycy, świetnym autofokusem czy szeregiem filmowych profili obrazu, takich jak S-Log 3, oznacza to, że na pokładzie nowego Sony większość filmowców znajdzie wszystko, co może być im potrzebne. Choć musimy odnotować, że w specyfikacji zabrakło na przykład filmowania w 6K (które umożliwia konkurencyjny Canon EOS R3) oraz nagrywania w innych proporcjach obrazu niż 16:9, którego Sony uparcie nie chce wprowadzić do swoich aparatów, mimo że tryby takie oferuje coraz więcej aparatów konkurencji, także tych z niższych półek cenowych (np. Fujifilm X-S20).
Podsumowując, najnowsza premiera Sony zrobiła na nas duże wrażenie. Specyfikacja aparatu jest naprawdę imponująca, można by nawet rzec, rewolucyjna. Na chwilę obecną, A9 III nie ma na rynku konkurencji, bowiem żaden aparat nie oferuje globalnej migawki i nie zapewnia tak wysokich osiągów, przynajmniej w kategorii zdjęć seryjnych. Na temat osiągów matrycy wypowiemy się, gdy aparat trafi na dłużej do naszej redakcji, co najprawdopodobniej zdarzy się dopiero w przyszłym roku.
Swoją drogą, po teście Canona R3 zastanawialiśmy się, co takiego musi zaoferować nadchodzący flagowy model R1, by realnie przebić właśnie „trójkę”. Wygląda na to, że mamy już odpowiedź – globalną migawkę. Czy jednak Canon zdecyduje się na podobny ruch, to już zupełnie odrębna kwestia.
Wygląda na to, że korzystasz z oprogramowania blokującego wyświetlanie reklam.
Optyczne.pl jest serwisem utrzymującym się dzięki wyświetlaniu reklam. Przychody z reklam pozwalają nam na pokrycie kosztów związanych z utrzymaniem serwerów, opłaceniem osób pracujących w redakcji, a także na zakup sprzętu komputerowego i wyposażenie studio, w którym prowadzimy testy.
Będziemy wdzięczni, jeśli dodasz stronę Optyczne.pl do wyjątków w filtrze blokującym reklamy.