Historia jednej fotografii - Wschód Ziemi z Apollo 8
1. Wschód Ziemi z Apollo 8
Najmocniejszy cios Związek Radziecki wyprowadził jednak 12 kwietnia 1961 roku, kiedy to Jurij Gagarin stał się pierwszym człowiekiem nie tylko w Kosmosie, ale także na orbicie okołoziemskiej. Jakby tego było mało, w kolejnym roku Rosjanie byli w stanie wysłać na orbitę jednocześnie dwa statki kosmiczne, a w jeszcze kolejnym roku włączyć do grona kosmonautów kobietę. Do tego, w 1964 roku byli autorami pierwszego lotu, w którym wzięły udział dwie osoby, a w 1965 roku pierwszego spaceru kosmicznego.
Na tym tle amerykański program Mercury, w którym pierwsze misje Alana Sheparda i Virgila „Gusa” Grissoma odbyły się nie tylko już po sukcesie Gagarina, ale jeszcze dodatkowo były prostymi lotami suborbitalnymi, wyglądał bardzo skromnie.
Sytuacja zmieniła się jednak diametralnie w latach 1965–66, kiedy to Amerykanie zaczęli realizować intensywnie program Gemini oparty na 2-osobowej kapsule umieszczanej na szczycie rakiety nośnej Titan II GLV. W ramach tego programu odbyło się 12 startów, pierwsze dwa były bezzałogowe, natomiast kolejne 10 misji miało już obsadę dwójki astronautów każda.
Schemat statku Gemini. Źródło: NASA |
Gdy wydawało się, że wszystko jest w najlepszym porządku i zmierza do tego, aby to Amerykanie wygrali wyścig na Księżyc, sprawy zaczęły się mocno komplikować.
Pierwszym tragicznym wydarzeniem był wypadek lotniczy niedoszłej załogi Gemini 9, czyli Charliego Basseta i Elliota See. Samolot T-38, którym lecieli obaj astronauci, rozbił się podczas mgły o budynek firmy McDonnell Aircraft Corporation, gdy podchodził do lądowania na lotnisku w Saint Louis.
Załoga Apollo 1. Od lewej: Edward H. White II, Virgil I. „Gus” Grissom i Roger B. Chaffee |
Bardzo poważne podejście NASA do ustaleń i rekomendacji komisji spowodowało, że program Apollo znów dostał wiatru w żagle. Prace ruszyły ze zdwojoną siłą, dzięki czemu pierwsza załogowa misja programu – oznaczona Apollo 7 – mogła wystartować już w październiku 1968 roku. Nie wszystko poszło jednak tak jak należy. Tym razem sprzęt sprawił się znakomicie, zawiedli zaś astronauci.
Buntownicza załoga Apollo 7. Od lewej: Don F. Eisele, Walter M. Schirra Jr. i Walter Cunningham. Fot. NASA |
NASA nie puściła tego buntu płazem, przez co żaden z astronautów Apollo 7 nie poleciał już nigdy w Kosmos.
Jakby tego było mało, lata 1967–68 są złe nie tylko dla programu Apollo, ale dla całej Ameryki. To właśnie wtedy narastają intensywnie protesty związane ze sprzeciwem wobec wojny w Wietnamie, a dodatkowo nasilają się konflikty rasowe, społeczne i polityczne. Kulminacją nieszczęść są dwa tragiczne zamachy. Do pierwszego z nich dochodzi w kwietniu 1968 roku i ginie w nim Martin Luther King – pastor baptystyczny, lider ruchu praw obywatelskich, działacz na rzecz zniesienia dyskryminacji rasowej i laureat pokojowej Nagrody Nobla z roku 1964. Dwa miesiące później, wkrótce po wygłoszeniu mowy celebrującej zwycięstwo w prawyborach prezydenckich Partii Demokratycznej w Kalifornii, w kolejnym zamachu, ginie Robert F. Kennedy – młodszy brat zamordowanego wcześniej prezydenta Johna F. Kennedy’ego i prokurator generalny w jego administracji.
W 1968 roku w zamachach zginęli Robert F. Kennedy i Martin Luther King |
W pierwotnym planie NASA lot Apollo 8 miał być kolejną misją na orbicie okołoziemskiej, która miała powtórzyć i rozwinąć zadania realizowane przez pechową załogę Apollo 7, a jednocześnie odbyć próby z nowym modułem księżycowym.
W połowie 1968 roku Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) dostarczyła nowych informacji dotyczących rosyjskiego programu Zond, wykorzystującego rakiety Proton konstrukcji Władimira Czełomieja. Z uzyskanych danych wynikało, że wiosną i latem 1968 roku trwały już intensywne testy orbitalne statku Zond, a załogową misję, której celem było oblecenie Księżyca, planowano na grudzień 1968. Rosjanie, wiedząc że ich szanse na wyprzedzenie Amerykanów w lądowaniu na Księżycu z każdą chwilą maleją, chcieli zagrać va banque i wysłać ludzi na orbitę Srebrnego Globu ogłaszając się tym samym zwycięzcami całego wyścigu. W przeciwieństwie do Amerykanów oni nigdy nie zadeklarowali, że ich głównym celem jest lądowanie, mogli więc z czystym sumieniem twierdzić, że to oni pierwsi zrealizowali swoje zadanie.
Statek typu 7KŁ1 z programu Zond |
Pierwotny skład załogi Apollo 8 stanowili James McDivitt, David Scott i Russell Schweickart. W połowie 1968 roku byli już oni w trakcie intensywnych treningów do swojej misji, której planem były testy na orbicie całego zestawu, włącznie z modułem księżycowym LEM. NASA zdecydowała się więc przenieść ich do załogi Apollo 9, a na ich miejsce wstawić mniej zaawansowanych w treningach astronautów z pierwotnej 9-tki. Dowódcą nowego składu Apollo 8 został Frank Borman – wcześniejszy członek Gemini 7, który był jednocześnie współautorem najdłuższego wtedy lotu kosmicznego, trwającego aż 14 dni. Jego załogę mieli stanowić: uczestnik misji Gemini 10 Michael Collins oraz William Anders – astronauta z trzeciego naboru, który nie miał jeszcze okazji przebywać w przestrzeni kosmicznej. Bardzo szybko okazało się jednak, że Collins musi poddać się pilnej operacji i jego miejsce zajął towarzysz Bormana z Gemini 7, czyli James Lovell, którego wszyscy znamy doskonale jako późniejszego dowódcę pechowego Apollo 13.
Załoga Apollo 8. Od lewej: James Lovell (pilot modułu dowodzenia), William A. Anders (pilot modułu księżycowego) oraz Frank Borman (dowódca). Fot. NASA |
Załoga, w ustalonym już nowym składzie, rozpoczęła intensywne treningi. A czasu było bardzo mało, bo przecież CIA donosiła, że Rosjanie planują swój lot już w grudniu 1968 roku. W efekcie, członkowie Apollo 8, zamiast spędzić święta Bożego Narodzenia z rodzinami, mieli wtedy znaleźć się na orbicie okołoksiężycowej. I to wszystko pod warunkiem, że uda się w cztery miesiące zrealizować treningi, które zwykle zajmują od 12 do 18 miesięcy.
Załoga Apollo 8. Od lewej: William A. Anders (pilot modułu księżycowego), James Lovell (pilot modułu dowodzenia) oraz Frank Borman (dowódca). Fot. NASA |
Rakieta Saturn V wraz z Apollo 8 w drodze na stanowisko startowe. Fot. NASA |
Do wejścia na orbitę Księżyca doszło rankiem 24 grudnia 1968 roku. Wiązało się to z odpaleniem silnika SPS na czas około 4 minut w momencie, gdy statek znajdował się nad niewidoczną z Ziemi stroną Księżyca. Tak naprawdę dopiero tuż przed tym momentem astronauci po raz pierwszy zobaczyli z bliska powierzchnię Srebrnego Globu. Pierwszym człowiekiem, który ujrzał na własne oczy niewidoczną stronę naszego naturalnego satelity był Jim Lovell, a po chwili dołączył do niego Bill Anders.
Od samego początku cała trójka astronautów, w miarę możliwości jakie dawał upchany zadaniami grafik, oglądała z zaciekawieniem widoki, jakie przesuwały się w iluminatorach. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że na orbicie okołoksiężycowej mają spędzić tylko 20 godzin i wtedy wydawało im się to czasem zdecydowanie zbyt krótkim, żeby nacieszyć się ogromem wrażeń, jaki na nich spadał.
Zdjęcie Księżyca wykonane przez astronautów misji Apollo 8. Fot. NASA |
William A. Anders w 1964 roku. Fot. NASA |
Aparat Hasselblad 500EL/M używany w trakcie realizacji programu Apollo na pokładzie modułu dowodzenia i w lądowniku księżycowym. Źródło: NASA i National Air and Space Museum |
Obiektyw Zeiss Sonnar 5.6/250 z misji Apollo 11. Źródło: NASA i National Air and Space Museum |
Kaseta z kolorowym filmem Ektachrome SO-368 o czułości ASA 64 podłączona do jednego z pokładowych Hasselbladów 500 EL/M. Źródło: NASA i National Air and Space Museum |
Wschód Ziemi nad powierzchnią Księżyca. Fot. W. Anders (NASA). Aparat: Hasselblad 500 EL/M + Zeiss Sonnar 5.6/250 + Ektachrome SO-368 ASA 64, f/11, exp. 1/250 s |
W momencie wykonywania słynnego zdjęcia w Polsce był już wieczór, ale w znacznej większości Stanów Zjednoczonych mieliśmy albo godzinny poranne, albo co najwyżej okolice południa. NASA chciała jednak, aby kolejna transmisja na żywo odbyła się w godzinach wieczornych dla Ameryki, po ukończeniu ósmej orbity wokół Księżyca. Taki wybór czasu transmisji miał zagwarantować rekordową widownię i mieć najlepszy wydźwięk promocyjny. I faktycznie oglądalność była rekordowa.
Na początku Borman omówił pokrótce zajęcia, jakimi zajmowali się astronauci w wigilijne przedpołudnie, a potem każdy z członków załogi podzielił się z widzami swoją opinią na temat tego, co zrobiło na nim największe wrażenie. Następnie widzowie mogli podziwiać widoki, jakie miała za oknem swojego statku załoga Apollo 8.
Gdy wszystkim wydawało się, że audycja zbliża się do końca, odezwał się Anders:
Widać teraz długie cienie księżycowego zachodu i załoga Apollo 8 chce przesłać wszystkim ludziom na Ziemi wiadomość.
Po chwili, ciągnął:
Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: Niechaj się stanie światłość.
William Anders kontynuował jeszcze przez chwilę, a po nim kolejne fragmenty Biblii przeczytali jeszcze Lovell i Borman. Gdy skończyli, ostatnie słowo należało do dowódcy:
Załoga Apollo 8 żegna się z wami, życząc wam dobrej nocy, wszelkiej pomyślności, Wesołych Świąt i niech Bóg błogosławi wam wszystkim na starej, dobrej Ziemi.
W tym momencie audycja się zakończyła. I choć nie należę do osób wierzących, gdy słucham tych fragmentów wplecionych w „The songs of the distant Earth” Mike’a Oldfielda zawsze mam ciarki na plecach.
Moduł dowodzenia Apollo 8 na pokładzie lotniskowca USS Yorktown. Fot. NASA |
Dziękuję, Apollo 8. Uratowaliście 1968 rok.
Autor omawianego zdjęcia, William Anders nie poleciał już nigdy w Kosmos. W sierpniu 1969 roku odszedł z NASA i został sekretarzem wykonawczym Narodowej Rady do Spraw Aeronautyki i Badania Przestrzeni Kosmicznej (National Aeronautics and Space Council). W październiku 2023 roku skończył 90 lat i jest jednym z ośmiu ostatnich żyjących astronautów programu Apollo. Warto dodać, że załoga Apollo 8 okazała się najbardziej długowieczną ze wszystkich ekip tego programu. Jim Lovell ma obecnie 95 lat, a Frank Borman zmarł w podobnym wieku w listopadzie 2023 roku. Kolejną ciekawostką jest fakt, że załoga Apollo 8 była jedyną ekipą tego programu, której członkowie byli szczęśliwie żonaci i pozostawali w związkach ze swoimi jedynymi żonami do końca życia.
Przechodząc do rzeczy bardziej prozaicznych, nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy na zakończenie nie dodali kilku technikaliów.
Na wyposażeniu fotograficznym misji Apollo 8 znajdowały się dwa 70 mm aparaty Hasselblad 500 EL/M, dwa obiektywy Zeiss Planar 2.8/80 oraz teleobiektyw Zeiss Sonnar 5.6/250. Do uwieczniania swoich ujęć astronauci mieli do dyspozycji trzy kapsuły czarno-białego filmu Panatomic-X o średniej czułości, pozwalające wykonać 600 zdjęć; dwie kapsuły kolorowego materiału SO-368 (ASA 64) Ektachrome na w sumie 352 zdjęć; jedną kapsułę filmu SO-121 Ektachrome na 160 zdjęć i także jedną kapsułę wysokoczułego (ASA 6000 forsowane do nawet 16000) filmu czarno-białego przeznaczonego do wykonywania zdjęć w kiepskich warunkach oświetleniowych.
16-mm kamera Maurera. Źródło: NASA i National Air and Space Museum |
Jeśli jesteście zainteresowani większą liczbą informacji o sprzęcie fotograficznym używanym podczas amerykańskiego programu kosmicznego, zachęcam Was do lektury artykułu autorstwa Marcina Górko, który ukazał się na naszych łamach w lutym 2018 roku.
Na zakończenie jeszcze jedna sprawa, związana ściśle z astronomią. Otóż nasz naturalny satelita rotuje synchronicznie, a to oznacza, że okres obrotu Księżyca wokół jego osi i średni okresu jego obiegu wokół Ziemi są takie same. Efekt tego taki, że Srebrny Glob zwraca w kierunku Ziemi zawsze jedną stronę. Druga (zwana czasami niesłusznie ciemną stroną) jest dla nas niewidoczna. Wszystko to ma takie konsekwencje, że obserwator stojący na powierzchni Księżyca nie może zobaczyć wschodu lub zachodu Ziemi. Gdy stoi na stronie zwróconej w kierunku naszej planety, widzi Ziemię cały czas, a gdy stoi po drugiej stronie, to nie widzi jej wcale.
To właśnie dlatego, zdjęcie wschodu Ziemi wykonane przez Andersa było tak wyjątkowe, bo uchwycenie tego zjawiska było możliwe tylko ze statku poruszającego się po orbicie okołoksiężycowej.
Tak właśnie tłumaczy się unikalność ujęcia Andersa w materiałach, które opisują okoliczności wykonania tego kultowego zdjęcia. Gdy jednak zagłębimy się w szczegóły, to okaże się, że wschód lub zachód Ziemi da się jednak dojrzeć stojąc na powierzchni Księżyca, choć trzeba stać w bardzo konkretnych miejscach. A wszystko to zawdzięczamy zjawisku zwanemu libracją.
Tak się składa, że prędkość kątowa obrotu Księżyca dookoła własnej osi jest w dużym przybliżeniu stała. Natomiast prędkość kątowa jego ruchu orbitalnego dookoła Ziemi już nie. Wynika to z ruchu po elipsie (w perygeum Księżyc porusza się szybciej, a w apogeum wolniej) oraz zaburzeń grawitacyjnych Słońca i innych planet Układu Słonecznego. To powoduje, powstawanie tzw. libracji w długości, której efektem jest to, że niejako zaglądamy momentami na formalnie niewidoczną stronę Księżyca.
Tarcza Ksieżyca w pełni uwchycona w dwóch przeciwnych fazach libracyjnych. Fot. Jürgen Kahlhöfer. Źródło: Wikipedia. |
Złożenie obu typów libracji księżycowej powoduje, że powierzchnia Srebrnego Globu jaką jesteśmy w stanie dojrzeć z Ziemi stanowi 59% całości. Nietrudno już teraz wysnuć wniosek, że na tych troszkę ponad 9% wystających ponad prawie połowę tarczy, którą możemy dojrzeć w jednym momencie, Ziemia raz chowa się pod horyzontem, a innym razem zza niego się wyłania. Nie są to jednak typowe wschody i zachody jakie znamy z powierzchni Ziemi, bo tam wszystko odbywa się wolniej - na przestrzeni dni i tygodni, a nie minut. Nie zmienia to faktu, że z tych miejsc da się wykonać ujęcie Ziemi zawieszonej tuż nad księżycowym horyzontem, a nawet chowającej się za nim. Żadne z sześciu miejsc lądowań misji Apollo nie znajdowało się nawet blisko obszarów objętych libracją księżycową, więc dla astronautów biorących udział w tych lądowaniach Ziemia zawsze była zawieszona wysoko nad ich głowami.
Z aktualna ofertą aparatów Hasselblad możecie zapoznać się tutaj.