Canon EOS C400 w naszych rękach
1. Canon EOS C400 w naszych rękach
Na pokładzie urządzenia, z którego przedprodukcyjnym egzemplarzem, dzięki uprzejmości polskiego oddziału firmy Canon, mieliśmy okazję zapoznać się jeszcze przed jego oficjalną premierą, znajdziemy pełnoklatkową matryce BSI CMOS o rozdzielczości 6K (najwyższa oferowana rozdzielczość filmowania to 6000×3164 pikseli, a pełna rozdzielczość sensora to 6202×4300). Jest to najprawdopodobniej całkowicie nowa konstrukcja.
Pierwszym jej wyróżnikiem jest obecność aż trzech skalibrowanych czułości ISO. Dla profili logarytmicznych oraz formatu RAW są to ISO 800, ISO 3200 oraz ISO 12800, wartość do tej pory zarezerwowana dla kamer Sony korzystających ze znacznie mniej upakowanego 12-megapikselowego sensora pełnoklatkowego. Sumarycznie matryca Canona C400 pozwala na korzystanie z czułości od ISO 160 do 25600 w trybie podstawowym i od 100 do 102400 w rozszerzonym.
Pobieżny test polegający na wykonaniu kilku szybkich panoram pokazał, że mamy tu do czynienia z bardzo szybkim sensorem o niewielkim czasie odczytu. Co ciekawe, według deklaracji przedstawicieli firmy Canon, matryca w C400 nie korzysta ze znanej z C70 i C300 Mark III poprawiającej zakres tonalny technologii DGO. Choć jej deklarowana rozpiętość jest bardzo podobna (16 EV w porównaniu do 16.5 EV w C300 Mark III). Dla porządku dodajmy też, że z matrycą współpracuje procesor obrazu DIGIC DV7.
Nowy sensor pozwolił także na usprawnienie działania autofokusa Dual Pixel CMOS AF, który w przypadku omawianej kamery pokrywa 100% kadru i oferuje znane z aparatów funkcje takie jak rozpoznawanie twarzy i oka u ludzi, ludzkiej sylwetki oraz głów i oczu zwierząt. Sprawność działania układu ma być zbliżona do tego, co oferują najnowsze aparaty Canona, a dostrojenie jego pracy do potrzeb operatora ma ułatwić rozszerzona skala regulacji szybkości i czułości działania układu.
Szybsza matryca pozwoliła nieco zwiększyć maksymalne oferowane przez kamerę klatkaże. Co prawda w trybie pełnoklatkowym, podobnie jak w C500 Mark II, nie przekroczymy 60 kl/s, ale już po przycięciu sensora do ekwiwalentu matrycy Super35 możliwe jest rozpędzenie się do 120 kl/s, a w trybie Super16 – do 180 kl/s.
Najwyższe klatkaże dostępne są oczywiście tylko w trybie slow motion, ale i tu zaszła dość istotna dla wielu filmujących zmiana. Otóż poza zwykłym trybem nagrywania w zwolnionym tempie pojawił się także drugi pozwalający równolegle do spowolnionych ujęć rejestrować towarzyszący im dźwięk.
Nie jest to zresztą jedyna nowość, jaką EOS C400 wprowadza w kwestii zapisu materiału. Drugą równie ważną jest kodek XF-HEVC. Jest to bliźniaczy względem XF-AVC kodek zdebayerowany, tyle tylko, że bazuje on na H.265, a nie na starszym H.264. Oto przykładowe przepływności strumienia danych, w jakich pozwala on na pracę:
- 100 Mbit/s dla materiału 4K w 25 kl/s z próbkowaniem 4:2:0 / 10-bit,
- 135 Mbit/s dla materiału 4K w 25 kl/s z próbkowaniem 4:2:2 / 10-bit,
- 150 Mbit/s dla materiału 4K w 50 kl/s z próbkowaniem 4:2:0 / 10-bit,
- 220 Mbit/s dla materiału 4K w 50 kl/s z próbkowaniem 4:2:2 / 10-bit.
Do tego C400, jak większość kamer Cinema EOS, oferuje zapis filmów w 12-bitowym formacie RAW w tradycyjnych trzech odmianach (LT, ST, HQ). Jeśli chodzi o dźwięk, to możliwy jest zapis do 4 kanałów z próbkowaniem 24-bit / 48 kHz. Warto także wspomnieć o nowym systemie nazywania plików, który obsługuje dłuższe ciągi znaków i pozwoli uniknąć nagrań o dublujących się nazwach.
Co ciekawe, być może po to, by odróżnić nową kamerę od wyżej pozycjonowanej rodziny modelowej C500, w C400 zaoferowano tylko jedno gniazdo na szybkie karty CFexpress typu B. Drugie przyjmuje nośniki w standardzie SD/SDHC/SDXC. Jest to w sumie podobne rozwiązanie do tego znanego z kamery EOS C200, gdzie również oferowano dwa gniazda kart pamięci w różnych standardach, z tym że tym szybszym był nośnik typu CFast.
Drobna zmiana zaszła także w kwestii zasilania, gdyż razem z kamerą EOS C400 zaprezentowano baterię BP-A60N. Nowe urządzenie jest oczywiście kompatybilne ze znanymi ze starszych kamer Cinema EOS bateriami BP-A (bez litery N na końcu), a nowy akumulator zadziała ze starymi kamerami, ale w przypadku stosowania w C400 baterii bez litery N w nazwie, kamera nie będzie w stanie zapisać metadanych wprowadzanych przez wielofunkcyjną stopkę oraz zaprezentowany wraz z kamerą adapter RF-PL potrafiący sczytać metadane z obiektywów z mocowaniem Arri PL, które oferują tę funkcjonalność.
Reszta wyglądu zewnętrznego C400 będzie dość znajoma dla każdego, kto pracował kiedykolwiek z kamerami Canona. Podobny do poprzednich modeli jest układ przycisków i pokręteł, filtr szary o gęstości do 10 EV (z krokiem co 2 EV) czy też boczna rączka. Z kolei w porównaniu z C500 Mark II warto odnotować pojawienie się na bocznej ściance pokręteł do regulacji poziomu nagrywanego dźwięku.
Mimo znajomego wyglądu, zarówno w przypadku rączki, jak i ekranu oraz jego mocowania mamy do czynienia z nowymi akcesoriami. Najbardziej wyróżniającą je cechą jest połączenie zarówno bocznej rączki sterującej oraz ekranu z body za pośrednictwem portów USB-C. W tym momencie może to nieco ograniczyć kompatybilność tych akcesoriów z innymi kamerami, ale z czasem w miarę kolejnych premier takie ustandaryzowane złącze akcesoriów zapewne okaże się lepszym i bardziej uniwersalnym rozwiązaniem. Zastosowanie złącza USB-C pozwala też w łatwy sposób przedłużyć kable, tak, by np. wyprowadzić rączkę sterującą do podstawy kranu, podczas gdy reszta kamery znajduje się na jego drugim końcu. To samo zresztą można zrobić z ekranem.
Nowy ekran to wyświetlacz o przekątnej 3.5" i rozdzielczości 1280×720 (2.76 mln punktów), czyli analogiczny jak ten znany z modelu EOS C70. Dla porządku dodajmy, że ekran w modelu C500 Mark II ma nieco większą przekątną (4.3").
Przy okazji monitora warto także zwrócić uwagę na nowy system jego mocowania do (także demontowalnej) górnej rączki. Całość z jednej strony pozwala na bardzo duży zakres ruchu, a z drugiej jest naprawdę solidna i wzbudza zaufanie.
Nowa jest także wspomniana już podłączana po USB-C rączka sterująca. Zawiera ona przycisk uruchamiający nagrywanie, trzy przyciski programowalne, pokrętło oraz wielokierunkowy wybierak. Zabrakło niestety znanego z rozwiązań konkurencji przycisku zwalniającego blokadę, pozwalającego relatywnie szybko i łatwo obrócić rączkę, by dopasować ją do trzymania kamery wyżej lub niżej. By obrócić rączkę, nadal musimy ją częściowo odkręcić. Ale przynajmniej jej połączenie z resztą korpusu jest naprawdę solidne i pozbawione luzów.
Jeśli chodzi o złącza, to na pokładzie C400-ki znajdziemy wszystko, czego można by po kamerze tej klasy oczekiwać. Mamy zatem dwa wyjścia sygnałowe SDI, wyjście HDMI, dwa wejścia audio w standardzie mini-XLR oraz jedno ze złączem jack 3.5 mm, wyjście słuchawkowe (także jack 3.5 mm), wejście zdalnego sterowania, złącze Ethernet RJ-45, a także złącza kodu czasowego (wejście / wyjście) oraz sygnału synchronizacyjnego z generatora (genlock), które może być także wykorzystywane do dwukierunkowej komunikacji przy realizacji transmisji na żywo. Całość uzupełnia umieszczony z przodu port do komunikacji z obiektywami filmowymi.
Oczywiście z ostatecznymi werdyktami wstrzymamy się do momentu przeprowadzenia pełnego testu EOS-a C400, ale już wstępne oględziny pokazują, że ma on szanse zaoferować poprawę jakości obrazu na wysokich czułościach, wyższy zakres klatkaży i większą ofertę kodeków niż obecny już na rynku od niemal 5 lat model EOS C500 Mark II. W połączeniu z nowym bagnetem RF i dostępem do wręcz stworzonych do sparowania z taką kamerą obiektywów (jak choćby widoczny na zdjęciach model RF 24–105 mm f/2.8 L IS USM Z) oznacza to, że EOS C400 ma spore szanse, by wykroić dla siebie kawałek rynkowego tortu i trafić na niejeden plan filmowy.
Z pewnością pomoże mu w tym także atrakcyjna jak na kamerę tej klasy cena. Sugerowana kwota, jaką należy wydać, by wejść w posiadanie nowego Canona to bowiem 39009.99 zł. To mniej niż kamery z linii C300 i C500 w momencie ich premier i to bez poprawki na inflację oraz mniej niż teoretycznie stanowiąca konkurencję dzisiejszej nowości Sony FX9. Dostawy EOS-a C400 mają się rozpocząć w okolicach końca wakacji.