Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie, a także do prawidłowego działania i wygodniejszej obsługi. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Partnerzy mogą połączyć te informacje z innymi danymi otrzymanymi od Ciebie lub uzyskanymi podczas korzystania z ich usług i innych witryn.
Masz możliwość zmiany preferencji dotyczących ciasteczek w swojej przeglądarce internetowej. Jeśli więc nie wyrażasz zgody na zapisywanie przez nas plików cookies w twoim urządzeniu zmień ustawienia swojej przeglądarki, lub opuść naszą witrynę.
Jeżeli nie zmienisz tych ustawień i będziesz nadal korzystał z naszej witryny, będziemy przetwarzać Twoje dane zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W dokumencie tym znajdziesz też więcej informacji na temat ustawień przeglądarki i sposobu przetwarzania twoich danych przez naszych partnerów społecznościowych, reklamowych i analitycznych.
Zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies możesz cofnąć w dowolnym momencie.
Dzisiejsze nowości to przedstawiciele najwyżej pozycjonowanych linii w systemie. R1, reporterski flagowiec, pojawił się dopiero po niecałych sześciu latach od premiery EOS-a R, pierwszego aparatu z mocowaniem EOS RF i stanowi rozwinięcie szybkiego R3.
R5 Mark II to z kolei następca udanego R5, oferującego wysoką rozdzielczość, szybki autofokus i filmowanie w 8K. Co ciekawe, zarówno R1, jak i R5 Mark II, wykorzystują technologię Accelerated Capture, czyli zestaw dwóch procesorów obrazowych: znanego już Digic X oraz nowego Digic Accelerator. Ten drugi dokonuje obliczeń koniecznych do pracy autofokusa (detekcji obiektów) czy pomiaru światła i czerpie garściami z technologii głębokiego uczenia. A jak wygląda kwestia nowych matryc światłoczułych?
Zacznijmy od sensora flagowca. W przypadku R1, Canon wykorzystał stabilizowany (do 8.5 EV) 24-megapikselowy układ o architekturze warstwowej (stacked). Co więcej, producent chwali się, że rolling shutter, a zatem również czas odczytu danych, został zredukowany względem EOS-a R3 o ok. 40%. Warto zatem przypomnieć, że w tym ostatnim, zmierzony przez nas czas wyniósł zaledwie 4.4 ms. Z pewnością sprawdzimy deklaracje Canona podczas pełnego testu. Tak czy inaczej, migawka elektroniczna oferuje czas naświetlania nawet 1/64000 s i pozostaje w pełni funkcjonalna, co pokazuje także czas synchronizacji z błyskiem, wynoszący 1/400 sekundy. Canon nie zrezygnował jednak z klasycznej, mechanicznej migawki.
Maksymalne tempo fotografowania przy migawce elektronicznej wynosi 40 kl/s, a zatem trzykrotnie mniej niż w Sony A9 III. Szybki test pokazał, że aparat zapisał 242 zdjęcia w RAW w ciągu 6 sekund, zanim zapchał się bufor. Warto jeszcze pamiętać, że mamy możliwość aktywowania funkcji rejestracji do 20 zdjęć sprzed wciśnięcia do końca przycisku migawki (pre continuous shooting).
Jeśli chodzi o sensor odświeżonej R5-tki, naturalnie również stabilizowany, mamy do czynienia z ważnym udoskonaleniem. Choć zachowano tę samą rozdzielczość 45-megapikseli co w R5 (a także niestety filtr antyaliasingowy), tym razem wykorzystano układ BSI (czyli z przesuniętym uzwojeniem za fotodiody) o architekturze warstwowej (stacked), tak samo jak w R3 czy R1. Canon chwali się zredukowaniem efektu rolling shutter o 60%, co oczywiście także sprawdzimy w redakcyjnym teście. Migawka elektroniczna w R5 Mark II nie oferuje tak krótkich czasów naświetlania jak ta w R1, bowiem maksymalna wartość to 1/8000 s.
Tryb seryjny został usprawniony względem poprzednika, bowiem zamiast 20 kl/s, nowy aparat oferuje 30 kl/s. Tu również sprawdziliśmy na szybko, ile zdjęć można w tym tempie zapisać w buforze, a wynik to 87 RAW-ów. R5 Mark II również ma funkcję pre continuous shooting, a w buforze zmieści się 15 klatek.
Ciekawą funkcją, dostępną w obu nowych aparatach, jest zwiększanie rozdzielczości wykonanego wcześniej zdjęcia lub jego wycinka, tzw. upscaling. Nie jest to zatem znany z wielu modeli tryb Pixel Shift, wymagający wykonania kilku ekspozycji. Cały proces odbywa się w aparacie, nie potrzeba zatem do tego ani komputera z odpowiednim oprogramowaniem, ani załadowania zdjęcia do chmury. W przypadku R1 maksymalnie możemy uzyskać 96, a w R5 Mark II – 180 megapikseli. Zgodnie z dzisiejszymi trendami, funkcja działa w oparciu o uczenie maszynowe. Wykonaliśmy przykładową próbę takiego upscalingu i nawet na wyświetlaczu aparatu dało się dostrzec lekką poprawę szczegółowości. To także wymaga naturalnie dokładniejszego przetestowania.
W dziedzinie autofokusa, w obu modelach można mówić o istotnych usprawnieniach, dlatego Canon nie zdecydował się nazwać go Dual Pixel CMOS AF III, ale Dual Pixel Intelligent AF. Naturalnie, to R1 dzierży tu palmę pierwszeństwa. Tylko flagowiec został bowiem wyposażony w czujniki krzyżowe (wszystkie), co jest nowością w w systemie EOS R. To oczywiście ma skutkować bardzo dokładną i skuteczną pracą autofokusa, której będą oczekiwać zawodowcy. Stwierdzenie, że AF spisywał się znakomicie w obu modelach, będzie tak naprawdę truizmem z naszej strony, bowiem mieliśmy możliwość wykonać jedynie wstępne próby w pomieszczeniu biurowym. Tego typu aparaty najlepiej sprawdzać w znacznie bardziej wymagających sytuacjach, np. dynamicznej fotografii sportowej.
Większość rozwiązań dotyczących autofokusa jest tak naprawdę wspólna dla obu bezlusterkowców. Dotyczy to np. nowej funkcji detekcji akcji, w której automatyka śledzi piłkę, jednocześnie skupia się na osobie będącej najbliżej niej. W menu aparatu musimy zdefiniować o jaki sport chodzi, a do wyboru mamy: piłkę nożną, siatkówkę i koszykówkę. Kolejnym aspektem jest rozwinięcie funkcji śledzenia, gdzie automatyka bierze pod uwagę np. górną część ciała. Co więcej, możemy zapisać wybrane twarze w aparacie, a ten będzie je traktował priorytetowo. Pojawiła się także detekcja koni, samolotów i pociągów.
Pewnym zaskoczeniem może się okazać rezygnacja Canona ze znanych od lat ustawień autofokusa, zwanych Case. Obecnie, oprócz automatyki, mamy jedną nastawę manualną, w której regulujemy czułość śledzenia oraz śledzenie przyspieszania lub zwalniania.
Warto także wspomnieć o innej zmianie w menu, mianowicie wprowadzeniu nowej zakładki, w której zgromadzono nastawy dotyczące elementów sterujących: mapowanie, przycisków, tryby działania kółek regulacyjnych, interfejs dotykowy czy ustawienia Eye Control.
Oba aparaty charakteryzują się świetną jakością wykonania i ogólną solidnością. Do budowy wykorzystano wytrzymałe stopy magnezu, będące standardem w tej klasie korpusów. Oczywiście to R1 jest przysłowiowym „wołem roboczym”, dlatego w jego przypadku uszczelnienia stoją na nieco wyższym poziomie niż w R5 Mark II.
W obu przypadkach nowe bezlusterkowce bardzo dobrze leżą w dłoni. W przypadku R1 Canon chwali się gumowym tworzywem o nowej fakturze, przypominającej wyglądem jeden rodzaj „wzoru” blachy ryflowanej. Pionowy uchwyt R1 został całkiem dobrze wyprofilowany, aczkolwiek mógłby być nieco głębszy. Czuć to szczególnie wtedy, gdy weźmiemy w ręce R5 Mark II z podpiętym „gripem”.
Warto dodać, że do R5 Mark II producent oferuje nie jeden, a dwa modele uchwytów pionowych. Jeden standardowy BG-R20 ze zdublowanymi kilkoma elementami sterującymi i BG-R20 EP dodatkowo wyposażony w złącze Ethernet 2,5 Gb/s.
Jakby tego było mało, mamy jeszcze jedno akcesorium, oznaczone symbolem CF-R20EP, które jest de facto zewnętrznym modułem chłodzącym z wbudowanym wentylatorem. Dzięki niemu aparat może filmować bez przegrzania w 8K 30p nawet 120 min lub dłużej. W związku z tym producent zadbał o to, by w obudowie znalazły się odpowiednie kanały wraz z otworami, wlotowym na spodzie korpusu i wylotowym z lewej strony aparatu.
Jeśli chodzi o zestaw elementów sterujących w R1, został on nieco wzbogacony względem tego, co oferuje R3. Na górnej ściance pojawił się przycisk do kontroli WB, a guzik podświetlenia zyskał funkcję szybkiego dostępu do zwiększania rozdzielczości (upscaling) wykonanych zdjęć w trybie przeglądania (to samo mamy w R5 Mark II). Przycisk RATE „przewędrował” z lewego górnego rogu tylnej ścianki pod ekran LCD, a na jego miejscu pojawił się guzik funkcyjny M-Fn3. Powiększono także główki dżojstików, co zauważymy także w R5 Mark II.
W R5 Mark II zmian związanych ze sterowaniem jest nieco mniej, bowiem nie ma ich na tylnej ściance (oprócz wspomnianego dżojstika) i dotyczą one tylko górnej. Włącznik aparatu przesunięto z lewej na prawą i okala on teraz górne pokrętło sterujące i guzik MODE. Po lewej natomiast umieszczono przełącznik fotografowanie / filmowanie.
W R1 zastosowano ten sam akumulator, co w R3, czyli ogniwo LP-E19. Ma ono pojemność 2700 mAh i jest umieszczone wewnątrz uchwytu pionowego.
Wraz z R5 Mark II Canon wprowadził nowy akumulator LP-E6P. Wprawdzie ma on tę samą pojemność 2130 mAh, ale jest w stanie dostarczyć wyższą moc, potrzebną do rejestracji materiału 8K w RAW. Z punktu widzenia fotografów, stosowanie starszych ogniw LP-E6NH nie wiąże się ze zmniejszeniem funkcjonalności.
W obu aparatach, oprócz zaktualizowania standardu USB, jedyną istotną zmianą jest wprowadzenie portów HDMI typu A. To z pewnością ucieszy filmowców, bowiem micro HDMI obecne i w R3, i w R5, do trwałych złącz nie należy.
Jeśli chodzi o karty pamięci, zarówno w R1, jak i R5 Mark II, zachowano te same standardy co (odpowiednio) w R3 i R5. W R1 mamy zatem podwójny slot kart CFexpress:
Natomiast w R5 Mark II jeden slot CFexpress i jeden SDXC UHS-II:
Zarówno w R1, jak i R5 Mark II, mamy 3.2-calowe panele o rozdzielczości 2.1 miliona punktów, co w przypadku R1 stanowi ok. dwukrotny spadek rozdzielczości względem R3. Ekrany zamontowano na obrotowym przegubie i niezmiennie oferują funkcjonalny interfejs dotykowy.
Z pewnością warto zwrócić uwagę na celownik w R1. Ma on powiększenie 0.9x i rozdzielczość 9.44 miliona punktów, a zatem tyle samo, co wizjery w Sony A1 i A9 III. Przy aktywnej opcji płynnego wyświetlania, celownik zapewnia odświeżanie 120 Hz i rewelacyjną jakość wyświetlania. W przypadku R5 Mark II parametry wizjera nie uległy zmianie (5.76 miliona punktów i powiększenie 0.76x) i nadal zapewnia on bardzo komfortowe kadrowanie, choć naturalnie ustępuje R1 przy bezpośrednim porównaniu.
Oba celowniki wyposażono w znany z EOS-a R3 system Eye Control, polegający na śledzeniu ruchu gałki ocznej za pomocą czujników podczerwieni i przesuwaniu w ten sposób aktywnego obszaru AF. Canon twierdzi, że układ ten został udoskonalony, dzięki czemu powinien działać lepiej. Po naszych pierwszych próbach odnieśliśmy pewne wrażenie odnośnie poprawy, choć za wcześnie by formułować konkretne wnioski. Kilkukrotna kalibracja oka zapewniła całkiem niezłe śledzenie ruchów gałki, ale zdarzały się też „przeskoki”, czy obszary „nieaktywne”. Z pewnością temat zasługuje na szersze rozpoznanie, co poczynimy przy okazji pełnego testu obu aparatów. Warto jeszcze dodać, że zarówno do R1, jak i R5 Mark II, producent oferuje alternatywną, naprawdę dużą muszlę oczną. Jej znaczny rozmiar pozwala zredukować niechciane światło wpadające do wizjera praktycznie do zera.
Jeśli chodzi o tryby filmowe, R1 jest w stanie zaoferować maksymalnie 6K przy 60 kl/s w RAW, a także 120 kl/s przy 4K oraz 240 kl/s w 2K. R5 Mark II dysponuje wyższą rozdzielczością sensora, dlatego jest możliwa rejestracja materiału przy 8K w 60 kl/s i w RAW-ach. Mamy również tryby 120 kl/s przy 4K, a także 240 kl/s w 2K, tak jak w R1. Możliwości trybów wideo są oczywiście znacznie bardziej rozbudowane, przez co oba bezlusterkowce zbliżyły się zauważalnie do kamer Cinema EOS, z których do aparatów trafiły m.in. wybrane kodeki czy też profil obrazu Canon Log 2 oferujący lepszy zakres tonalny niż Canon Log 3 dotychczas oferowany w aparatach.
Oprócz tego w nowych korpusach znajdziemy też opcję podłączenia adaptera mikrofonów XLR Tascam, możliwość wgrywania własnych LUT-ów, czy też nagrywania plików proxy (na dwie karty jednocześnie) równolegle do właściwego materiału. Wszystkie te aspekty także oczywiście dokładniej przetestujemy, gdy EOS R1 i EOS R5 Mark II trafią do redakcji na dłużej.
Podsumowując, oba pełnoklatkowe bezlusterkowce stanowią dość ważny krok w rozwoju systemu EOS R. Cieszy istotna liczba udoskonaleń, niewątpliwie zwiększająca funkcjonalność i ułatwienie pracy fotografów. Nie dysponowaliśmy niestety produkcyjnymi egzemplarzami aparatów, dlatego nie mogliśmy wykonać nimi zdjęć przykładowych. Zarówno R1, jak i R5 Mark II, pokazały się z jak najlepszej strony, biorąc oczywiście pod uwagę ograniczone możliwości ich sprawdzenia. Można się tylko zastanawiać, dlaczego EOS R1 został zaprezentowany tak późno, tuż przed letnią olimpiadą w Paryżu. Pozbawia to fotoreporterów i agencje możliwości zakupu tego modelu na to, jakby nie patrzeć, ważne wydarzenie.
Spójrzmy jeszcze na rekomendowane ceny opisywanych aparatów, jakie otrzymaliśmy od polskiego oddziału firmy Canon:
EOS R1 – 34 499,99 zł, dostępny na rynku polskim od listopada 2024,
EOS R5 Mark II – dostępny od września 2024:
korpus: 21 999,99 zł,
zestaw z obiektywem RF 24–105 mm f/4 L IS USM: 27 999,99 zł.
Wygląda na to, że korzystasz z oprogramowania blokującego wyświetlanie reklam.
Optyczne.pl jest serwisem utrzymującym się dzięki wyświetlaniu reklam. Przychody z reklam pozwalają nam na pokrycie kosztów związanych z utrzymaniem serwerów, opłaceniem osób pracujących w redakcji, a także na zakup sprzętu komputerowego i wyposażenie studio, w którym prowadzimy testy.
Będziemy wdzięczni, jeśli dodasz stronę Optyczne.pl do wyjątków w filtrze blokującym reklamy.