Z Sigmą w Japonii
6. Podsumowanie
![]() |
Subiektywnie natomiast obiektyw ten pozytywnie mnie zaskoczył. Z początku bałem się, że ważący kilogram „obiektyw kitowy” da mi się we znaki przy długich i aktywnie spędzanych dniach. Tak jednak nie było i ważący niemal 1.7 kg zestaw aparat + obiektyw nigdy mi jakoś specjalnie nie ciążył ani nie doskwierał. Nie brakowało mi też przez zdecydowaną większość czasu zakresu – ani na szerokim, ani na długim końcu obiektywu.
W zamian za cierpliwe noszenie Sigma odwdzięczyła się natomiast świetną jakością obrazu i niezawodnym autofokusem powodującym, że chociażby na targach CP+ praktycznie każde zdjęcie powstało tylko w jednym egzemplarzu – bez robienia kilku powtórek „na wypadek gdyby ostrość nie trafiła”. Nigdy nie miałem też poczucia, że brakuje mi ostrości czy jasności, aczkolwiek za to ostatnie w dużej mierze odpowiada też nocna iluminacja Tokio, znacznie intensywniejsza niż w jakimkolwiek europejskim mieście.
![]() |
Po co w takim razie filtr dyfuzyjny? O tym też już swego czasu pisałem, ale w dużym skrócie – w relatywnie słabej wersji o „mocy” 1/4 pozbawia on obraz tej odrobiny nadmiernej „cyfrowości” i pomaga zaakcentować widoczne w kadrze źródła światła lekką poświatą, co nadaje innego nastroju, zwłaszcza zdjęciom o zachodzie słońca i nocnym miejskim kadrom. Z sensownością użycia tego narzędzia oczywiście nie każdy musi się zgodzić, bo to dość subiektywna kwestia. Ja z czasem coraz bardziej się do niego przekonuję i tyle.
![]() |
Japonia to fascynujący kraj i każda kolejna wizyta tam pozwala oglądać go z innej perspektywy i odkrywać na nowo. Tym bardziej cieszę się, że mogłem go odwiedzić po raz kolejny dzięki uprzejmości firmy Sigma i jej polskiego dystrybutora. Zwłaszcza że była to też okazja, by po prostu trochę się dobrze pobawić robiąc zdjęcia oraz nasiąknąć nieco pasją Japończyków do tego, co robią.