Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie, a także do prawidłowego działania i wygodniejszej obsługi. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Partnerzy mogą połączyć te informacje z innymi danymi otrzymanymi od Ciebie lub uzyskanymi podczas korzystania z ich usług i innych witryn.
Masz możliwość zmiany preferencji dotyczących ciasteczek w swojej przeglądarce internetowej. Jeśli więc nie wyrażasz zgody na zapisywanie przez nas plików cookies w twoim urządzeniu zmień ustawienia swojej przeglądarki, lub opuść naszą witrynę.
Jeżeli nie zmienisz tych ustawień i będziesz nadal korzystał z naszej witryny, będziemy przetwarzać Twoje dane zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W dokumencie tym znajdziesz też więcej informacji na temat ustawień przeglądarki i sposobu przetwarzania twoich danych przez naszych partnerów społecznościowych, reklamowych i analitycznych.
Zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies możesz cofnąć w dowolnym momencie.
Firma Fujifilm zorganizowała polską premierę aparatu instax mini 41 w Warszawie, a gościem specjalnym spotkania był piosenkarz, autor tekstów i kompozytor Wiktor Dyduła. Udzielił on także krótkiego wywiadu, przeprowadzonego przez dziennikarkę TVN Style Darię Pacańską.
Instax mini 41 to bezpośredni następca modelu mini 40, zaprezentowanego 4 lata temu. Nowy aparat prezentuje się wizualnie dość nowocześnie, szczególnie na tle starszych, podstawowych Instaksów mini, np. 11, czy 12, które z uwagi na swój wygląd, mogły być kojarzone z aparatami dla dzieci.
Obudowa mini 41 została wykonana z tworzyw sztucznych w gruncie rzeczy dość przeciętnej jakości. Nie zauważyliśmy większych problemów ze spasowaniem poszczególnych elementów, aczkolwiek da się dostrzec niewielkie szpary. Co więcej, pierścień włącznika ma pewien luz. Mini 41 jest dostępny tylko w jednym kolorze – czarnym – choć jak widać na zdjęciach, spora część obudowy jest szara.
Umiarkowana pozostaje również wygoda fotografowania. Nie do końca wiadomo, w jaki sposób chwycić aparat, by zapewnić sobie odpowiedni chwyt. Plusem jest obecność podpórki pod kciuk, znajdującej się na tylnej ściance.
Nadal mamy do czynienia z tym samym obiektywem, co w pozostałych Instaksach mini, czyli dwusoczewkowym układem o ogniskowej 60 mm i otworze względnym f/12.7. W normalnym trybie obraz będzie ostry od 0.5 metra do nieskończoności. Mamy także tryb CLOSE-UP, gdy odległość przedmiotowa wynosi od 0.3 do 0.5 metra, przeznaczony głównie do wykonywania selfie. Ułatwienie w tej kwestii stanowi niewielkie lusterko znajdujące się tuż przy przedniej soczewce obiektywu.
Ekspozycja ustawiana jest wyłącznie automatycznie i użytkownik niestety nie ma na nią żadnego wpływu. Zabrakło jakiejkolwiek kontroli, np. kompensacji ekspozycji. Zakres czasów naświetlania zawiera się w przedziale od 1/250 do 1/2 sekundy. Wbudowana lampa błyskowa wyzwalana jest za każdym razem, gdy wciskamy przycisk spustu migawki.
W kwestii elementów sterujących sytuacja wygląda tak samo, jak w innych, podstawowych modelach analogowych instaksów – absolutnie minimalistycznie. Na przedniej ściance mamy tylko przycisk spustu migawki. Obok niego widzimy jeszcze okienko wizjera (opartego o odwróconą lunetę Galileusza) oraz wspomnianego wcześniej flesza.
Drugim, a zarazem ostatnim elementem sterującym jest włącznik aparatu w formie pierścienia wokół obiektywu. Za pozycją ON, mamy także nastawę trybu CLOSE-UP, służącą do wykonywania zdjęć z bliska. Warto dodać, że ustawienie go na tej pozycji, powoduje automatyczne umieszczenie dodatkowego elementu optycznego w torze wizjera, efektem czego realizowana jest korekta paralaksy. Rzeczywiście jest to całkiem pomocne, niemniej sam celownik jest tak mały, że kadrowanie i tak jest raczej zgrubne.
Typowo dla instaksów, większą część tylnego panelu zajmuje klapka osłaniająca komorę filmu. Mamy tu także wskaźnik obecności kasetki z filmem oraz licznik zdjęć. Obok niego znajduje się jeszcze komora baterii.
Dwa paluszki (ogniwa AA) mają ponoć starczyć na wykonanie 10 kartridży filmu instax mini (czyli w sumie 100 zdjęć). Zastosowanie tego typu baterii jest znacznie lepszym pomysłem niż drogich i słabo dostępnych CR2, których wymagają np. modele SQ1, czy SQ40.
Format „mini” instaksa to odbitka w rozmiarze 86 × 54 mm, natomiast sam obrazek ma 62 × 46 mm. W kasecie mieści się 10 sztuk, czułość materiału odpowiada ISO 800, a czas wywołania to ok. 90 sekund. Szczelina, przez którą wysuwa się zdjęcie, znajduje się na górnej ściance.
Ponieważ mamy do czynienia z podstawowym modelem instaksa, kilku rzeczy nam w nim brakuje. Oprócz wspomnianego już braku jakiejkolwiek kontroli nad ekspozycją, mini 41 nie posiada samowyzwalacza. Zabrakło także gwintu statywowego. Wszystkie te cechy znajdziemy dopiero w wyżej pozycjonowanych modelach, np. mini 99.
Jeśli chodzi o jakość zdjęć, jest ona typowa dla analogowych instaksów, czyli... niezbyt wysoka. Osoby szukające świetnej szczegółowości zdjęć raczej nie będą usatysfakcjonowane tym urządzeniem i efektami jego pracy. W fotografowaniu instaksem chodzi jednak przede wszystkim o dobrą zabawę i możliwość szybkiego podzielenia się fizyczną odbitką. Z pewnością nie jest to aparat dla każdego, stanowi bowiem nietuzinkową odskocznię od poprawnych zdjęć z aparatów, czy smartfonów, które często pozostają jedynie w cyfrowej pamięci różnych urządzeń. Możliwość uzyskania odbitki w niezbyt długim czasie daje sporo frajdy, zwłaszcza, że można ją podarować osobie fotografowanej.
Trzeba też przyznać, że popularność instaksów jest wciąż naprawdę spora. Od 1998 roku, firma Fujifilm sprzedała już 100 milionów tych aparatów i drukarek, a mini 41 jest już 46. urządzeniem tej marki. Warto też dodać, że Fujifilm oferuje w sumie aż 19 rodzajów wkładów instax mini, które różnią się wyglądem ramki wokół zdjęcia.
Instax mini 41 jest już dostępny w sprzedaży. Jego cena wynosi 499 zł, a zatem 40 zł więcej niż modelu 40.
Wygląda na to, że korzystasz z oprogramowania blokującego wyświetlanie reklam.
Optyczne.pl jest serwisem utrzymującym się dzięki wyświetlaniu reklam. Przychody z reklam pozwalają nam na pokrycie kosztów związanych z utrzymaniem serwerów, opłaceniem osób pracujących w redakcji, a także na zakup sprzętu komputerowego i wyposażenie studio, w którym prowadzimy testy.
Będziemy wdzięczni, jeśli dodasz stronę Optyczne.pl do wyjątków w filtrze blokującym reklamy.