Mówiąc o mgławicach planetarnych od razu trzeba zaznaczyć, że nie mają one nic wspólnego z planetami. Ich nazwę zawdzięczamy Williamowi Herschelowi. W latach 80-tych XVIII wieku wciąż był on pod wrażeniem odkrycia przez siebie Urana, który w jego teleskopie jawił się nie jako punktowa gwiazda lecz jako obiekt o wyraźnej tarczy planetarnej.
W naszych artykułach z cyklu \"Niebo przez lornetkę\" wspominaliśmy już o asocjacjach i gromadach otwartych. Przyszedł więc czas na trzeci typ skupisk gwiazdowych, który nazywamy gromadami kulistymi.
W jednym z poprzednich odcinków omawialiśmy gromadę otwartą Hiady, która jest jedną z najbliższych nam gromad. Na liście najbliższych znajdują się także Plejady – inna urokliwa gromada leżąca, podobnie jak Hiady, w konstelacji Byka.
Rok 2013 można bez wątpienia nazwać rokiem komet, nic więc dziwnego, że nie mogło ich zabraknąć w naszym cyklu pt. „Niebo przez lornetkę” – tym bardziej, że lornetki są instrumentami wręcz idealnymi do ich obserwacji.
Ziemia, planeta na której mieszkamy, krąży wokół typowej lecz samotnej gwiazdy. Miejsce, w którym żyjemy narzuca pewien sposób patrzenia na Wszechświat i przez wiele lat osobom nawet związanym zawodowo z astronomią wydawało się, że większość gwiazd to obiekty pojedyncze.
Jasne planety świecące na rozgwieżdżonym niebie widział chyba każdy z nas. Nic więc dziwnego, że zauważyli je także ludzie prehistoryczni i starożytni. Ich nazwę zawdzięczamy właśnie im, bo w czasach antycznej Grecji nazwano je planétes czyli wędrowcami lub gwiazdami błądzącymi, widząc wyraźnie, że zmieniają one swoje położenie na sferze niebieskiej.
Nasza rodzima Droga Mleczna jest jedną z setek miliardów galaktyk, które widać w obserwowanym Wszechświecie. Nie przemierza jednak kosmicznej pustki zupełnie samotnie lecz w towarzystwie ponad 50 innych, głównie małych i słabych galaktyk.
Gdy w ciemną i bezksiężycową noc spoglądamy w rozgwieżdżone niebo, ilość gwiazd nad naszą głową robi ogromne wrażenie. Poeci często piszą o milionach czy miliardach gwiazd nad naszymi głowami oraz o obcowaniu z ogromem Wszechświata.
Kilka lat temu dział Sport Optics firmy Nikon rozpoczął szeroko zakrojoną ofensywę nowych produktów. W jej ramach pojawił się nowy sprzęt w każdej bez wyjątku kategorii: na rynek weszły nowe lunety ornitologiczne, lunety na broń, dalmierze, ale przede wszystkim – trzy nowe serie lornetek.
Nikon od kilku lat dość intensywnie rozwija swoje produkty z działu Sport Optics. W tej ofensywie sprzętowej pojawiają się instrumenty optyczne z najwyższej półki, skutecznie konkurujące z takimi tuzami jak Carl Zeiss, Leica i Swarovski, ale też sprzęt dla każdego, kto lubi wszelkiego rodzaju obserwacje, który oferowany jest w przyzwoitych cenach i ma „trafić pod strzechy”.
W pierwszej części naszego krótkiego cyklu artykułów omawiającego ofertę i praktyczne zastosowania lornetek firmy Olympus przedstawiliśmy grupę najmniejszych modeli, których obiektywy nie przekraczają rozmiaru 35 mm.
Wiele firm produkujących wysokiej jakości sprzęt fotograficzny nie poprzestaje tylko na nim, ale włącza do swojej oferty inne typy produktów. Wyjątkiem nie jest też firma Olympus, która oprócz aparatów kompaktowych, bezlusterkowców, lustrzanek i obiektywów zajmuje się jeszcze trzema różnymi gałęziami.
Wstęp Urok klasycznych lornetek polega na tym, że są to instrumenty dające bardzo dużo radości z obserwacji, jednocześnie będąc urządzeniami o niezwykle prostej konstrukcji. Jeśli pominiemy lornetki z zoomem, to jedynym mechanizmem w lornetce jest mechanizm ustawiania ostrości.
Spośród całej oferty Nikon Sport Optics, mikroskopy polowe należą do najmniej znanych produktów. Jest tak częściowo dlatego, że wśród mikroskopów nie ma takiej konkurencji jak wśród lornetek, a obserwacje przez mikroskop nie są tak fascynujące jak podglądanie życia ptaków lunetami.
W trakcie dyskusji nad naszymi testami, kilkukrotnie pojawiały się kontrowersje odnośnie odwzorowania kolorów oferowanego przez różne lornetki czy obiektywy. W szczególności, wątpliwości dotyczyły tego, dlaczego tak nisko oceniamy odwzorowanie bieli dawane przez starsze produkty rosyjskie, polskie, czeskie, rumuńskie czy nawet lornetki Zeissa z Jeny.