Sony Carl Zeiss Planar T* 85 mm f/1.4 - test obiektywu
10. Autofokus
Przede wszystkim kupując "szkło" za taką kwotę oczekujemy naprawdę wiele. Za te pieniądze dostaje się canonowskie L-ki ze świetnie pracującymi silnikami USM czy najlepsze Nikkory z silnikami SWM. U Zeissa od razu widać bark doświadczenia w pracy nad autofokusem. Dostajemy słaby mechanizm, który męczy się przy poruszaniu ogromnymi soczewkami obiektywu wydając z siebie głośne buczenie. Bezwładność solidnych bloków szkła jest przy tym tak duża, że przy ich zatrzymywaniu się po ustawieniu ostrości lub przy dojściu do krańca zakresu odczuwamy wyraźne rzucanie obiektywu, które przenosi się nawet na korpus. Po prostu jak układ soczewek dojedzie do końca, słychać jedno wielkie "łup"!
Wszystko to można by było wybaczyć, gdyby układ ustawiający ostrość robił
to celnie. Jest to kluczowa rzecz przy tak dużym otworze względnym i
takiej ogniskowej, gdzie głębia ostrości jest wyjątkowo mała. Niestety
autofokus pudłuje bez opamiętania. W całej sesji testowej w studio
liczba pomyłek sięgnęła 37%! Oczywiście najboleśniej odczujemy to przy
okolicach maksymalnego otworu względnego, gdzie autofokus ustawia
ostrość prawidłowo średnio raz na pięć ekspozycji... Żeby nie być
gołosłownym, przykład serii sześciu kolejnych zdjęć tablicy testowej
wykonanych przy wartości przysłony f/2.0.
Zmierzone na JPGach wartości funkcji MTF50 dla serii tych zdjęć wynoszą
po kolei: 1840, 680, 470, 420, 530 i 1450 LW/PH. Warto przy tym dodać,
że ustawiając ostrość manualnie dla f/2.0 dawało się uzyskać MTF50
sięgające 2050 LW/PH. Dalszy komentarz chyba zbędny. Choć warto tutaj jeszcze zaznaczyć, że tak złe zachowanie nie wynika z wadliwego korpusu, bo podpięty do niego w tej samej sesji testowej Sony 2.8/50 Macro pracował bez zarzutu myląc się rzadko.
Na pocieszenie można dodać, że autofokus w swojej niecelności nie preferuje żadnej ze stron przez co ostrość jest ustawiana tak samo często przed właściwym obiektem jak i za nim.