Sigma fp - test trybu filmowego
1. Wstęp
Od kilku lat na rynku kamer widać tendencję do tworzenia produktów w myśl jednej z dwóch filozofii. Pierwsza z nich to tworzenie kompletnego produktu, który można „wyjąć z kartonu i zacząć filmować”. Są to urządzenia z dobrą ergonomią, dużą liczbą uchwytów i przełączników, często przystosowane do trzymania na ramieniu. Druga filozofia to konstruowanie kamer typu „pudełko” (nie ma oficjalnego tłumaczenia dla angielskiego terminu „brain”), które składają się z matrycy, procesora i gniazda na kartę pamięci, a także szeregu złącz pozwalających takie urządzenie obudować klatką, podłączyć ekran lub wizjer i zewnętrzne zasilanie z dużej baterii, zbudować wokół niego rig dopasowany do naszych potrzeb itd. Jednym słowem zbudować coś, co przypomina kamerę z pierwszej grupy, ale na własnych zasadach i dopasowane do naszych potrzeb. Obie filozofie mają swoich zwolenników, za obiema da się znaleźć argumenty. Dotychczas jednak ta dyskusja dotyczyła głównie kamer. Sigma fp powoduje, że przenosi się ona także do świata aparatów fotograficznych.
Poza wprowadzeniem innej koncepcji budowy aparatu / kamery, Sigma fp jest też w ogóle pierwszym urządzeniem tego producenta z rozbudowanym trybem filmowym i jednym z nielicznych aparatów potrafiących filmować w RAW-ach. Każdy jeden z tych powodów byłby wystarczający, by poddać to urządzenie testom, więc tym bardziej zapraszamy do lektury kolejnych rozdziałów!
Pełną specyfikację testowanego aparatu można znaleźć w naszej bazie.
Aparat do testu udostępniła Sigma ProCentrum. Dziękujemy!