Sony ZV-1 - test trybu filmowego
2. Budowa i ergonomia
Ergonomia także padła ofiarą miniaturyzacji. Kółko sterujące jest tylko jedno, a przycisków relatywnie niewiele. Na szczęście wszystkie są dość wygodnie umieszczone w zasięgu prawej ręki, choć osoby z większymi dłońmi i szerokimi palcami mogą mieć niewielkie problemy z ich obsługą. W dojściu do ładu z obsługą aparatu zdecydowanie pomaga możliwość zaprogramowania funkcji szeregu elementów sterujących. Oczywiście nie da się w ten sposób uzyskać komfortu pracy z pełnoklatkowym aparatem wyposażonym w 3 czy 4 pokrętła sterujące, ale da się doprowadzić do momentu, w którym zmiana najpotrzebniejszych przy filmowaniu nastaw przebiega szybko i sprawnie. Jak na tak kompaktowy aparat, to i tak dużo.
Menu
Jak już wspomnieliśmy, ZV-1 korzysta ze „starego” menu Sony. Tyle tylko, że w momencie jego premiery, nie było jeszcze tego „nowego” - pojawiło się ono kilka miesięcy później wraz z premierą modelu A7S III. Trudno zatem mieć do ZV-1 pretensje o to, że korzysta z technologii i standardów, jakie obowiązywały w momencie jego premiery. Co nie zmienia jednak faktu, że logika rozmieszczenia poszczególnych elementów w menu niezmiennie pozostaje dla nas zagadką i jest zaprzeczeniem przejrzystości.Złącza
Sony ZV-1 posiada 3 złącza umieszczone na bocznej ściance. Są to:- wejście mikrofonowe (mini jack 3.5 mm),
- złącze USB (wtyk mikro USB),
- wyjście HDMI (złącze mikro HDMI typu D),
Oprócz gniazd na bocznej ściance, Sony ZV-1 oferuje także stopkę Multi Interface pozwalającą na podłączenie jednego z wielu mikrofonów i innych akcesoriów, jakie oferuje producent. To spory plus dla użytkowników, którym nie wystarczy wbudowany 3-kapsułowy mikrofon zajmujący większość górnej ścianki aparatu.
Na koniec dla porządku dodajmy, że testowany aparat nie oferuje obsługi kodu czasowego z zewnętrznych źródeł. Nie jest to jednak funkcjonalność, której wymagalibyśmy od prostego aparatu kompaktowego dla vlogerów.
Bateria
Sony ZV-1 zasilany jest akumulatorem Sony NP-BX1 oferującym pojemność 1240 mAh przy napięciu 3.6 V, co przekłada się na około 4.5 Wh energii. To około połowa pojemności stosowanego w mniejszych bezlusterkowcach ogniwa NP-FW50 i około jedna czwarta tego, co oferuje ogniwo NP-FZ100. Trudno zatem oczekiwać cudów — w praktycznym teście testowany aparat był w stanie zarejestrować jedynie 65 minut materiału 4K na w pełni naładowanym akumulatorze.
Warto przy tym odnotować dość dziwne zachowanie aparatu. Przy domyślnym, „normalnym” ustawieniu temperatury automatycznego wyłączania aparatu, nagrywanie w 4K było przerywane już po 5 minutach. Takie rozwiązanie trudno określić innym przymiotnikiem niż „głupie”. Zwłaszcza że po przestawieniu temperatury automatycznego wyłączania na wysoką, aparat bez problemu nagrał wspomniane powyżej 65 minut materiału 4K w jednym podejściu bez przegrzewania się. Choć należy odnotować, że temperatura obudowy wzrosła podczas nagrywania.
Na koniec odnotujmy jeszcze, że tuż obok klapki zakrywającej baterię i kartę pamięci producent zdecydował się umieścić gwint złączki statywowej, co powoduje, że chcąc wymienić baterię lub kartę, musimy odkręcić złączkę, statyw czy selfie sticka, na którym zamocowany jest aparat. To mało wygodne dla użytkownika rozwiązanie.
Nośniki pamięci
Sony ZV-1 oferuje pojedyncze gniazdo obsługujące karty pamięci SD/SDHC/SDXC (kompatybilne ze standardem UHS-I) oraz Memory Stick. Trudno oczekiwać podwójnego gniazda w tak małym aparacie, skoro nie doczekaliśmy się go nawet w 4-krotnie droższym modelu ZV-E1. Choć warto odnotować, że teoretycznie możliwe jest skorzystanie z przejściówki pozwalającej na zainstalowanie dwóch kart mikro SD w gnieździe Memory Stick, co może dać namiastkę podwójnego gniazda i zdublowanego zapisu.Jeśli chodzi o prędkość zapisu, to generowane przez aparat strumienie danych przy filmowaniu nie przekraczają 100 Mbit/s, więc poradzi sobie z nimi nawet prosta karta spełniająca standard prędkości V30.
Wizjer i ekran
Jeśli chodzi o wizjer, sprawa jest prosta – ZV-1 go nie posiada. Jak wiele innych elementów, padł on ofiarą miniaturyzacji oraz poświęcenia sporej części górnej ścianki aparatu na wielokapsułowy mikrofon. Biorąc pod uwagę, że alternatywą byłby pozbawiony muszli ocznej wysuwany wizjer o niewielkiej rozdzielczości i powiększeniu znany z linii RX100, jesteśmy w stanie w tym przypadku zaakceptować jego brak.
Ekran to natomiast w pełni rozkładany do boku panel o przekątnej 3'' i rozdzielczości 921600 punktów przy proporcjach 4:3, co przekłada się na rozdzielczość około 640 × 480. To dość niewiele, nawet jak na 3-letni aparat. Absolutnie nie rozumiemy też decyzji o zastosowaniu ekranu o proporcjach 4:3 w urządzeniu przeznaczonym głównie do filmowania i oferującym nagrywanie jedynie w proporcjach 16:9. Powoduje to, że efektywnie używany przy filmowaniu wycinek ekranu jest dość niewielki. Do pobieżnej oceny kompozycji kadru powinien jednak wystarczyć, zwłaszcza że oferuje w miarę przyzwoitą jasność.
Ekran jest dotykowy, ale, podobnie jak w innych aparatach Sony z tamtej epoki, jego dotykowa funkcjonalność jest mocno ograniczona i sprowadza się głównie do wskazywania autofokusowi obszaru, na który chcemy ustawić ostrość. W pełni dotykowe ekrany przyszły później.
Jeśli natomiast chodzi o narzędzia ułatwiające pracę operatora, to do dyspozycji mamy dość standardowy zestaw obejmujący zarys ostrych krawędzi (focus peaking), zebrę oraz histogram. Do zastosowań vlogowych i prostego filmowania powinien on w zupełności wystarczyć.