Sony A9 III - test trybu filmowego
2. Budowa i ergonomia
Pod względem rozmieszczenia elementów sterujących Sony A9 III łączy w sobie elementy swojego poprzednika, jak choćby podwójne kółko po lewej stronie wizjera czy umiejscowienie przycisku nagrywania z elementami znanymi z innych nowszych modeli Sony, takich jak A7 IV czy A7R V. Wszystkie wymienione tu modele dobrze ocenialiśmy pod względem ergonomii i nie inaczej jest w przypadku bohatera niniejszego testu.
Jego użytkownik dostaje do dyspozycji aż cztery koła nastaw (wybierakiem na tylnej ściance również da się kręcić), dodatkowy joystick na tylnej ściance i sporo przycisków, które można niemal dowolnie programować. Przypisać do nich można nie tylko takie filmowe klasyki jak balans bieli, ale też chociażby włączanie i wyłączanie trybu APS-C, które powoduje, że każdy obiektyw stałoogniskowy tak naprawdę funkcjonuje jako dwa obiektywy – jeden z nominalną ogniskową, a drugi z wydłużoną. Zwłaszcza, że A9 III oferuje identyczne tryby nagrywania i klatkaże w trybie pełnoklatkowym i APS-C.
Pochwalić musimy też przełącznik pomiędzy trybem fotograficznym i filmowym, który dodatkowo pozwala uruchomić tryb S&Q, czyli ten odpowiedzialny za nagrywanie w zwolnionym i przyspieszonym tempie. To wygodniejsze rozwiązanie niż umieszczanie trybu filmowego na głównym kole nastaw, które w takiej sytuacji dalej można wykorzystać na przykład do wyboru trybu użytkownika lub określenia, czy chcemy nagrywać w trybie manualnym, czy w którymś z półautomatycznych.
Menu
Menu testowanego aparatu nie różni się nadmiernie od tego, co oferują inne najnowsze aparaty Sony, jest zatem dobrze uporządkowane i przejrzyste. Do tego oprócz pełnego menu mamy do dyspozycji dwie karty ze skróconym przeglądem wszystkich najważniejszych funkcji filmowych oraz w pełni konfigurowalne menu podręczne. Każdy zatem znajdzie coś dla siebie i menu jak zwykle oceniamy bardzo dobrze.
Musimy jednak odnotować, że w menu A9 III pojawił się znany także z A6700, A7C II czy też ZV-E1 zgrzyt. Otóż profil obrazu S-Log3 zniknął z listy profili obrazu dostępnej w stosownej sekcji menu, a zamiast tego możliwość włączenia go umieszczono z niewiadomych powodów w sekcji z kodekami i trybami nagrywania. Takie rozwiązanie wprowadza bałagan do – jak dotąd – niemal idealnie uporządkowanego menu i jest zaprzeczeniem logiki czy ergonomii. Apelujemy więc, by Sony nie szło tą drogą i w imię wiecznego poszukiwania czegoś, co można by zmienić, nie psuło rzeczy, które działają.
Złącza
Lista złącz sygnałowych w testowanym urządzeniu przedstawia się następująco:
- wejście mikrofonu (mini jack 3.5 mm),
- wyjście słuchawkowe (mini jack 3.5 mm),
- wyjście HDMI (pełnowymiarowe, typu A),
- złącze USB 3.2 (typu C),
- złącze wielofunkcyjne mikro USB,
- złącze Ethernet RJ-45,
- gniazdo synchronizacji lamp błyskowych (nieprzydatne przy filmowaniu).
Sony A9 III, jak większość aparatów, pozwala jedynie na wygenerowanie przez korpus kodu czasowego i wypuszczenie go po HDMI – nie ma opcji, by do aparatu wprowadzić rzeczony kod z zewnątrz. Opcja ta jednak stopniowo trafia do różnych modeli Sony (choć póki co głównie do kamer FX3 czy FX30), może więc z czasem doczeka się jej także bohater niniejszego testu.
Podobnie jak inne korpusy Sony, model A9 III wyposażono w stopkę Multi Interface, na której można zamocować szereg akcesoriów takich jak mikrofony czy uchwyty z dodatkowymi wejściami XLR, które oferuje producent.
Bateria
Testowany aparat zasilany jest litowo-jonowym akumulatorem o oznaczeniu NP-FZ100 o pojemności 2280 mAh i napięciu 7.2 V. Bateria ta stosowana jest w wielu modelach Sony i cieszy się dobrymi opiniami. W praktyce na w pełni naładowanym akumulatorze w studyjnych warunkach udało się nagrać 1 godzinę i 54 minuty materiału w 4K w 25 kl/s z wykorzystaniem całej szerokości matrycy. Nie jest to najlepszy wynik wśród korpusów korzystających z tego samego akumulatora, nadal nie jest on też jednak powodem do zmartwień czy krytyki. Dodajmy też dla porządku, że aparat nie miał problemu z nagraniem tych niecałych dwóch godzin bez przegrzewania się.
Nośniki pamięci
Sony A9 III oferuje taki sam zestaw gniazd na karty pamięci, jaki znajdziemy w innych zaawansowanych korpusach tego producenta, takich jak modele A1, A7S III, A7R V, FX6, czy FX3. Użytkownik ma do dyspozycji dwa gniazda, z których każde może przyjąć zarówno kartę SD/SDHC/SDXC UHS-II, jak i kartę CFexpress typu A. Takie rozwiązanie powoduje, że osoby, którym do pracy wystarczą karty SD, mogą się do nich ograniczyć i nieco zaoszczędzić (zdecydowana większość trybów nagrywania obsługuje karty SD), a poszukujący maksymalnej wydajności mogą wybrać nośniki CFexpress. Co ważne, obie grupy użytkowników mogą korzystać ze wszystkich dobrodziejstw podwójnego gniazda na karty pamięci, takich jak np. równoczesny zapis na oba nośniki.
Wizjer i ekran
Wizjer testowanego aparatu to znany z innych wysoko pozycjonowanych modeli Sony układ o rozmiarze 0.64-cala i rozdzielczości 9.437.184 punktów (ok. 2048×1536 px). Oferuje on powiększenie 0.90x, pokrycie kadru 100%, regulację dioptrii w zakresie od −3 do +4 oraz odstęp źrenicy 25 mm. Jakość obrazu w wizjerze jest fenomenalna, a ze względu na duże powiększenie obcowanie z nim przypomina spoglądanie na wielki telewizor. Trudno oczekiwać więcej.
Z kolei ekran to identyczne i chwalone przez nas rozwiązanie, jak wyświetlacz w modelu A7R V. W komentarzach, zarówno na Optyczne.pl, jak i w innych miejscach w internecie, często pojawiają się ożywione dyskusje miłośników różnych rodzajów mechanizmów odchylania ekranów. Część (w tym większość filmowców) preferuje ekran rozkładany do boku, a inni preferują wyświetlacz, który można odchylić od korpusu w górę lub w dół. Jest też grupa purystów, która najchętniej, przynajmniej według własnych deklaracji, kupowałaby aparaty w ogóle ekranu pozbawione.
Sony A9 III, podobnie jak A7R V, jest w stanie zadowolić wszystkie strony tego sporu. Jego ekran można zarówno odchylić, jak i rozłożyć, a wszystko to niezależnie od siebie, co sumarycznie daje ogromną liczbę stopni swobody i pozwala też np. rozłożony do boku ekran nieco odsunąć od korpusu, przez co nie zahacza on o kable wystające np. z wejścia mikrofonowego czy wyjścia słuchawkowego. Przy tym obecność dwóch mechanizmów nie wydaje się mieć wpływu na sztywność i solidność konstrukcji – tę oceniamy bardzo dobrze. Spór między zwolennikami odchylania i rozkładania wydaje się zatem zażegnany. Z kolei osoby nieprzepadające za ekranami mogą ten ostatni po prostu obrócić w stronę korpusu i o nim zapomnieć.
Miłym akcentem jest także zdecydowanie się na wyświetlacz o większej przekątnej wynoszącej 3.2" oraz zastosowanie sporej rozdzielczości ok. 2.095 mln punktów. Dzięki temu obraz na ekranie jest zauważalnie większy i bardzo szczegółowy. Ekran oczywiście jest dotykowy, a do jego działania w tym zakresie nie mamy zastrzeżeń.
Jeśli chodzi o narzędzia wspomagające pracę operatora, to na pokładzie znajdziemy focus peaking, możliwość powiększenia wybranego wycinka kadru (także w czasie nagrywania), programowalną zebrę czy możliwość wyświetlenia histogramu. Warto też wspomnieć o mającej ułatwić ostrzenie niedawno wprowadzonej funkcji „mapa ostrości”, która korzysta z kolorów, by zaznaczyć, które obszary kadru są przed punktem ostrości, a które za nim. Do większości zastosowań taki zestaw w zupełności wystarczy, choć zaawansowanym użytkownikom może zabraknąć rozwiązań takich jak monitor kształtu fali (waveform monitor).
Na bardziej szczegółowe omówienie aspektów związanych z budową i ergonomią testowanego aparatu przyjdzie czas przy okazji fotograficznego testu modelu A9 III.