Canon EF-S 55-250 mm f/4-5.6 IS - test obiektywu
3. Budowa, jakość wykonania i stabilizacja
Na samym korpusie od razu rzuca się w oczy duży pierścień do zmiany
ogniskowej, który jest duży, wygodny i chodzi płynnie. Co ważne, gdy nim
poruszamy, czujemy, że cały układ soczewek wraz z tubusem chodzi dość
stabilnie i bez luzów. Oszczędności widać za to na pierścieniu do
manualnego ustawiania ostrości. Po pierwsze jest on dużo węższy od
pierścienia do zmiany ogniskowej, nie chodzi tak solidnie (ma delikatne
luzy), kręci przednim układem soczewek (co spowoduje problemy we
współpracy z filtrami połówkowymi czy polarami) oraz jest pozbawiony
jakiejkolwiek skali ostrości.
Pomiędzy pierścieniem do zmiany ogniskowej a bagnetem znajdziemy jeszcze przełącznik trybu pracy mechanizmu ustawiającego ostrość (AF/MF) oraz włącznik stabilizacji.
Konstrukcję wewnętrzną obiektywu oparto o 12 soczewek ustawionych w
10 grupach. Co warte pokreślenia, jedną z przednich soczewek wykonano
z niskodyspersyjnego szkła UD, co ma zapewnić brak problemów z aberracją
chromatyczną i sferyczną. Dodatkowo otrzymujemy 7-mio listkową przysłonę,
którą w zależności od ogniskowej możemy domknąć do f/22-32. Obiektyw
jest też wyposażony w rotujące mocowanie filtrów o średnicy 58 mm.
Niestety nie mamy dobrych wiadomości dla osób liczących na jakieś dodatkowe wyposażenie. Kupujący dostaje bowiem w zestawie tylko dekielki.
Porównanie cen analogicznych obiektywów wyposażonych w stabilizację i bez niej pokazywało, że w przypadku Canona dopłacamy za nią około 1500-2000 zł. Wystarczy popatrzeć na modele EF 70-200 f/2.8L, gdzie oba obiektywy są uznawane za porównywalne optycznie, a różnią się praktycznie tylko IS-em oraz ceną. Jak mamy więc patrzeć na zapewnienia Canona, który twierdzi, że w EF-S 55-250 IS daje nam stabilizację na poziomie 4 EV, czyli tak samo skuteczną jak w najdroższych i najnowszych L-kach, i tym razem w cenie niespełna 1000 zł za całość? Spróbujmy to zweryfikować spoglądając na poniższy rysunek, który pokazuje nam wycinki scenki testowej uzyskane przy ogniskowej 100 mm i przy stabilizacji raz wyłączonej a następnym razem włączonej.
Widać z niego jasno, że podobne efekty uzyskujemy stosując czas 1/100 sekundy przy braku stabilizacji, co dla czasu 1/15 sekundy dla stabilizacji włączonej. Oznacza to możliwość wydłużenia czasu na poziomie 6.5-7 razy czyli skuteczność stabilizacji na poziomie 2.7 EV. Sporo brakuje do obiecywanych 4 EV, tym bardziej, że stabilizację na poziomie 2-3 EV dają nam matryce w tanich lustrzankach Sony, Pentaxa czy Olympusa.
Atutem stabilizacji w obiektywie miała być jej większa skuteczność. I
faktycznie jest to atut, ale tylko w najdroższych instrumentach, gdzie
ich całkowita cena usprawiedliwia zastosowanie takich elementów, które
umożliwią dojście do 4 EV. W przypadku tanich "szkieł" klasy testowanego
tu EF-S 55-250 IS, gdzie oszczędza się na wielu rzeczach aby obiektyw
skierować do początkującego użytkownika, uzyskanie stabilizacji tak
samo skutecznej jak w najdroższych L-kach, jest mało prawdopodobne.