Sigma 18-50 mm f/2.8-4.5 DC OS HSM - test obiektywu
4. Rozdzielczość obrazu
Szczerze powiedziawszy ręce same składają się do oklasków. Zachowanie w
zakresie 18-30 mm jest świetne. Nawet na maksymalnym otworze względnym
obiektyw uzyskuje tam wyniki sięgające prawie 40 lpmm, a dla okolic
przysłony f/5.6 sięga rewelacyjnego poziomu 45 lpmm. Sigma ustępuje tutaj
trochę "topowemu" Nikkorowi 17-55 f/2.8, ale tak naprawdę niewiele. Dodatkowo
przy tym wypada troszkę lepiej od nowego stabilizowanego kita o parametrach
18-55 mm VR.
Największą bolączką Sigmy w centrum kadru jest zachowanie dla ogniskowej 50 mm. Trudno nazwać je złym lub słabym, bo takie zdecydowanie nie jest. Nawet na maksymalnym otworze jest bowiem przekroczony poziom 30 lpmm, który uznajemy za przyzwoity. Ogniskowa 50 mm jest jednak zauważalnie gorsza od pozostałych i dla niej Sigma ma już problemy, żeby przegonić Nikkora 18-55 VR, choć ma od niego lepsze światło.
Czyżby więc bardzo miła niespodzianka? Bardzo dobry obiektyw za niewielkie pieniądze? Niestety cudów nie ma. Rzućmy okiem na zachowanie na brzegu kadru.
Tutaj powodów do pochwał nie ma. Szczególnie słabo prezentuje się
najkrótsza ogniskowa, gdzie wykres jest bardzo płaski, a uzyskane
wartości nigdzie nie przekraczają poziomu 30 lpmm. Na dłuższych
ogniskowych jest lepiej, choć niewiele. Obiektyw musi zostać przymknięty
do okolic f/5.6, żeby zaczął uzyskiwać w miarę ostre obrazy. Na brzegu
kadru Sigma przegrywa więc rywalizację nie tylko z droższymi obiektywami
klasy Nikkora 17-55 f/2.8, ale nawet z tanimi stabilizowanymi kitami
klasy 18-55 mm, choć z tymi ostatnimi bardzo nieznacznie.