Sony Alpha DSLR-A100 - test aparatu
3. Menu
Menu
Menu jest proste w obsłudze i intuicyjne. Wszystkie elementy pokazujące się na ekranie są czytelne. Nawigacja również nie nastręcza większych trudności, a wyraźna czcionka i 2.5 calowy wyświetlacz zapewniają wysoką przejrzystość. Dzięki zastosowaniu dwóch pokręteł, w których ukryto praktycznie wszystkie funkcje potrzebne podczas wykonywania zdjęć, nawet przy pierwszym zetknięciu z aparatem nie będziemy mieli problemu z wyborem odpowiedniego ustawienia. Prostota i intuicyjność obsługi zawsze były mocnymi stronami aparatów Sony.
Przykładowe zdjęcia zakładek menu głównego prezentujemy poniżej.
Również główna plansza jak i inne elementy są bardzo czytelne. Warto wspomnieć także o tym, że menu aparatu jest dostępne w języku polskim, co dodatkowo ułatwia nawigację.
Niemniej nie uniknięto małej nispodzianki, o której pisaliśmy już wcześniej. Otóż, gdy ustawimy samowyzwalacz na dwusekundowe opóźnienie, ku naszemu zaskoczeniu odkryjemy, że po wciśnięciu spustu migawki nastąpi wstępne podniesienie lustra! W dwie sekundy po nim, bez żadnych ostrzegawczych sygnałów, nastąpi wyzwolenie migawki. O opcji wstępnego podnoszenia lustra nie informuje nas żaden komunikat w menu. W instrukcji wspomniano o tym zdawkowo dopiero na 60 stronie. A szkoda, bo dla wielu osób jest to istotna funkcja w aparacie (pozwala wytłumić drgania samego body przed rozpoczęciem ekspozycji, które nabierają znaczenia przy długoogniskowych obiektywach i długich czasach ekspozycji).
Z drugiej strony aparat posiada system żyroskopów, który wykorzystano do tego by automatycznie obracał menu, gdy trzymamy korpus pionowo. Może to banał, ale znacznie ułatwia pracę.
Menu choć dopracowane i intuicyjne ma tą wadę, że do wyboru większości opcji musimy wykorzystać wyświetlacz LCD. Szkoda, bo znacznie więcej funkcji można by umieścić w wizjerze lub w małym czarno-białym panelu LCD znanym z lustrzanek innych producentów. A tak pozostaje nam przyzwyczaić się do obcowania tylko i wyłącznie z dużym wyświetlaczem. Producent postarał się jednak, aby praca ta była jak najbardziej udana. Przykładowo, gdy przystawiamy oko do wizjera, czujniki rejestrują ten fakt i wyłączają wyświetlacz, tak aby jego blask nie raził nas w trakcie pracy. W rzeczywistości wyświetlacz nie jest zupełnie wyłączony, bo ustawiając go pod odpowiednim kątem i mocno wytężając wzrok, można wciąż dojrzeć wyświetlane na nim informacje.
Do pracy w tym systemie można się przyzwyczaić i po pewnym czasie nie stwarza ona problemów w znacznej większości przypadków. Wyjątkiem jest tu fotografowanie w warunkach nocnych. Tam duży i świecący wyświetlacz zachowuje się jak latarka, stając się znacznie mniej dyskretny od małego panela, którego podświetlanie można w dowolnym momencie włączyć lub wyłączyć, a na zastosowanie, którego Sony się
nie zdeycdowało.