Sony A7C - test trybu filmowego
2. Budowa i ergonomia
Warto również dodać, że mimo niewielkich, jak na pełną klatkę, rozmiarów, korpus całkiem dobrze leży w ręce, a wypełniony dużą baterią grip daje nam pewny chwyt.
Jeśli chodzi o ergonomię, to pierwsze wrażenia również nie są najlepsze, tyle tylko że w tym przypadku nie ulegają one zmianie z czasem. W stosunku do A7 III aparat stracił przednie kółko sterujące oraz dwa programowalne przyciski, zwyczajowo w konstrukcjach Sony ulokowane na górnej ściance. W ich miejscu mamy duży i wygodny przycisk uruchamiający nagrywanie, którego przeniesienie z narożnika korpusu zdecydowanie należy ocenić pozytywnie. Jednak w sytuacji kiedy odbywa się to kosztem likwidacji dwóch innych przycisków, jest to z punktu widzenia filmowca pyrrusowe zwycięstwo. Tym bardziej że przycisk wyzwalający nagrywanie spokojnie zmieściłby się obok spustu migawki, wówczas przyciski programowalne mogłyby zostać na swoich miejscach.
Oczywiście zaprogramować możemy kółko na dole tylnej ścianki i przyciskanie go w różnych kierunkach, jest to jednak mniej wygodne niż operowanie przyciskami i pokrętłami umieszczonymi wyżej. Do tego powoduje, że praktycznie wszystkie zmiany nastaw wykonywane są za pomocą kciuka, a palec wskazujący prawej ręki, który mógłby obsługiwać przednie kółko lub przyciski na górnej ściance, nie ma nic do roboty.
Co ciekawe, o ile prawa (patrząc od tyłu) strona aparatu pozostawia sporo do życzenia, o tyle lewą zaprojektowano w bardzo przemyślany sposób. Dzięki umieszczeniu gniazda na karty pamięci po lewej stronie, na wysokości zawiasu ekranu, ten ostatni nie koliduje w ogóle z wejściem mikrofonowym i tylko minimalnie z wyjściem słuchawkowym i gniazdem USB. Szkoda że ekipie, która zaprojektowała lewą ściankę aparatu, nie pozwolono zaprojektować pozostałych, A7C mógłby na tym sporo zyskać.
Fakt że Sony A7C zaprezentowano po A7S III wywołał wśród komentatorów nadzieję, że znajdziemy na jego pokładzie zaprezentowane przy okazji „eski” nowe, znacznie lepiej zaprojektowane menu. Niestety tak się nie stało i „kompaktowy” A7 korzysta z tego samego ergonomicznego koszmarku, co większość jego rodzeństwa. W zasadzie w tym miejscu można by zacytować opis z naszego testu Sony A7R IV:
Zapamiętanie, że profile obrazu są na dwunastej karcie pierwszej zakładki, stabilizacja na piątej karcie drugiej zakładki, autofokus na kartach od 5 do 8 pierwszej zakładki, przełączanie między wizjerem a monitorem na siódmej karcie drugiej zakładki, a nagrywanie dźwięku na drugiej karcie drugiej zakładki (gdzie z jakiegoś powodu umieszczono też ustawienia autofokusa dla filmowania) po prostu przekracza zdolności zwykłych śmiertelników.
Jeśli chodzi o złącza, do dyspozycji mamy komplet tego, co może być przy filmowaniu potrzebne, czyli:
- wejście mikrofonu (mini jack 3.5 mm),
- wyjście słuchawkowe (mini jack 3.5 mm),
- wyjście mikro HDMI (typu D),
- złącze USB 3.0 (typu C).
Podobnie jak większość filmujących aparatów fotograficznych, Sony A7C nie oferuje obsługi kodu czasowego z zewnętrznego źródła – możemy jedynie wygenerować kod w aparacie i wypuścić po HDMI.
Bateria
Testowany aparat zasilany jest litowo-jonowym akumulatorem o oznaczeniu NP-FZ100 o pojemności 2280 mAh i napięciu 7.2 V. Bateria ta uchodzi za jedną z najwydajniejszych w świecie bezlusterkowców i trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Nagranie wszystkich scenek i tablic testowych zużyło jedynie 40% dostępnej energii. Oprócz tego podczas testu nagraliśmy ciągiem niecałe pół godziny filmu w 4K (w trybie pełnoklatkowym) i poziom naładowania spadł w tym czasie… o 16%. Można zatem przez ekstrapolację oszacować, że na pełnym akumulatorze nagralibyśmy około 3 godzin materiału w 4K. To najlepszy wynik w historii prowadzonych przez nas testów trybu filmowego.
Nośniki pamięci
Gniazda kart pamięci to kolejny po przyciskach programowalnych bezsensownie „wykastrowany” element w Sony A7C. Zamiast znanych ze wszystkich nowszych modeli pełnoklatkowych dwóch gniazd wróciliśmy do wielokrotnie krytykowanego gniazda pojedynczego. W aparacie wycenionym na prawie 10000 zł jest to trochę nie na miejscu. Na pocieszenie pozostaje fakt, że gniazdo obsługuje standard UHS-II, choć należy w tym miejscu dodać, że żaden z dostępnych w testowanym aparacie trybów nagrywania nie wymaga aż tak szybkich kart.
Jak już wspomnieliśmy, gniazdo zostało ulokowane w nietypowym miejscu – na lewej (patrząc od tyłu) ściance aparatu, na wysokości zawiasu ekranu. Jest to znacznie lepsze rozwiązanie, niż stosowane w serii A6xxx chowanie karty na dole, pod klapką baterii. Żeby ją zmienić nie musimy bowiem zdejmować aparatu ze statywu ani (w skrajnych przypadkach) odkręcać złączki statywowej.
Wizjer i ekran
W ciągu ostatniego półrocza wielu producentów zdecydowało się pokazać nowe pełnoklatkowe bezlusterkowce entry level i prezentowali oni skrajnie różne podejście do tematu wizjerów i ekranów w nich instalowanych. Na przykład Nikon Z5 dzieli bardzo dobry wizjer z wyżej pozycjonowanymi modelami Z6, Z6 II, Z7 oraz Z7 II, ale ma w porównaniu z nimi ekran o zauważalnie niższej rozdzielczości. Z kolei Panasonic Lumix S5 zachował dobrej klasy ekran, ale za to ma gorszy wizjer niż wyżej pozycjonowane modele.
Sony w przypadku A7C poszło na kompromis między tymi dwoma podejściami – zarówno wizjer jak i ekran są przeciętne. Na ich obronę można oczywiście zauważyć, że wizjer i ekran o identycznych parametrach oferuje A7 III (pomijając powiększenie, które w przypadku wizjera w A7C jest zauważalnie gorsze). Tyle tylko, że A7 III to konstrukcja licząca sobie niemal trzy lata i konkurencja zwyczajnie podniosła w międzyczasie poprzeczkę.
Użyty w testowanym aparacie wizjer oferuje powiększenie 0.59x oraz rozdzielczość 2.359.296 punktów (ok. 1086×724 px). Jego umieszczenie w narożniku aparatu powoduje, że otaczająca wizjer guma jest zbyt mała, by skutecznie „wyciąć” światło z otoczenia. W efekcie praca z wizjerem w miejscach gdzie jest jasno, a już zwłaszcza pod światło, nie należy do komfortowych.
Z kolei ekran ma przekątną 3" i rozdzielczość 921.600 punktów (ok. 678×452 pix). To dość mało jak na współczesne standardy, szczegółowość widocznego na wyświetlaczu obrazu pozostawia nieco do życzenia. Na szczęście do jego jasności oraz możliwości pełnego rozłożenia nie mamy zastrzeżeń – tu wszystko działa bez zarzutu. Ekran jest dotykowy, ale jego funkcjonalność w tym zakresie jest mocno ograniczona i sprowadza się głównie do możliwości wyboru obszaru, na który chcemy ustawić ostrość. Także w tym aspekcie konkurencja zdążyła pójść do przodu w ostatnich latach.
Jeśli chodzi o narzędzia wspomagające pracę operatora, to na pokładzie znajdziemy focus peaking, możliwość powiększenia wybranego wycinka kadru, programowalną zebrę czy możliwość wyświetlenia histogramu. Taki zestaw wystarcza do większości zastosowań.
Bardziej szczegółowe omówienie aspektów związanych z budową i ergonomią testowanego aparatu zostanie przedstawione w fotograficznym teście Sony A7C.