OM System OM-1 - test trybu filmowego
2. Budowa i ergonomia
Dzięki dobrze wyprofilowanemu uchwytowi korpus leży w ręce tak, jak powinien, a elementy sterujące, nawet dość nietypowo umieszczony przycisk ISO, są pod ręką. Z filmowego punktu widzenia zastrzeżenia można mieć do braku fizycznego przycisku wywołującego balans bieli, ale da się tę funkcję łatwo przypisać do któregoś z przycisków programowalnych lub przywołać korzystając z menu podręcznego. Zazwyczaj wolimy też włączniki trybu filmowego w formie dźwigni (jak na przykład w Fujifilm X-T4) niż na kole trybów pracy, ale to bardziej subiektywna sprawa i być może część filmowców ma inne preferencje.
Menu testowanego aparatu zostało gruntownie przeprojektowane w porównaniu ze starszymi modelami. Wprowadzone zmiany w naszym odczuciu są na plus i zauważalnie poprawiają czytelność. Większość nastaw związanych z filmowaniem umieszczono w dedykowanej sekcji. Do tego dochodzi jedna poświęcona filmowaniu karta w menu autofokusa, gdzie możemy z kolei zmienić parametry takie jak jego szybkość, czy czułość oraz wywołać funkcję obrysu (focus peaking).
Zaawansowane czynności, takie jak programowanie elementów sterujących, wymagają już wycieczki w inne obszary menu. Ale nie jest to coś, co robi się regularnie. Warto też wspomnieć o odziedziczonym z poprzednich modeli systemie z 4 „bankami”, w które możemy wpisać najczęściej stosowane kombinacje rozdzielczości i klatkaży – np. w jednym mieć 4K, w drugim Full HD, a w trzecim slow motion. Gdy już nauczymy się korzystać z tego systemu, zauważalnie przyspiesza on pracę.
Sumarycznie zatem nowe menu w OM-1 oceniamy pozytywnie. Szkoda jedynie, że nie można się po nim poruszać z wykorzystaniem ekranu dotykowego.
Jeśli chodzi o złącza, do dyspozycji mamy komplet tego, co może być przy filmowaniu potrzebne, czyli:
- wejście mikrofonu (mini jack 3.5 mm),
- wyjście słuchawkowe (mini jack 3.5 mm),
- wyjście mikro HDMI (typu D),
- uniwersalne złącze USB typu C.
Bateria
OM-1 zasilany jest akumulatorem litowo-jonowym BLX-1 o pojemności 2280 mAh przy napięciu 7.2 V, co oznacza około 16.4 Wh energii. Podczas studyjnego pomiaru na jednym w pełni naładowanym akumulatorze udało nam się nagrać 3 godziny i 23 minuty materiału 4K w 25 kl/s. To naprawdę imponujący wynik, który zresztą jest oficjalnie nowym rekordem jeśli chodzi o aparaty nieposiadające wbudowanego battery gripa. Korpus ani razu się w tym czasie nie przegrał, ani nawet znacząco nie nagrzał.
Nośniki pamięci
Testowany aparat wyposażono w dwa gniazda na karty pamięci SD/SDHC/SDXC, obydwa są przy tym kompatybilne ze standardem UHS-II. Biorąc pod uwagę przepływności strumienia danych, jakie aparat generuje w trybie filmowym, wystarczy to aż nadto.
Niestety, pomimo obecności dwóch gniazd, filmy mogą być zapisywane jedynie na jedno naraz.
Wizjer i ekran
Kolejne po baterii nowości w OM System OM-1 to wizjer i ekran. Ten pierwszy oferuje teraz rozdzielczość 5.76 mln punktów (1600×1200 pikseli), 120-hercowe odświeżanie (w trybie fotograficznym – przy filmowaniu odświeżanie wizjera jest, jak zwykle, takie jak klatkaż, z którym filmujemy), jedynie 5 mikrosekund opóźnienia oraz powiększenie 1.66x (0.83x dla pełnej klatki).
Ekran także jest nowy – jest to rozkładany do boku 3-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 1.6 mln punków (ok. 900×600 pikseli). Ekran jest dotykowy, ale jego funkcjonalność nie jest pełna – nie możemy na przykład z jego użyciem przeglądać głównego menu. Możemy za to powiększyć wybrany wycinek kadru, czy wskazać, gdzie ma być ustawiona ostrość. Trochę szkoda, bo pełna dotykowa obsługa pomału jest już standardem w nowych aparatach.
W praktycznym użytkowaniu zarówno z wizjera, jak i ekranu korzysta się bardzo przyjemnie i trudno mieć do nich większe zastrzeżenia. Jedyne, jakie mamy, dotyczą czułości czujnika wykrywającego przyłożenie oka do wizjera. Jest on zdecydowanie nadgorliwy i wyłącza ekran nawet jeśli jakikolwiek obiekt znajdzie się 10–15 cm od wizjera. Dzięki temu potrafi on bardzo skutecznie przeszkadzać w pracy. Niestety producent nie przewidział możliwości regulacji wrażliwości czujnika, pozostało nam zatem całkowite jego wyłączenie i przełączanie się między wizjerem a ekranem ręcznie. Na szczęście na korpusie jest do tego dedykowany przycisk. Szkoda tylko, że trzeba go najpierw uruchomić z poziomu menu, bo gdy włączony jest automat, przycisk nie działa.
Jeśli natomiast chodzi o narzędzia ułatwiające pracę operatora, to do dyspozycji są zarówno te ułatwiające ostrzenie (obrys, powiększenie wycinka kadru), jak i te pomagające w kontroli ekspozycji (zebra, histogram). Na plus należy policzyć możliwość korzystania z zebry i obrysu jednocześnie, co na przykład nie jest możliwe w konstrukcjach Canona. Minusami są z kolei brak powiększenia wycinka kadru przy korzystaniu z telekonwertera cyfrowego 1.4x oraz problemy z przywołaniem na ekran obrysu, gdy do korpusu jest podłączony obiektyw nieposiadający styków – nie wystarczy wówczas wybranie tej funkcji w menu głównym, trzeba ją jeszcze wymusić przyciskiem programowalnym.
Bardziej szczegółowe omówienie aspektów związanych z budową i ergonomią testowanego aparatu zostanie przedstawione w fotograficznym teście OM System OM-1.