Sony Carl Zeiss Planar T* 85 mm f/1.4 - test obiektywu
4. Rozdzielczość obrazu
Zanim jednak zaczniemy krytykować Zeissa, musimy wziąć pod uwagę, że w
fotografii nie chodzi o bicie rekordów. Różnica pomiędzy 41 a 43 lpmm
jest prawie żadna, bo oba poziomy gwarantują rewelacyjną ostrość
uzyskiwanych zdjęć. Gdy popatrzymy na wykresy rozdzielczości globalnie i
porównamy do siebie 85tki Zeissa, Canona i Nikona, to właśnie ten
ostatni zbierze najwięcej uwag krytycznych, ze względu na słabe
zachowanie dla okolic maksymalnego otworu względnego. Porównanie Canona
i Zeissa pokazuje, że w centrum obrazu idą one łeb w łeb i oba, nawet
przy maksymalnym otworze dają akceptowalną jakość obrazu (z tym, że u
Canona maksymalny otwór to f/1.8 a u Zeissa f/1.4 - dla portrecisty,
różnica znacząca).
Gdy popatrzymy na zachowanie na brzegu kadru, Zeiss nie ma sobie równych. Wypada wyraźnie lepiej od Nikkora i nieznacznie lepiej od Canona. Tutaj Zeiss naprawdę zasłużył na ogromne pochwały, bo nawet dla f/1.4 różnica pomiędzy centrum a skrajem kadru jest znikoma. Być może właśnie chęć uzyskania takiego efektu, była powodem braku rekordów w centrum kadru dla przysłon w okolicach f/5.6. A przyznam się szczerze, że osobiście jestem gotów taką cenę zapłacić.
Tak naprawdę, na zakończenie, trzeba wspomnieć o jeszcze jednym czynniku,
który może mieć wpływ na niższe MTFy Zeissa. Otóż Alfa 100, na której
testujemy obiektywy Sony, nie ma pełnoprawnej opcji wstępnego
podnoszenia lustra. Ma jej atrapę w postaci dwusekundowego
samowyzwalacza, który jest realizowany właśnie poprzez podniesienie
zwierciadła. Problem w tym, że owe dwie sekundy mogły być odpowiednie
przy teście na przykład Sony 2.8/50, a przy ogniskowej 85 mm mogły już mieć wpływ na
pojawienie się minimalnych i niewytłumionych odpowiednio drgań. Czy tak
było w istocie, trudno powiedzieć, bo jak na razie na niczym innym
obiektywów Sony testować nie możemy.