Sony A6700 - test trybu filmowego
2. Budowa i ergonomia
Odnotujmy również, że korpus jest uszczelniony i zabezpieczony przed wpływem niekorzystnych warunków atmosferycznych, co niezmiennie chwalimy.
Ergonomicznie A6700 wypada całkiem przyzwoicie i w zasadzie porównywalnie z korpusami pełnoklatkowymi Sony. Do dyspozycji użytkownika są 3 kółka sterujące oraz szereg przycisków. Jedne i drugie możemy przy tym niemal dowolnie przeprogramować, a całość uzupełnia ekran dotykowy.
Ciekawym rozwiązaniem jest dwupoziomowe koło trybów pracy, które na jednym „piętrze” ma tradycyjne tryby PASM, tryb automatyczny i 3 miejsca na presety użytkownika, a na drugim poziomie przełącznik między trybem fotograficznym, filmowym oraz S&Q (czyli filmowania w zwolnionym i przyspieszonym tempie). Doceniamy też przeniesienie przycisku Menu tak, by pozostawał on w zasięgu kciuka prawej ręki.
Wad zaproponowanej w A6700 ergonomii jest zdecydowanie mniej niż zalet. Największą wydaje się dziwne umiejscowienie przycisku C1 oraz nieco zbyt płaskie przyciski C2 oraz wyzwalania nagrywania umieszczone na górnej ściance. Nie są to jednak poważne zarzuty i ogólnie ergonomię aparatu oceniamy bardzo dobrze.
Menu
Menu testowanego aparatu nie różni się nadmiernie od tego, co oferują inne najnowsze aparaty Sony, jest zatem dobrze uporządkowane i przejrzyste. Do tego oprócz pełnego menu mamy do dyspozycji dwie karty ze skróconym przeglądem wszystkich najważniejszych funkcji filmowych, w pełni konfigurowalne menu podręczne oraz przywoływany gestem na ekran panel z dodatkowymi funkcjami filmowymi. Każdy zatem znajdzie coś dla siebie i menu jak zwykle oceniamy bardzo dobrze.
Musimy jednak odnotować, że w menu A6700 pojawił się znany także z ZV-E1 zgrzyt. Otóż profil obrazu S-Log3 zniknął z listy profili obrazu dostępnej w stosownej sekcji menu, a zamiast tego możliwość włączenia go umieszczono z niewiadomych powodów w sekcji z kodekami i trybami nagrywania. Takie rozwiązanie wprowadza bałagan do – jak dotąd – niemal idealnie uporządkowanego menu i jest zaprzeczeniem logiki czy ergonomii. Apelujemy więc, by Sony nie szło tą drogą i w imię wiecznego poszukiwania czegoś, co można by zmienić, nie psuło rzeczy, które działają.
Złącza
Lista złącz sygnałowych w testowanym urządzeniu przedstawia się następująco:- wejście mikrofonu (mini jack 3.5 mm),
- wyjście słuchawkowe (mini jack 3.5 mm),
- wyjście HDMI (złącze mikro HDMI, typu D),
- złącze USB 3.2 (typu C).
Jak widać, podobnie jak w przytoczonych już modelach ZV-E1, A6600 i A7C, w nowym aparacie również znajdziemy niepełnowymiarowe złącze HDMI oraz tylko jedno gniazdo USB. Z jednej strony trudno mieć o to pretensje, biorąc pod uwagę pozycję testowanego aparatu w ofercie Sony. Z drugiej strony, także spokrewniona z A6700 kamera FX30 ma dwa gniazda USB (z których jedno może być wykorzystywane m.in. do obsługi kodu czasowego z zewnętrznych źródeł, czego A6700 nie oferuje) i pełnowymiarowe HDMI, możemy zatem oczekiwać więcej.
Na koniec dodajmy jeszcze, że podobnie jak inne korpusy Sony, model A6700 wyposażono w stopkę Multi Interface, na której można zamocować szereg akcesoriów takich jak mikrofony, czy uchwyty z dodatkowymi wejściami XLR, które oferuje producent.
Bateria i przegrzewanie
Testowany aparat zasilany jest litowo-jonowym akumulatorem o oznaczeniu NP-FZ100 o pojemności 2280 mAh i napięciu 7.2 V. Bateria ta stosowana jest w wielu modelach Sony i cieszy się dobrymi opiniami. W praktyce na w pełni naładowanym akumulatorze w studyjnych warunkach udało się nagrać 2 godziny i 6 minut (126 minut) materiału w 4K w 25 kl/s z wykorzystaniem całej szerokości matrycy. To nieco gorszy wynik niż notują pełnoklatkowe aparaty czy niż zanotowała FX30. Nadal jednak jest on przyzwoity i trudno mieć do niego zarzuty.
Podczas przeprowadzania testu aparat nie przegrzał się, a na jego ekranie nie pojawiła się kontrolka temperatury. Korpus był jednak bardzo ciepły w dotyku, więc w bardziej upalnych warunkach niż studyjno-pokojowe problem ten może wystąpić. Występuje on też przy filmowaniu w 4K w 50 kl/s — w trybie tym do przegrzania udało nam się zarejestrować 36 minut materiału. W praktycznych sytuacjach należy się zatem liczyć z ograniczeniami termicznymi, a osoby, które się ich obawiają, powinny rozważyć zakup wyposażonego w aktywne chłodzenie siostrzanego modelu FX30.
Nośniki pamięci
Sony A6700 niestety oferuje tylko jedno gniazdo na karty pamięci, które obsługuje jedynie nośniki SD/SDHC/SDXC (w niektórych innych modelach Sony, jak choćby FX30, stosowane są gniazda typu „combo” zdolne obsłużyć zarówno nośniki SD/SDHC/SDXC, jak i CFexpress typu A). Szybka karta w tym standardzie jest w stanie obsłużyć wszystkie kombinacje kodeków i klatkaży, jakie A6700 oferuje.
Wśród konkurencji testowanego aparatu znajdzie się kilka modeli (np. Canon EOS R7 czy Fujifilm X-T4), które oferują dwa gniazda, więc nad decyzją Sony, by ograniczyć się do jednego, ubolewamy. Osoby, dla których jest to poważny problem, powinny sięgnąć po model FX30 (lub też po A7 IV w trybie APS-C).
Angelbird AV PRO, udostępnionych przez firmę Foto-Technika.
Wizjer i ekran
W kwestii wizjera i ekranu niestety niewiele się zmieniło przez ostatnie 4 lata, czyli od momentu premiery modelu A6600. Zastosowany w testowanym aparacie wizjer ma rozdzielczość 2.36 mln punktów (ok. 1024 × 768 pikseli) i powiększenie o ekwiwalencie ok. 0.71x. Jak wszystkie tej klasy wizjery, mógłby on być nieco bardziej szczegółowy.Wydaje się też, że ofiarą miniaturyzacji korpusu padła optyka wizjera, która utrudnia komfortową pracę. Z jednej strony, podczas pracy trzeba zbliżyć oko bardzo blisko do celownika, z drugiej, w takiej sytuacji trudno jest objąć cały obraz wzrokiem. Do tego narożniki układu optycznego stanowiącego część wizjera wydają się lekko nieostre. Brak też jakiejkolwiek muszli, która odcinałaby wizjer od oświetlenia wpadającego z zewnątrz, gdyż o takową zahaczałby rozkładany ekran. Sumarycznie zatem nie jest to najlepiej rozwiązane.
Nie będziemy natomiast rozsądzać, czy dobrym rozwiązaniem jest samo umieszczenie wizjera w narożniku korpusu. Z jednej strony, ma ono oczywistą wadę w postaci ograniczenia rozmiarów muszli ocznej. Z drugiej, jest to dość wygodne dla osób prawoocznych, które nie muszą dociskać nosa do ekranu. Czy ta cecha jest wadą, czy zaletą, niech zatem każdy rozsądzi sam.
Ekran testowanego aparatu to z kolei w pełni rozkładany do boku dotykowy panel o rozdzielczości 1.03 mln punktów (ok. 720 × 480 pikseli). Jego rozdzielczość mogłaby być lepsza, nie mamy natomiast zastrzeżeń co do maksymalnej jasności czy też działania mechanizmu dotykowego.
Jeśli chodzi o narzędzia wspomagające pracę operatora, to na pokładzie znajdziemy focus peaking, możliwość powiększenia wybranego wycinka kadru (także w czasie nagrywania), programowalną zebrę, możliwość wyświetlenia histogramu oraz znaną z najnowszych modeli funkcję „mapa ostrości”. Grupie docelowej, do której testowany aparat jest kierowany, to co wyliczyliśmy powyżej, w zupełności wystarczy.
Na koniec musimy też opisać dość interesujący błąd, jaki występuje w testowanym aparacie. Otóż złożenie ekranu do pozycji zamkniętej podczas nagrywania przerywa zapis. Jest to dość dziwne zachowanie, z którym nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy w sprzęcie Sony. Zazwyczaj złożenie ekranu powoduje po prostu przełączenie urządzenia na wizjer elektroniczny. Mamy nadzieję, że błąd ten zostanie możliwie szybko usunięty. A jeśli jest to jakaś nowa „funkcja”, to że będzie ona domyślnie wyłączona w menu. Łatwo bowiem z jej pomocą zrujnować sobie pracę.
Bardziej szczegółowe omówienie aspektów związanych z budową i ergonomią testowanego aparatu zostanie przedstawione w fotograficznym teście Sony A6700.