Sigma 50-500 mm f/4.5-6.3 APO DG OS HSM - test obiektywu
4. Rozdzielczość obrazu
Chyba najważniejszą rzeczą jaką należałoby zrobić w tym momencie jest porównanie zaprezentowanych tutaj przebiegów do tego, co pokazywały obiektywy takie jak Canon 100–400L czy Sigmy 120–400 mm OS i 150–500 mm OS. Jest to o tyle trudne, że tamte obiektywy były testowane na EOS-ie 20D, a więc na znacznie mniej upakowanej matrycy. Dzięki temu, że nasze testy opierają się o niewyostrzone pliki RAW, takie porównanie jest jednak możliwe. Dobrymi punktami odniesienia są tutaj: wartość uznawana przez nas za poziom przyzwoitości czyli 30 lpmm w przypadku 20D oraz około 34 lpmm dla 50D oraz maksymalne osiągi notowane przez najlepsze „stałki”, które w przypadku 20D docierają do okolic 44 lpmm, a dla 50D do 52 lpmm. Jak z tej perspektywy wyglądają osiągi testowanej Sigmy?
Na ogniskowej 50 mm jest bardzo dobrze. Bardzo ostre obrazy uzyskujemy już od maksymalnego otworu względnego. Obiektyw co prawda nie bije rekordów rozdzielczości, ale trudno tego oczekiwać od teleobiektywu, który na dodatek jest zoomem o krotności 10x.
Wraz z wydłużaniem ogniskowej jakość obrazu spada. W zasadzie o tym, że tak będzie było wiadomo od samego początku, a wiedzę tę zawdzięczamy prawom fizyki i parametrom testowanego obiektywu. Wykresy rozdzielczości prezentowane w naszych testach to niejako wynik dwóch rzeczy – wpływu na jakość obrazu aberracji optycznych i dyfrakcji. W okolicach maksymalnego otworu względnego, głównym ograniczeniem są aberracje. Po mocnym przymknięciu wady optyczne są minimalizowane, a do głosu dochodzi dyfrakcja. W efekcie nasze krzywe mają kształt paraboli z ramionami skierowanymi w dół. Najpierw jakość obrazu rośnie, bo wydajnie ograniczamy aberracje przymykaniem przysłony, potem spada, bo aberracje są już ograniczone do minimum, a zmniejszający się otwór czynny powoduje spadek rozdzielczości związany z dyfrakcją. Warto jeszcze zauważyć, że maksimum swoich możliwości jasne obiektywy uzyskują po przymknięciu ich o około 3 EV.
Sigma nie jest tutaj wyjątkiem. W jej przypadku aberracje optyczne też są ograniczone do małych wartości po przymknięciu obiektywu o 3 EV. Problem w tym, że maksymalny otwór względny Sigmy na dłuższych ogniskowych to f/6.3. Przymknięcie o trzy wartości ekspozycji powoduje, że lądujemy na poziomie f/13. Dla tej wartości przysłony dużym ograniczeniem jest już dyfrakcja i tam nawet najostrzejsza „stałka” testowana na 50D nie przekroczy wyraźnie poziomu 40 lpmm. Tak więc cudów nie ma. Sigma nie może przekroczyć poziomu 40 lpmm, bo w okolicach maksymalnego otworu względnego nie pozwalają jej na to aberracje, a po przymknięciu i ich zminimalizowaniu, prawa fizyki w postaci dyfrakcji.
Wiemy już więc, że rekordów nie będzie. Zresztą nie notuje ich żaden długi i zmiennoogniskowy teleobiektyw właśnie z powodów opisanych powyżej. No chyba, że ma światło f/2.8. Jak przetestujemy Sigmę 200–500 mm f/2.8 to się okaże...
Skoro rekordów nie ma, bo nie może być, ważnym staje się pytanie o poziom użyteczności. Tutaj Sigma zdaje egzamin z wynikiem pozytywnym. Na ogniskowej 300 mm obraz jest użyteczny nawet od maksymalnego otworu względnego, a po przymknięciu dociera do granicy pomiędzy poziomem dobrym a bardzo dobrym. Przejście do 400 mm powoduje pogorszenie jakości obrazu. Trudno mówić o jego użyteczności na maksymalnym otworze, ale po lekkim przymknięciu sytuacja mocno się poprawia. Co ważne i ciekawe, przejście z 400 mm do 500 mm nie powoduje praktycznie zmian jakości obrazu. Na maksymalnej ogniskowej, po przymknięciu obiektywu do f/8.0 (a więc o 2/3 EV) możemy cieszyć się naprawdę dobrą jakością obrazu.
Tutaj Sigma góruje zauważalnie nad modelem 150–500 mm OS, który przy przejściu z 400 mm na 500 mm miał problemy z uzyskaniem takich osiągów. Co więcej, nawet po mocnym przymknięciu do f/11 model 150–500 mm, na maksymalnej ogniskowej, tylko ocierał się o poziom użyteczności. Sigma 50–500 mm OS nie ma najmniejszych problemów z jego przekroczeniem i jest to o tyle godne pochwały, że jej zakres ogniskowych jest przecież dużo szerszy.
Podobna sytuacja jest z porównaniem do Sigmy 120–400 mm OS. Sigma 50–500 mm OS na ogniskowej 400 mm zachowuje się lepiej od modelu 120–400 mm OS, a jednocześnie daje jeszcze do dyspozycji użyteczne 500 mm.
Jak wypada porównanie z najgroźniejszym konkurentem, czyli Canonem 100–400L? Sigma daje nam większy zakres i ciut lepszą stabilizację, ale jest o około 1000 zł droższa. Jak wygląda więc porównanie jakości obrazu? Sigma je przegrywa... Canon na ogniskowej 400 mm nie dość, że jest jaśniejszy, to jeszcze w pełni użyteczny od maksymalnego otworu. W okolicach f/8 notuje on wyniki na poziomie 35 lpmm i to na matrycy EOS-a 20D. Sigma dociera do 36 lpmm ale na 15 milionach pikseli 50D. Gdyby 100–400L przetestować na 50D, dla kombinacji f/8.0 i ogniskowej 400 mm nie powinien on mieć problemów z przekroczeniem 40 lpmm. Tak więc ogniskowa 400 mm jest wyraźnie lepsza u Canona niż u Sigmy. Sigma ma za to ogniskowe 50 mm i 500 mm, których nie da nam Canon...
Przejdźmy teraz do omówienia zachowania na brzegu kadru.
Cudów nie ma, ale nikt ich przecież nie oczekiwał. Dający dobre wyniki w centrum kadru teleobiektyw klasy zoom o krotności 10x musi mieć jakąś słabość. Tutaj jest nią zachowanie na brzegu kadru dla zakresu 400–500 mm, które trudno uznać w pełni użytecznym. Tutaj też Sigma przegrywa z Canonem 100–400L, który w całym zakresie ogniskowych i przysłon potrafił dawać użyteczne obrazy nawet na brzegu matrycy APS-C/DX.
Znów jednak porównanie z Sigmami 120–400 mm OS i 150–500 mm OS wypada na korzyść Sigmy 50–500 mm OS, która będąc najdroższą daje nam jednak i lepszą jakość obrazu i większy zakres ogniskowych.