Olympus M.Zuiko Digital 75 mm f/1.8 ED - test obiektywu
3. Budowa i jakość wykonania
O porównania do jakichkolwiek obiektywów bezlusterkowych jest bardzo trudno. W zasadzie w żadnym z nich nie znajdziemy instrumentu portretowego o pełnoklatkowym ekwiwalencie ogniskowych 135–150 mm. Najbliżej do tych parametrów ma Samsung NX 1.4/85 i to właśnie on został użyty do wygenerowania niniejszego zestawienia. Trudno jednak z niego wyciągnąć jakieś wiążące wnioski, bo oba obiektywy, choć służą podobnym celom, różnią się światłem, ogniskową, wielkością koła obrazowego i materiałem, z którego je wykonano. Nie powiemy więc nic odkrywczego zauważając, że ciemniejszy i przeznaczony na mniejszy detektor Olympus jest znacznie bardziej poręczny od Samsunga. Ciekawe jest jednak porównanie wagi. Samsung jest ponad dwa razy cięższy i to pomimo tego, że nie jest w całości wykonany z metalu. Światło f/1.4, większe pole obrazowe oraz obecność ultradźwiękowego napędu autofokusa robią jednak swoje.
Na poniższym zdjęciu testowany obiektyw stoi obok swojego mniejszego i tańszego kuzyna o parametrach 1.8/45 oraz Voigtlandera Noktona 0.95/17.5.
Olympus M.Zuiko Digital 75 mm f/1.8 ED zaczyna się metalowym bagnetem ze stykami. Tylna soczewka ma średnicę niespełna 22 mm i znajduje się prawie na równi z bagnetem. Jest ona nieruchoma i obiektyw ustawia ostrość poprzez ruch elementów wewnątrz konstrukcji.
Właściwy korpus obiektywu, który jest wykonany z metalu pokrytego srebrną farbą, zaczyna się od wąskiego pierścienia zawierającego po obu stronach karbowanie, po środku informację o zakresie ustawiania ostrości (od 0.84 m), a z tyłu numer seryjny i logotyp systemu Mikro 4/3. Kolejny element to nieruchomy lecz rozszerzający się fragment tubusu, na którym znajduje się nazwa i parametry obiektywu oraz informacja, że wyprodukowano go w Japonii.
Idąc dalej natrafimy na pierścień do manualnego ustawiania ostrości o elektronicznym przełożeniu. Ma on szerokość 26 mm i większą jego część zajmuje drobne karbowanie. Pracuje płynnie i z należytym oporem. Problem w tym że jego współpraca z E-PL1 to jakaś porażka. Chcąc ustawić ostrość ręcznie, musimy obraz powiększyć na wyświetlaczu (zresztą w E-PL1 ta opcja włącza się automatycznie przy ruchu pierścienia). Powiększony obraz, przy ekwiwalencie ogniskowej 150 mm, drga już tak mocno, że wycelowanie w cokolwiek i precyzyjne ustawienie ostrości jest naprawdę bardzo trudne. Praca z pierścieniem w trybie manualnym jest tak trudna i nieintuicyjna (takie same ruchy pierścienia w różnych fazach jego położenia mają różny skok), że trudno nawet ocenić jaki jest całkowity zakres jego pracy wyrażony w stopniach. Może autor tego testu jest już za stary, aby testować takie nowe gadżety, ale zdecydowanie bardziej preferuje on klasyczne pierścienie do manualnego ustawiania ostrości, które wyposażone są w skalę odległości i skalę głębi ostrości. Tam wszystko widać jak na dłoni i nawet aparatu nie trzeba włączać, żeby się zorientować na jaką odległość jest ustawiona skala.
Kolejny element obiektywu to niebieski pasek, za którym znajdziemy nieruchomy fragment tubusu, kończący się gwałtownie, bez żadnego bagnetu do mocowania osłony przeciwsłonecznej. Końcowy element tego tubusu jest nagwintowany od wewnątrz, co pozwala wkręcić weń filtry o średnicy 58 mm. Przednia soczewka obiektywu ma średnicę 48 mm i otacza ją czarny fragment obudowy, na którym naniesiono nazwę i parametry obiektywu.
Jeśli chodzi o konstrukcję wewnętrzną, to mamy tutaj do czynienia z 10 elementami ustawionymi w 9 grupach. Producent nie żałował specjalnych soczewek. Wewnątrz obiektywu znajdziemy bowiem aż trzy soczewki z niskodyspersyjnego szkła ED oraz dwie ze szkła HR o wysokim współczynniku załamania. Dodatkowo Olympus chwali się zastosowaniem specjalnych powłok ZERO (ZUIKO Extra-low Reflection Optical), które są około dwóch razy wydajniejsze od klasycznych powłok antyodbiciowych. Obrazu całości dopełnia kołowa przysłona o dziewięciu listkach, którą możemy domknąć do wartości f/22.
Trochę przykro to pisać, ale tak świetnie wykonany obiektyw, kosztujący niemałe przecież pieniądze, jest wyposażany tylko i wyłącznie w dekielki. Szkoda, bo futerał chroniący jego srebrną powłokę na obudowie byłby tutaj jak znalazł. O zarysowania i zabrudzenia, znacznie szpecące to piękne dzieło japońskich inżynierów, jest niestety dość łatwo.