Mitakon Speedmaster 35 mm f/0.95 - test obiektywu
3. Budowa i jakość wykonania
Na poniższym zdjęciu testowany przez nas obiektyw stoi obok innych Mitakonów: modelu 1.7/24 i testowanego już przez nas Creatora 2/35.
Obiektyw rozpoczyna się metalowym bagnetem pozbawionym jakichkolwiek styków. Do korpusu aparatu nie są więc przenoszone żadne informacje. Tylna soczewka obiektywu ma średnicę 28 mm i jest na wysokości bagnetu dla ostrości ustawionej na nieskończoność. Gdy przechodzimy do minimalnej odległości ogniskowania, soczewka, wraz z całym układem, przesuwa się i chowa na głębokość około 0.5 cm w obudowę. Niestety mamy spore zastrzeżenia do wyglądu okolic tylnej soczewki. W fabryce produkującej Mitakony chyba nie słyszeli o czymś takim jak wyczernienie wewnętrznego tubusu albo zabrakło im czarnej, matowej farby. Wnętrze obiektywu nie jest bowiem w ogóle wyczernione, a soczewkę otacza gwint miejscami błyskający do nas światłem odbitym od świeżego aluminium… Nie wahamy się napisać, że to fuszerka, która może zemścić się przy pracy pod ostre światło.
Korpus obiektywu jest całkowicie metalowy i sprawia bardzo solidne wrażenie. Rozpoczyna się on nieruchomym pierścieniem, na który naniesiono skalę głębi ostrości dla wartości od f/16 do f/2.0. W przypadku obiektywu manualnego, to bardzo użyteczne narzędzie.
Kolejnym elementem jest pierścień do ustawiania ostrości, który ma szerokość około 28 mm. Ponad połowę tej szerokości zajmuje metalowe karbowanie, pod którym umieszczono skalę odległości wyrażoną w metrach oraz w stopach. Pierścień pracuje płynnie i z należytym oporem. Zakres jego pracy wynosi tylko 120 stopni – to zdecydowanie za mało jak na dobrej klasy, jasny obiektyw manualny. Przypomnijmy, że w przypadku Voigtlanderów wartość ta sięgała 270–280 stopni.
Idąc dalej natrafiamy na pierścień do ustawiania przysłony. Firma zdecydowała się na ukłon w stronę filmowców i pierścień ten pracuje płynnie bez żadnego skoku. Jego praca jest dość ciężka, ale to akurat bardziej zaleta niż wada. Na pewno nie da się go przypadkowo przestawić, a operowanie nim jest wygodne. Pełen zakres przysłon przechodzimy obracając go o kąt ponad 90 stopni. Przy płynnej pracy pierścienia kluczową rzeczą są właściwie ustawione znaczniki – tylko one przecież dają nam orientację na temat tego jakiej przysłony używamy. Tym bardziej, że jej wartość nie jest przenoszona do korpusu. Niestety tutaj producent popisał się kolejną fuszerką, o czym przekonamy się w następnym rozdziale.
Przednia soczewka obiektywu jest spora, bo jej średnica wynosi aż 42 mm. Otacza ją napis z nazwą i podstawowymi parametrami obiektywu oraz jego numerem seryjnym oraz nierotujące mocowanie filtrów o średnicy 58 mm. Producent nie zdecydował się na zastosowanie bagnetu do mocowania osłony przeciwsłonecznej. Można sobie wyobrazić osłonę z gwintem, ale wtedy nie będziemy mieli możliwości jednoczesnego stosowania osłony i filtrów.
Jeśli chodzi o konstrukcję optyczną, mamy do czynienia z 10 soczewkami ustawionymi w 7 grupach. Producent twierdzi, że aż 6 elementów wykonano z niskodyspersyjnego szkła ED. To imponująca liczba. Niestety nie udało nam się nigdzie znaleźć schematu konstrukcji wewnętrznej obiektywu. Dodać możemy tylko, że przysłona ma aż 10 listków i możemy ją domknąć maksymalnie do wartości f/16. Tak naprawdę to mamy do czynienia z dwiema przysłonami. Pierwsza, większa, pracuje do okolic f/5.6–8.0. Jej listki są za duże, aby ukołowić źrenicę wejściową dla większych wartości, tak więc przed f/8.0 pojawia się druga, mniejsza przysłona. W efekcie z bardziej kołową przysłoną mamy do czynienia dla jej dużych wartości, a w okolicach maksymalnego otworu względnego źrenica wejściowa wcale już taka okrągła nie jest.
Kupujący dostaje w zestawie oba dekielki i miękki futerał.