Nikon Nikkor AF-S 24-70 mm f/2.8E ED VR - test obiektywu
11. Podsumowanie
- świetna jakość obrazu w centrum kadru,
- dobra jakość obrazu na brzegu matrycy APS-C/DX,
- lepsze od konkurentów zachowanie na brzegu pełnej klatki,
- niewielka podłużna aberracja chromatyczna,
- mała koma,
- niewielki astygmatyzm,
- mało uciążliwe winietowanie na matrycy APS-C/DX,
- cichy, szybki i celny autofokus,
- skuteczna stabilizacja obrazu.
Wady:
- zbyt duża poprzeczna aberracja chromatyczna w zakresie 24–45 mm,
- praca pod ostre światło mogłaby być lepsza.
Gdy wprowadzono na rynek nowego Nikkora AF-S 24–70 mm f/2.8E ED VR w cenie o ponad 3000 zł wyższej od jego poprzednika, byłem przekonany, że oprócz stabilizacji obrazu dostaniemy także lepsze osiągi we wszystkich kategoriach testowych. Nowy obiektyw jest lepszy od starego ale tylko w kwestii rozdzielczości na brzegach kadru i komy. Jeśli chodzi o jakość obrazu w centrum kadru, aberrację chromatyczną, dystorsję, astygmatyzm czy winietowanie, to poprzednik jest górą. Co więcej, starszy obiektyw jest mniejszy, lżejszy i wydaje się solidniej wykonany (więcej metalowych elementów w obudowie). To wszystko nie daje zbyt dobrej rekomendacji do zakupu nowego instrumentu. Osobiście, gdybym stał przed wyborem pomiędzy Nikkorami 24–70 mm, nie miałbym wątpliwości, żeby wybrać starszy model.
Szczerze powiedziawszy jestem zawiedziony polityką Nikona w kwestii obiektywów. Od dłuższego czasu nie trafił się żaden model, który by mnie naprawdę zachwycił. Często nowości, tak jak w przypadku tutaj testowanego obiektywu, niczym nie imponują na tle poprzedników. Co więcej, zdarzają się takie wpadki jak w przypadku profesjonalnych instrumentów AF-S 35 mm f/1.4G ED czy AF-S 58 mm f/1.4G. Dodatkowo, w wielu modelach sporo jest niechlujności i niedokładności w mechanice (vide nieszczęsne luzy w pierścieniach do ustawiania ostrości). Jak tak dalej pójdzie, wszyscy posiadacze bardzo dobrych skądinąd lustrzanek Nikona będą podpinać do nich Sigmy, Tamrony, Tokiny, a jak nie będą bali się „manuali”, to również Zeissy i Samyangi… To nie są chyba słowa, które firma Nikon chciałaby czytać pod testami swoich flagowych instrumentów optycznych…