Sony A6600 - test aparatu
9. Podsumowanie
Budowa, jakość wykonania i funkcjonalność
Obudowę A6600, podobnie jak między innymi A6400 oraz A6500, wykonano z lekkiego i wytrzymałego stopu magnezu, a całą konstrukcję zabezpieczono przed wpływem pyłu i wilgoci. Jakość wykonania i wykończenia aparatu robi zatem bardzo dobre wrażenie, a nasza ocena w tym zakresie jest zdecydowanie pozytywna. W układzie elementów sterujących nie zmieniło się wiele w porównaniu do poprzednika.
Zastosowany w A6600 3-calowy ekran LCD oferuje możliwość odchylania o ok. 80 stopni w dół oraz 180 stopni w górę. To ostatnie spodoba się miłośnikom selfie oraz vlogerom. Przy fotografowaniu w słoneczny dzień odbicia otoczenia pojawiające się na ekranie mogą przeszkadzać w użytkowaniu. Warto wówczas skorzystać z ustawienia „słoneczny dzień”, co poprawi komfort pracy. Dobrą opcją w takiej sytuacji jest wykorzystanie wizjera elektronicznego, zresztą takiego samego jak u poprzednika. Charakteryzuje się on bardzo dobrym odświeżaniem – 50 lub 100 kl/s do wyboru. Do jego jakości, zwłaszcza pod względem szczegółowości i łatwo widocznej mory, mamy pewne zastrzeżenia, biorąc pod uwagę celowniki proponowane przez konkurentów. Warto również wspomnieć o aktywnym panelu pozwalającym ustawiać ostrość dotykowo podczas fotografowania przez wizjer. Ci, którzy fotografują lewym okiem, docenią możliwość ograniczenia jego aktywnego obszaru lub zupełnego jego wyłączenia.
A6600 ma całkiem rozbudowany tryb filmowania. Ciężko jednak ulec wrażeniu, że oczekiwania pod tym kątem były większe. Do dyspozycji mamy nagrywanie w 4K (brakuje jednak prędkości 50/60p) i Full HD, w tym ostatnim przypadku do 120/100 kl/s. Mamy też pełną kontrolę nad parametrami ekspozycji. W A6400 zaimplementowano także sporo dodatkowych funkcji skierowanych do zaawansowanych filmowców – zebrę, obsługę kodów czasowych i bitów użytkownika, profili obrazu (z krzywymi Log) czy funkcję Gamma Display Assist. Maksymalny bitrate wynosi 100 Mb/s.
Użytkowanie i ergonomia
W A6600 znalazło się miejsce na nawet nieco większy uchwyt, niż w przypadku poprzednika – być może wynika to z faktu umieszczenia w aparacie większego akumulatora. W każdym razie, aparat wygodnie i stabilnie leży w dłoni, do czego przyczynia się również gumowe pokrycie rękojeści, zapewniające odpowiednią przyczepność. Nie da się jednak ukryć, że korpus jest stosunkowo niski i nie znajdziemy na rękojeści dość miejsca na podparcia małego palca prawej dłoni.
A6600 charakteryzuje się całkiem niezłą ergonomią i funkcjonalnością interfejsu użytkownika. Szkoda jednak, że na korpusie zabrakło miejsca na dodatkowe koło kompensacji ekspozycji, które dostępne jest np. w aparacie Sony A7 III. Liczba elementów sterujących powinna jednak usatysfakcjonować większość użytkowników, a dwa pokrętła sterujące i spora liczba konfigurowalnych przycisków ułatwia i przyspiesza obsługę. Warto także wspomnieć o menu funkcyjnym, którego zawartość możemy określić sami, wykorzystując do tego 12 slotów.
Menu w A6600 ma taki sam układ jak w ostatnich bezlusterkowcach tego producenta. Rozmieszczenie niektórych opcji jest nie do końca intuicyjne, w związku z czym ich poszukiwanie bywa niekiedy kłopotliwe. Z pomocą przychodzi Moje Menu, w którym możemy sami zebrać i uporządkować ulubione ustawienia.
W A6600 warto odnotować obecność trybu seryjnego pozwalającego rejestrować obrazy z szybkością 11 kl/s. Co ważne, aparat nie ma problemu z osiągnięciem tej prędkości. Slot na kartę UHS-I ogranicza jednak pojemność bufora i powoduje, że zgrywanie zdjęć zajmuje dobre kilka minut. Elektroniczna migawka, która znalazła się w aparacie, jest niestety bardziej atrapą niż pełnoprawną funkcją – pozwala bowiem na fotografowanie z najkrótszym czasem wynoszącym zaledwie 1/4000 s oraz jest dotknięta długim czasem sczytywania pikseli, przez co z łatwością zauważymy banding oraz rolling-shutter.
Do szybkości działania A6600 mamy niestety pewne zastrzeżenia, gdyż nawet podczas standardowej obsługi możemy spotkać się z pewnymi irytującymi opóźnieniami. Pewne zastrzeżenia, tak samo jak w przypadku A6400, można mieć również do systemu czyszczenia matrycy. Nie wszystkie drobiny kurzu, które osadziły się na matrycy podczas testu aparatu, zostały oczyszczone.
A6600 to drugi aparat po A6500 wyposażony w stabilizację matrycy. Co prawda udało nam się osiągnąć nieco wyższą skuteczność systemu, niż w przypadku poprzednika (3–3.5 EV), wciąż daleko jednak do deklarowanego 5 EV.
Podkreślić należy natomiast wysoką skuteczność śledzącego autofokusa. Co więcej, nowa Alfa pozwala na wykrywanie twarzy i oczu nie tylko ludzi, ale również i zwierząt – w obu przypadkach radzi sobie z tym zadaniem bardziej niż poprawnie. Test pojedynczego AF w studio także nie daje powodów do narzekań. Aparat notuje wysokie wyniki zarówno w świetle 3000, jak i 5500K.
Rozdzielczość
Maksymalne wyniki notowane przez A6600 stoją na bardzo wysokim poziomie. Przyczynia się do tego brak filtra antyaliasingowego. Na bardzo drobnych wzorach (np. tablicy do pomiaru zdolności rozdzielczej) możemy znaleźć ślady mory, co jest efektem usunięcia wspomnianego już filtra AA. Pliki JPEG poddawane są wyostrzaniu nawet dla parametru −3, aczkolwiek proces ten nie jest szczególnie intensywny. Mamy natomiast pewne podstawy by twierdzić, że intensywność wyostrzania na minimalnym ustawieniu może zależeć od fotografowanego motywu czy warunków, w jakich robimy zdjęcia.
Jakość obrazu w JPEG
Lekkie wyostrzanie, jakiemu poddawane są 24-megapikselowe zdjęcia, zapewnia wizualnie dobrą szczegółowość w szerokim zakresie czułości. Algorytmy odszumiania działają sprawnie do ISO 3200 – od tej wartości zauważymy na zdjęciach kolorowe plamy. Aby uniknąć ich obecności, dobrym pomysłem wydaje się ustawienie odszumiania na „normalne”. Pod względem jakości na wyższych czułościach, Sony A6600 wypada jednak bardzo korzystnie, porównywalnie do Fujifilm X-T3.
Przy okazji warto także wspomnieć o funkcjach urozmaicających fotografowanie w formacie JPEG, mianowicie: filtrach cyfrowych oraz funkcjach HDR i DRO.
Jakość obrazu i szumy w RAW
Zdjęcia RAW z aparatu Sony A6600 oferują stosunkowo niski poziom szumu aż do ISO 3200. Akceptowalną jakość obrazu otrzymamy również przy nastawie o 1 EV wyższej. Wydaje się, że testowany bezlusterkowiec wypada pod tym względem bardzo podobnie do Fujifilm X-T3 i wyprzeda nieco bardziej upakowanego Canona 90D.
Do zachowania darków na niższych czułościach nie mamy zastrzeżeń. Histogramy mają prawidłowy kształt, a statystyka jest niezaburzona. Niejednorodności w rozkładzie szumu pojawiają się na wysokich czułościach i mają formę mocniej zaszumionych brzegów kadru. Dostrzec można również nieznaczne oznaki bandingu.
Zakres i dynamika tonalna
Wszystkie czułości, poza rozszerzonymi, położone są około 1 EV poniżej wartości nominalnych. Szum przetwarzania jest niski i pokrywa od 1 do 6 elektronów – jest to dobry rezultat. Dla bazowej czułości ISO 100 liczba elektronów na jednostkę kwantyzacji przetwornika wynosi ponad 6, dzięki czemu dynamika tonalna ma wartość 9.7 EV. W tej kategorii aparat wypada znacznie lepiej od poprzednika, wykorzystującego 12-bitowe przetwarzanie, oraz Canona 90D, osiąga jednocześnie ten sam wynik, co Nikon D500. W kategorii zakresu tonalnego A6600 oferuje 8.6-bitowy zapis danych, co jest niezłym wynikiem. Warto zaznaczyć, że wynik ten jest wystarczający do gładkich przejść bez efektu posteryzacji. Pojemność studni potencjałów wynosi w testowanym aparacie 101 ke–.
Ocena końcowa
Premiera, która wyczekiwana była przez wielu, nie przyniosła specjalnych zmian w systemie Sony E. Wciąż, pod względem funkcjonalności, nie-pełnoklatkowe Alfy wyraźnie ustępują swoim większym braciom z serii Sony FE. Numeracja wskazuje, że opisywany aparat jest obecnie najwyżej plasowanym w systemie. Ciężko jednak nie ulec wrażeniu, że zabrakło w nim funkcji, które u konkurentów stały się standardem. Od premiery Sony A6500 minęły 3 lata, zatem firma miała wystarczająco dużo czasu, aby poprawić takie rzeczy jak chociażby elektroniczną migawkę, wizjer czy tryb filmowy. Wydaje się jednak, że nie jest to kwestia braku możliwości technologicznych, a raczej pozycjonowania rynkowego serii A6XXX, czyli sztucznego ograniczania możliwości aparatu. Może to oznaczać, że japoński potentat elektroniczny wciąż ma w zanadrzu flagowca z prawdziwego zdarzenia, a premiery takie jak A6100 czy A6600 mają jedynie na celu pokazać, że system cały czas żyje i jest rozwijany.
Tak naprawdę A6600 nie oferuje wiele więcej, niż jego poprzednik – poza, oczywiście, świetnym systemem autofokusa wspieranym przez nowszy procesor Bionz X, a także pojemniejszym akumulatorze, który dla niektórych posiadaczy bezlusterkowców z serii AXXX może być sam w sobie powodem do zakupu nowego modelu.
To, czy Sony A6600 powtórzy sukces A6500, zapewne w duży stopniu zdefiniuje jego cena. Aktualnie testowany aparat kosztuje 5789 zł. Za poprzednika przyjdzie nam zapłacić przeszło tysiąc złotych mniej, bo 4690 zł. Jak widać, różnica nie jest specjalnie duża i wydaje się być rozsądną, biorąc pod uwagę ograniczoną liczbę zmian, jakie zaszły w aparacie. Za Fujifilm X-T30 zapłacimy obecnie 3648 zł, natomiast za bardziej zaawansowany X-T3 – 5690 zł. Canon 90D to na ten moment wydatek rzędu 5199 zł. Jak widać, to właśnie A6600 jest najdroższy w stawce. Co prawda jako jedyny oferuje stabilizację, jednakże względem wycenianego podobnie X-T3 odstaje w kategorii trybu seryjnego, ergonomii, użytkowania, użyteczności migawki elektronicznej, ogólnej szybkości, ekranu jakości ekranu LCD i wizjera oraz filmowania.
Na zakończenie wyliczamy najważniejsze zalety i wady Sony A6600.
Zalety:
- dobrej jakości korpus z elementów ze stopów magnezu,
- dość wygodny, dobrze wyprofilowany uchwyt,
- dobrej jakości uchylny wyświetlacz LCD,
- wygodna obsługa (kółko sterujące oraz pokrętło wybieraka),
- obecność zakładki Moje Menu,
- funkcjonalne menu podręczne (w pełni konfigurowalne),
- dobra jakość obrazu w szerokim zakresie czułości (do ISO 6400),
- wysoka rozdzielczość uzyskiwanych obrazów,
- dobre wyniki zakresu i dynamiki tonalnej,
- obsługa kodeków XAVC S i AVCHD,
- rozbudowany tryb wideo (tryby PASM) i pełna kontrola ekspozycji,
- dodatkowe funkcje związane z filmowaniem skierowane do zaawansowanych użytkowników,
- wyjście czystego sygnału wideo przez HDMI,
- zdjęcia HDR,
- skuteczny autofokus pojedynczy,
- skuteczny autofokus śledzący,
- skuteczny funkcja wykrywania twarzy i oka,
- moduł komunikacji bezprzewodowej Wi-Fi i Bluetooth,
- focus-peaking oraz zebra,
- dobre osiągi trybów zdjęć seryjnych,
- obecność gorącej stopki standardu ISO,
- tryby użytkownika,
- profile obrazu pozwalające na zaawansowaną regulację jego właściwości (krzywe gamma, tryby koloru) zarówno przy filmowaniu, jak i fotografowaniu,
- balans bieli wg skali Kelwina, nastawy własne,
- elektroniczna poziomica,
- wydajny akumulator,
- gniazdo HDMI, słuchawek i mikrofonu.
Wady:
- nie do końca skuteczny system czyszczenia matrycy,
- problemy z aplikacją mobilną,
- wyraźny efekt rolling-shutter przy filmowaniu 4K,
- brak wsparcia dla standardu UHS-II,
- „atrapa” migawki elektronicznej,
- irytujące zacięcia przy codziennym korzystaniu,
- źle dobrany skok tylnego pokrętła,
- brak dżojstika,
- ograniczone funkcje dotykowe,
- przeciętny wizjer elektroniczny,
- brak trybu panoram,
- nie do końca intuicyjny rozkład części elementów w menu głównym.