Canon EOS R10 - test aparatu
9. Podsumowanie
Budowa, jakość wykonania i funkcjonalność
Obudowa R10 jest znacznie mniejsza od lustrzanek typu 80D, czy 90D, po których teoretycznie testowany EOS ma wypełnić lukę. Korpus wykonano zarówno z elementów magnezowych, jak i tworzyw sztucznych. Jakość tych ostatnich nie daje w zasadzie powodów do narzekań, jest bowiem typowa dla segmentu amatorskiego. W R10 nie znajdziemy uszczelnień.
Interfejs użytkownika jest typowy dla ostatnich aparatów Canona. Podział na zakładki jest przejrzysty i pozwala na sprawne przeglądanie zawartości. Plusem jest także obecność „Mojego menu”.
Wydajność akumulatora pozwalała na wykonanie ok. 350 zdjęć w plenerze, przy mieszanym wykorzystaniu wizjera i ekranu. W kwestii portów komunikacyjnych warto wspomnieć o obecności złącza USB-C, niestety w archaicznym standardzie 2.0.
R10 został wyposażony w wyświetlacz LCD o przekątnej 2.95 cali i rozdzielczości 1.04 miliona punktów. Jakość obrazu pozostaje na dobrym poziomie, a obrotowy przegub pozwala na ustawienie ekranu w bardzo szerokim zakresie położenia. LCD oferuje także dotykowy interfejs. Jego możliwości są całkiem szerokie i obejmują obsługę menu głównego oraz podręcznego Q, czy wskazywanie miejsca ustawiania ostrości lub podczas filmowania. Również w trybie przeglądania możemy się posłużyć tym interfejsem, w tym przeglądać, czy powiększać zdjęcia.
W R10 zastosowano wizjer o rozdzielczości 2.36 miliona punktów i skromne powiększenie obrazu 0.59x. Celownik daje tylko przeciętny komfort kadrowania, mamy bowiem wrażenie patrzenia przez „dziurkę od klucza”.
Pełny test trybu wideo R10-ki zamieściliśmy już w tym materiale.
Użytkowanie i ergonomia
Z uwagi na dość niewielki, kompaktowy korpus, EOS R10 zapewnia ograniczony komfort trzymania. Głębokość i wysokość rękojeści pozostawiają pewien niedosyt. Na plus należy zaliczyć wyprofilowanie uchwytu oraz pokrycie go gumową okleiną o dobrej przyczepności. Podobnie jak w przypadku R7 producent nie oferuje dodatkowego uchwytu do zdjęć pionowych.
Zestaw elementów sterujących jest całkiem dobrze przemyślany ze względu na obecność dwóch kółek nastawczych i dżojstika, a także kilku mapowalnych przycisków. Dysponujemy także małym panelem 5 ustawień (wywoływanym przyciskiem M-Fn), aktywną tablicą kontrolną (lub podręcznym menu) oraz wspomnianą sekcją „Moje menu”. Pozwalają one na całkiem szybką obsługę aparatu i łatwe dokonywanie ustawień sporej liczby parametrów.
Tryb seryjny pozwala na fotografowanie w tempie do 15 kl/s z migawką mechaniczną lub 23 kl/s dla elektronicznej – także ze wsparciem AF. Warto jednak przypomnieć, że przy elektronicznej możemy łatwo zauważyć efekt rolling shutter, bowiem sensor R10-ki nie ma architektury warstwowej, a czas odczytu danych to ok. 30 ms. O ile wartości szybkości fotografowania robią dobre wrażenie, to serie są niestety krótkie, bowiem bufor zapycha się szybko.
Autofokus Dual Pixel AF II w codziennym fotografowaniu sprawdza się bardzo dobrze. Pracuje szybko, skutecznie i wykrywa twarze bez najmniejszego problemu. Za to osiągi AF w studio pozostawiają trochę do życzenia ze względu na spory rozstrzał trafień. Test dynamiczny pokazał, że większość zdjęć była ostra, przy czym tym razem użyliśmy niezbyt jasnego obiektywu RF-S 18–150 mm f/3.5–6.3, dołączonego do aparatu.
Pomijając brak stabilizacji sensora, w EOS-ie R10 znajdziemy całkiem sporo ciekawych funkcji dodatkowych. Do dyspozycji mamy na przykład timer interwałowy, który pozwala na automatyczne wykonywanie zdjęć poklatkowych. Ciekawym rozwiązaniem jest również możliwość ustawienia czasu ekspozycji (z dokładnością do 1 sekundy) w trybie Bulb. Dzięki niej, przy wykonywaniu długich ekspozycji można się właściwie obejść bez wężyka spustowego. Funkcja detekcji migotania natomiast usprawnia fotografowanie w świetle, którego migotanie może negatywnie wpływać na równą ekspozycję kolejno wykonywanych zdjęć. W nowym EOS-ie nie zabrakło także wspieranego przez Bluetooth modułu Wi-Fi, który pozwala na bezprzewodową komunikację z urządzeniami zewnętrznymi, w tym zdalne fotografowanie i przeglądanie zdjęć z poziomu smartfona lub tabletu. Niestety, nie udało nam się nawiązać połączenia przez Bluetooth, a komunikacja przez Wi-Fi do najstabilniejszych nie należała.
Rozdzielczość
Osiągi sensora R10-tki stoją w porównywalnym poziomie jak starszego bezlusterkowca EOS M50 Mark II. Na tle konkurentów notowane wyniki stoją na niezbyt wysokim poziomie. Warto dodać, że mamy tu do czynienia z niesymetrycznym filtrem AA, który w jednym kierunku działa klasycznie, a w drugim został lekko osłabiony. JPEG-i – jak zwykle w aparatach systemowych Canon – nie są wyostrzane przy zerowym stopniu tego parametru.
Balans bieli
Zarówno w ciągu dnia, jak i przy lampach LED-owych (5400K) oraz fleszu, błędy dC są bardzo niskie. Żarówki sprawiają kłopot przede wszystkim automatyce w podstawowym ustawieniu. Po wybraniu wariantu „priorytet bieli”, błąd dC, a wraz z nim pomarańczowy zafarb, są w pewnym stopniu redukowane. Dopiero ustawienie „żarówka” lub 3000K niwelują istotnie widoczną dominantę.
Wybór profilu neutralnego zapewnia zwykle nasycenie nie przekraczające zbytnio 100%, a nawet w połowie przypadków jest ono niższe. Średnia odchyłka od parametru S wyniosła w teście nieco ponad 6%.
Jakość obrazu w JPEG
Z uwagi na brak wyostrzania JPEG-ów, zdjęcia z R10 wyglądają raczej „miękko”, przez co konkurenci prezentują się wizualnie bardziej zachęcająco. Na wyższych nastawach ISO szum nie degraduje mocno obrazu i w zasadzie nawet nastawa ISO 6400 wydaje się całkiem użyteczna.
Proces odszumiania JPEG-ów można kontrolować w 3-stopniowej skali, a ponadto mamy opcję wieloklatkowej redukcji szumu. Trzeba przyznać, że zarówno w jednym jak i w drugim przypadku odszumianie daje niezłe efekty i nie powoduje dużej degradacji szczegółów obrazu.
EOS R10, podobnie jak inne ostatnio prezentowane EOS-y, oferuje także zapis plików HEIF. Zapewniają one 10-bitową głębie kolorów oraz wydajniejszą kompresję niż w JPEG-ach. Plusem jest poszerzenie dynamiki tonalnej sceny przede wszystkim w jasnych partiach obrazu.
Szumy i jakość obrazu w RAW
W kwestii szczegółowości obrazów, R10 lekko ustępuje wizualnie rywalom, nawet Nikonowi Zfc, wyposażonemu w 20-megapikselowy sensor. Przy wyższych nastawach ISO szum w podobny sposób wpływa negatywnie na jakość zdjęć w R10 i X-T30 II – z kolei Zfc wypada przy nich korzystniej. Wg pomiarów w Imateście dla ISO 6400 najniższy poziom zaszumienia notujemy właśnie w przypadku Nikona, o ok. 1/2 EV niższy od EOS-a R10.
Analiza darków pokazała, że podobnie jak w wielu ostatnich modelach tego producenta, dla ISO 100 i 200 zastosowano niższy bias na poziomie ponad 512. Dla pozostałych czułości ma on wartość ok. 2000. Darki na wyższych czułościach ukazują niestety niejednorodności grzania się sensora w formie pionowych pasów, a także ślady bandingu.
Zakres i dynamika tonalna
Dla ISO 100 liczba tonów sięga 338, a to daje 8.4-bitowy zapis danych. Wynik ten zapewnia wizualnie gładkie przejścia tonalne, bez widocznej posteryzacji. Identyczny wynik zarejestrowaliśmy w teście X-T30 II. Lepiej wypadły natomiast bezlusterkowce Nikona (9 bitów) oraz Sony (8.6 bita).
Dynamika tonalna dla kryterium jakości obrazu SNR=10 przy ISO 100 wyniosła 9.2 EV. To dobry wynik, taki sam jak w X-T30 II (dla ISO 160) i trochę słabszy od Zfc (9.9 EV). Dla SNR=1, dynamika w R10 wyniosła 13.5 EV, zatem trochę brakuje by wykorzystać optymalnie 14-bitowy zapis.
Badanie zachowania fotodiod matrycy pokazało, że natywne czułości, przedstawione jako średnie wartości ze wszystkich grup senseli, są od ok. 2/3 do ok. 1 EV poniżej wartości nominalnych. Pojemność studni potencjałów dla bazowej czułości to ponad 75 ke–, natomiast punkt wzmocnienia jednostkowego wypada dla czułości 259 (czyli ok. 1/3 EV poniżej nastawy aparatu ISO 800).
Ocena końcowa
Choć EOS R10 nie budzi szczególnych emocji, jego osiągi stoją ogólnie na dość dobrym poziomie. W wielu kategoriach (szum, dynamika i zakres tonalny) prezentuje się on całkiem solidnie, nie jest to oczywiście aparat bez wad. Do tych istotniejszych zaliczymy np. celność AF w studio, czy wygląd darków na wyższych nastawach ISO. Pewne aspekty wynikają z przynależności do niezbyt wysokiej półki, np. brak stabilizacji, czy uszczelnień. Niemniej, w rękach ambitnego fotoamatora (jak również filmowca)4 EOS R10 powinien okazać się użytecznym narzędziem.
Przed zakupem aparatu zawsze warto zapoznać się z ofertą systemu jako całości. I w tej kategorii canonowski RF-S niestety nie zachęca – mamy bowiem do wyboru tylko trzy obiektywy, w dodatku raczej ciemne. Oczywiście można podpinać instrumenty pełnoklatkowe tyle, że one są wyraźnie droższe. Pod tym względem, bezlusterkowe systemy APS-C Canona i Nikona wypadają tak samo słabo, jeśli chodzi o obiektywy firmowe. Tyle tylko, że szkła z mocowaniem Z (DX) oferują także inne firmy, tj. Tamron, Viltrox i Yongnuo, wkrótce dołączy do nich Sigma. Znacznie lepiej sytuacja wygląda w wypadku firm Fujifilm oraz Sony, których asortyment sprzętu fotograficznego w podobnej klasie jest znacznie bogatszy. Canon ma zatem sporo do nadrobienia.
Spójrzmy jeszcze na ceny testowanego EOS-a i przykładowych aparatów konkurencji:
- Canon EOS R10 (+ 18–45 mm i adapter) – 4750 zł,
- Fujifilm X-T30 II (+ 15–45 mm) – 5000 zł,
- Nikon Zfc (+ 16–50 mm) – 4560 zł,
- Sony A6400 (+ 16–50 mm) – 4385 zł.
Na koniec przedstawiamy najważniejsze zalety i wady Canona R10.
Zalety:
- dobra jakość obrazu do czułości ISO 3200–6400,
- świetne pokrycie kadru punktami AF,
- skuteczne wykrywanie twarzy i oka (także u zwierząt),
- skuteczna praca Servo AF,
- sporo dodatkowych opcji AF, w tym detekcja zwierząt i pojazdów,
- wysoka szybkość zdjęć seryjnych: 15 kl/s (mig. mechaniczna) i 23 kl/s (mig. elektroniczna),
- migawka elektroniczna do 1/16000 s,
- dobrze działający pomiar światła,
- skuteczny balans bieli w większości przypadków,
- opcja automatycznego balansu bieli z priorytetem bieli w świetle żarowym,
- skala temperaturowa WB, nastawy własne,
- czytelne, funkcjonalne i rozbudowane menu,
- konfigurowalna zakładka „Moje Menu”,
- dobrej jakości odchylany i obracany wyświetlacz LCD,
- dotykowy interfejs umożliwiający obsługę aparatu w szerokim zakresie,
- funkcjonalny tryb live view,
- całkiem bogaty zestaw elementów sterujących,
- możliwość programowania kilku przycisków,
- obsługa 10-bitowego formatu zdjęć HEIF,
- filmy w jakości 4K,
- timer interwałowy (zdjęcia poklatkowe),
- timer funkcji Bulb,
- funkcja detekcji migotania, połączona z opcją wyzwalania migawki w optymalnym momencie,
- możliwość wykonywania zdjęć w formacie CRAW (Compact RAW),
- elementy korpusu wykonane ze stopów magnezu,
- dość wygodny, ogumowany uchwyt,
- elektroniczna poziomica,
- moduł komunikacji Wi-Fi oraz Bluetooth,
- gniazdo HDMI, USB, wężyka spustowego i zewnętrznego mikrofonu.
Wady:
- brak stabilizacji matrycy,
- zauważalny efekt rolling shutter przy migawce elektronicznej,
- niesymetryczny filtr antyaliasingowy,
- niewielkie powiększenie w wizjerze elektronicznym,
- szybkie zapełnianie się bufora w trybie zdjęć seryjnych,
- prawdopodobne odszumianie JPEG-ów już od ISO 200 mimo wyłączonej opcji redukcji szumów,
- wyraźny błąd koloru dla standardowego trybu automatycznego balansu bieli przy świetle żarowym,
- mało imponująca zdolność rozdzielcza matrycy,
- złącze USB w archaicznym standardzie 2.0,
- brak uszczelnień,
- nie do końca skuteczny system czyszczenia matrycy.
wypożyczył do testów sklep:
oraz adapter Canon EF–EOS R wypożyczyła do testów firma: