Sony A7 IV - test trybu filmowego
2. Budowa i ergonomia
Także ergonomicznie najnowszemu aparatowi Sony trudno cokolwiek zarzucić. Jego użytkownik dostaje do dyspozycji trzy koła nastaw, szereg wielokierunkowych wybieraków na tylnej ściance i sporo przycisków, które można niemal dowolnie programować. Przypisać do nich można nie tylko takie filmowe klasyki jak balans bieli, ale też chociażby włączanie i wyłączanie trybu APS-C, które powoduje, że każdy obiektyw stałoogniskowy tak naprawdę funkcjonuje jako dwa obiektywy – jeden z nominalną ogniskową, a drugi z wydłużoną. Podobne rozwiązanie oferuje zresztą większość korpusów Sony, a jednym z pierwszych, który to wprowadził, był poprzednik testowanego aparatu, model A7 III.
Jeśli natomiast nie chcemy korzystać z przycisków i pokręteł, to większość nastaw zmienimy też za pomocą ekranu dotykowego. Każdy zatem bez większego problemu znajdzie sposób obsługi aparatu, który jemu akurat odpowiada.
Jeśli chodzi o menu, to w testowanym aparacie znalazło się to samo nowe menu co w A7S III i – podobnie jak w jego przypadku – jest ono w naszym odczuciu krokiem milowym w dobrym kierunku względem starego, które wielokrotnie krytykowaliśmy. W nowym układzie wszystko jest rozsądnie i czytelnie pogrupowane, a znalezienie potrzebnej nastawy zajmuje dosłownie chwilę. Chyba że akurat szukamy ustawień redukcji szumu w trybie filmowym, ale o tym będzie nieco dalej.
Jeśli chodzi o złącza, do dyspozycji mamy komplet tego, co może być przy filmowaniu potrzebne, czyli:
- wejście mikrofonu (mini jack 3.5 mm),
- wyjście słuchawkowe (mini jack 3.5 mm),
- wyjście HDMI (pełnowymiarowe, typu A),
- złącze USB 3.2 (typu C).
Podobnie jak większość filmujących aparatów fotograficznych, Sony A7 IV nie oferuje obsługi kodu czasowego z zewnętrznego źródła – możemy jedynie wygenerować kod w aparacie i wypuścić po HDMI. W przypadku wyżej pozycjonowanych modeli z rozbudowaną specyfikacją filmową warto byłoby w końcu pomyśleć o jakimś rozwiązaniu tego problemu, który znacząco utrudnia pracę na kilka kamer i/lub z zewnętrznie rejestrowanym dźwiękiem. Może np. wejście / wyjście na kod czasowy w formie akcesorium mocowanego na stopce Multi Interface?
Bateria
Testowany aparat zasilany jest litowo-jonowym akumulatorem o oznaczeniu NP-FZ100 o pojemności 2280 mAh i napięciu 7.2 V. Bateria ta stosowana jest w wielu modelach Sony i uchodzi za jedną z wydajniejszych na rynku. W praktyce na w pełni naładowanym akumulatorze w studyjnych warunkach udało się nagrać 2 godziny i 10 minut materiału w 4K w 25 kl/s z wykorzystaniem całej szerokości matrycy. To bardzo dobry wynik, do którego trudno mieć zastrzeżenia – lepsze osiągają tylko korpusy z wbudowanym battery gripem oraz zasilane wielkimi akumulatorami kamery. Dodajmy też dla porządku, że podczas testu aparat nie przegrzał się, choć jego obudowa była w dotyku odczuwalnie cieplejsza od otoczenia.
Nośniki pamięci
Po tym jak A7S III, FX3 czy A1 przyzwyczaiły nas do podwójnego gniazda typu combo obsługującego zarówno karty CFexpress typu A, jak i SD/SDHC/SDXC, w modelu A7 IV spotkało nas pewne zaskoczenie. Dwufunkcyjne jest tylko jedno z gniazd, drugie to klasyczne gniazdo na karty SD (oba gniazda obsługują karty standardu UHS-II). Biorąc pod uwagę, że testowany aparat nie filmuje w 4K w 100/120 kl/s ani w 8K, trudno jednak uznać to za problem – jego użytkownikom karty SD spokojnie wystarczą.
Wizjer i ekran
Testowany aparat wyposażono w 0.5-calowy wizjer OLED, o rozdzielczości Quad VGA (3.686.400 punktów, 1280×960 pikseli), powiększeniu: 0.78x, odstępie źrenicy ok. 23 mm i regulacji dioptrii w zakresie od −4 do +3. Obraz w nim nie jest co prawda tak hiperrealistyczny, jak w „9-megapunkowym” wizjerze znanym z A1 czy A7S III, ale i tak jest bardzo dobrej jakości. Dla osób przesiadających się na przykład z A7 III różnica w jakości będzie odczuwalna.
Jeśli natomiast chodzi o ekran, to zastosowany w A7 IV wyświetlacz oferuje rozdzielczość 1.036.800 punktów (ok. 720×480 px przy proporcjach 3:2). Podobnie jak w A7S III, jest to ekran w pełni rozkładany do boku oraz dotykowy. Pomijając dość niewielką rozdzielczość, jak na ekran aparatu za ponad 13 tys. zł, to do pracy z nim nie mamy zastrzeżeń. Warto też dodać, że obracanie rozłożonego ekranu nie koliduje z wejściem mikrofonowym, co również jest zaletą.
Jeśli chodzi o narzędzia wspomagające pracę operatora, to na pokładzie znajdziemy focus peaking, możliwość powiększenia wybranego wycinka kadru, programowalną zebrę czy możliwość wyświetlenia histogramu. Taki zestaw wystarcza do większości zastosowań, choć w tak zaawansowanym korpusie przydałby się jeszcze na przykład waveform, czyli monitor przebiegu fali.
Warto też wspomnieć o mającej ułatwić ostrzenie nowości, czyli funkcji „mapa ostrości”. Korzysta ona z kolorów, by zaznaczyć, które obszary kadru są przed punktem ostrości, a które za nim. W praktyce przedstawia się to następująco:
Jak widać, w obecnej wersji trudno jest pilnować kompozycji kadru, gdy mapa ostrości jest wyświetlana, najlepiej więc sięgać po tę funkcję, gdy korzystamy z zewnętrznego monitora. Także rozdzielczość kolorowych elementów wyświetlanych na ekranie mogłaby być lepsza.
Bardziej szczegółowe omówienie aspektów związanych z budową i ergonomią testowanego aparatu zostanie przedstawione w fotograficznym teście Sony A7 IV.