Sigma 18-50 mm f/2.8 EX DC Macro - test obiektywu
3. Budowa i jakość wykonania
Symbol EX na obudowie zobowiązuje, więc do jakości wykonania modelu
18-50 f/2.8 Macro trudno mieć jakieś poważne zastrzeżenia. Czarna,
kompozytowa obudowa, metalowy bagnet, nierotująca przednia soczewka,
solidny tubus, na którym wysuwa się przedni układ soczewek, wygodny
pierścień do zoomowania i w miarę wygodny do manualnego ustawiania
ostrości - to wszystko solidne atuty testowanego obiektywu.
Chcąc być drobiazgowym, można doszukać się dwóch wad. Przede wszystkim
Sigma 18-50 mm nie jest konstrukcją zamkniętą i wysuwający się w trakcie
zmiany ogniskowej tubus może i najprawdopodobniej będzie zasysał kurz
do wnętrza konstrukcji. Drugi mankament to troszkę za mały i za luźny
pierścień do manualnego ustawiania ostrości.
Podobnie jak w poprzedniku, jeśli chodzi o konstrukcję wewnętrzną, tutaj także zastosowano 15 soczewek ustawionych w 13 grupach.
Wcześniej jednak mieliśmy do czynienia z dwoma soczewkami asferycznymi i z jedną ze szkła o niskiej dyspersji (Special Low Dispersion - SLD), teraz dodano jeszcze kolejny element, tym razem ze szkła o jeszcze mniejszej dyspersji (Extraordinary Low Dispersion - ELD). Zwiększyła się też średnica przedniej soczewki, przez co gwint mocowania filtrów urósł z 67 do 72 mm, a obiektyw utył o całe 5 gramów. Nie zmieniła się konstrukcja przysłony, która pozostała w tym samym miejscu i wciąż ma siedem listków.