Nikon Nikkor AF-S 28-300 mm f/3.5-5.6G ED VR - test obiektywu
4. Rozdzielczość obrazu
Sytuacja zmieniła się znacznie po wejściu na rynek cyfrowych lustrzanek z detektorami APS-C/DX. Wraz z nimi pojawiły się obiektywy klasy 18–200 mm (będące ekwiwalentem pełnoklatkowych 28–300 mm), które dzięki mniejszej matrycy, mogły dawać lepszą jakość obrazu. I faktycznie dawały, szczególnie dobrze prezentując się w centrum kadru, gdzie często wypadały zaskakująco dobrze jak na krotność oferowanego zooma.
Przejście z zestawu 18–200 mm plus matryca APS-C/DX do 28–300 mm plus
pełna klatka może okazać się bolesne. Ten drugi obiektyw, mimo większych
gabarytów może mieć problemy, żeby dobrze obsłużyć pełną klatkę. Poprzeczka
jest więc zawieszona wysoko i bardzo byliśmy ciekawi jak poradzi sobie
z nią Nikon.
Zdecydowaliśmy się to sprawdzić podłączając Nikkora 28–300 mm VR do pełnoklatkowego Nikona D3x. Test, jak zawsze, przeprowadziliśmy w oparciu o pliki RAW wywoływane bez wyostrzania programem dcraw. Wyniki jakie testowany obiektyw uzyskał w centrum kadru, można obejrzeć na poniższym wykresie.
Gdy przypomnimy sobie, że w testach na D3x za poziom przyzwoitości uznajemy okolice
30 lpmm, a najlepsze obiektywy stałoogniskowe docierają do 46–47 lpmm, nie powinniśmy
mieć żadnych powodów do narzekań. Obiektyw nie notuje co prawda rekordów rozdzielczości,
ale nikt tego po nim nie oczekuje. Brak rekordów wynika bezpośrednio ze światła obiektywu.
Rekordy osiągamy bowiem, gdy ograniczymy aberracje optyczne przymykając obiektyw o 2–3 EV. Gdy obiektyw jest ciemny, przymknięcie o 2–3 EV powoduje, że „lądujemy” w zakresie przysłon, gdzie poważnym ograniczeniem jest dyfrakcja, która nie pozwoli na bicie rekordów.
Jeśli więc weźmiemy to pod uwagę i nie będziemy od Nikkora 28–300 mm oczekiwać obrazów jak u najlepszych „stałek”, z zachowania w centrum kadru możemy być zadowoleni. Cieszy przede wszystkim to, że na maksymalnym otworze względnym, w całym zakresie ogniskowych, osiągany jest poziom przyzwoitości, a lekkie przymknięcie pozwala cieszyć się naprawdę ostrymi zdjęciami.
Sprawdźmy teraz jak obiektyw poczyna sobie na brzegu matrycy APS-C/DX. Pozwoli nam na to poniższy wykres.
Tutaj powodów do zadowolenia mamy znacznie mniej. W zasadzie tylko ogniskowe 50–100 mm pozwalają na bezproblemowe używanie wszystkich przysłon i cieszenie się w pełni akceptowalnym obrazem nawet na maksymalnym otworze. Gdy jednak przejdziemy do krańców zakresu ogniskowych, zaczynają się schody. Na ogniskowej 28 mm dopiero przymknięcie obiektywu do f/8.0 pozwala na cieszenie się ostrym obrazem. Dla zakresu 200–300 mm nawet użycie f/8.0 nie daje w pełni zadowalających efektów i dopiero w okolicach f/11, gdy lekko przymkniemy oko, możemy mówić o przyzwoitej jakości obrazu.
Jeszcze gorzej jest na brzegu pełnej klatki, co można zobaczyć na poniższym wykresie.
Tutaj poziom przyzwoitości jest osiągany tylko dla ogniskowych 50–100 m i okolic przysłony
f/11. Jasno widać, że połączenie obiektywu zmiennoogniskowego o tak dużym zakresie i rogów stosunkowo gęsto upakowanej pikselami pełnej klatki, to bardzo trudna kombinacja.
Tradycyjnie już, na zakończenie tego rozdziału prezentujemy wycinki z centrum kadru naszej tablicy testowej pobrane z plików JPEG zapisywanych równolegle z RAW-ami.