Nikon Nikkor AF-S 24 mm f/1.8G ED - test obiektywu
3. Budowa i jakość wykonania
Ciekawe jest to, że ciemniejszy model zawiera tyle samo soczewek co Nikkor o świetle f/1.4. Z drugiej strony, już manualny Nikkor 2/24 zaprezentowany w pierwszej wersji w roku 1997, który jest przecież ciemniejszy, był dość skomplikowaną konstrukcją zawierającą aż 11 soczewek. Warto jeszcze nadmienić, że testowany Nikkor ma mniej listków przysłony niż jego jaśniejszy brat, ale wygrywa z nim minimalną odległością ogniskowania.
Na poniższym zdjęciu testowany obiektyw stoi pomiędzy Nikkorem AF 50 mm f/1.8D a Sigmą A 35 mm f/1.4 HSM.
Nikkor-AF-S 24 mm f/1.8G ED rozpoczyna się metalowym bagnetem, który otacza tylną soczewkę o średnicy 28 mm. Soczewka ta znajduje się prawie na równi z bagnetem, gdy ostrość ustawiona jest na nieskończoność. Po przejściu do minimalnej odległości ogniskowania soczewka chowa się ponad 0.5 centymetra w obudowę, ale nie odsłania żadnych elementów elektroniki. Jej otoczenie jest ciemne i matowe.
Właściwa obudowa obiektywu, pokryta tworzywem sztucznym, rozpoczyna się białą kropką ułatwiającą mocowanie instrumentu do korpusu aparatu. Zaraz za nią natrafimy na tabliczkę z nazwą i parametrami obiektywu, a także wielką literą „N” oznaczającą zastosowanie powłok nanokrystalicznych. Pomiędzy napisem „Nikon” i literą „N” mamy skalę odległości umieszczoną za szybką i wyrażoną w metrach oraz stopach. Skala głębi ostrości jest symboliczna i zawiera tylko znaczniki dla f/16.
Po lewej stronie obiektywu mamy przełącznik trybu mechanizmu ustawiającego ostrość (M, M/A). Natomiast po drugiej stronie tabliczki znajdziemy informacje o podstawowych własnościach obiektywu, jego numer seryjny, a także napis „MADE IN CHINA”.
Kolejnym elementem jest szeroki na 28 mm pierścień do manualnego ustawiania ostrości. Jest on wygodny w trzymaniu, głównie dzięki gumowanemu karbowaniu. Niestety praca z tym pierścieniem nie należy do przyjemności. Po pierwsze, zakres obrotu wynosi tylko 90 stopni, co z definicji nie pozwala na zbyt precyzyjne nastawy. Co więcej, mamy tutaj tradycyjną bolączkę wielu współczesnych Nikkorów, czyli zauważalny luz. Pierścień można przesunąć o ponad jedno karbowanie bez żadnego efektu dla ustawiania ostrości. Dopiero o obrocie o ową wartość, pierścień „zaskakuje” i zaczyna pracować. Takie rzeczy nie uchodzą nawet w tanich instrumentach, a tutaj mamy przecież do czynienia z dobrej klasy „stałką” kosztującą 3000 zł. Naprawdę trudno mi to zrozumieć…
Za pierścieniem do ustawiania ostrości mamy nieruchomy fragment obudowy ze złotym paskiem, który płynnie przechodzi w bagnet do mocowania tulipanowej osłony przeciwsłonecznej.
Przednia soczewka obiektywu jest nieruchoma, lekko wypukła i ma średnicę 47 mm. Otacza ją nierotujące mocowanie filtrów o średnicy 72 mm.
Na konstrukcję optyczną testowanego Nikkora składa się 12 soczewek ustawionych w 9 grupach. Dwa elementy wykonano z niskodyspersyjnego szkła ED, a dwa inne mają kształt asferyczny. Na jedną granicę powietrze-szkło nałożono powłokę Nano-crystal, a na pozostałe wielowarstwowe powłoki antyodbiciowe Nikon Super Integrated Coating. Wewnątrz znajdziemy jeszcze przysłonę o siedmiu listkach, którą możemy maksymalnie domknąć do wartości f/16.
Kupujący dostaje w zestawie oba dekielki, tulipanową osłonę przeciwsłoneczną oraz miękki futerał. To zauważalny plus Nikona w stosunku do największego konkurenta, czyli Canona, który nawet w tej klasie cenowej potrafi dodawać tylko dekielki.