Canon EF 70-300 mm f/4-5.6 IS USM - test obiektywu
3. Budowa, wykonanie i stabilizacja
Jakość zastosowanych materiałów to standard dla średniej półki cenowej EFów Canona - coś w stylu EF 1.4/50 czyli znacznie lepiej niż mocno plastikowy 1.8/50 II ale także gorzej od magnezowych kompozytów L-ek.
Uwagę zwraca potężny pierścień do zmiany ogniskowej, który trzyma się pewnie i przez to można nim operować sprawnie i gładko. Wyraźnie mniejszy jest pierścień do ustawiania ostrości, choć z racji całkowitych gabarytów obiektywu do małych nie należy. Jego praca nie jest już jednak idealna, bo można wyczuć minimalne luzy i przeskoki. Tu dochodzimy do poważnych mankamentów testowanego obiektywu. Pierwszy i mniejszy, to brak jakiejkolwiek skali ostrości na korpusie, drugi - większy, to wysuwający się i średnio stabilny tubus (minimalnie chodzi na boki, co ma na pewno wpływ na generowanie wad pozaosiowych), który na dodatek rotuje przy ustawianiu ostrości. A wraz z nim rotuje oczywiście gwint filtrów o średnicy 58 mm, co na pewno nie ucieszy miłośników wykorzystywania wszelkiego rodzaju "polarków".
Jeśli chodzi o budowę wewnętrzną, to nie mamy tutaj dużych zmian w porównaniu do poprzednika czyli modelu 75-300 IS USM. Liczba elementów (15), liczba grup (10) i ich układ pozostały prawie takie same. Jedna bardzo istotna różnica to zastosowanie szkła niskodyspersyjnego UD w jednej soczewce ze środkowej części instrumentu, co ma za zadanie zmniejszyć aberrację chromatyczną i pozwolić na uzyskiwanie obrazu o lepszej rozdzielczości i większym kontraście.
Nowy obiektyw jest troszkę węższy i dłuższy od poprzednika oraz o 20 gramów od niego lżejszy.
Dodatkowo, w porównaniu do poprzednika, nowy model ma wydajniejszy mechanizm stabilizacji obrazu. Poprzednio pozwalał on pracować w warunkach o 2 EV gorszych niż w przypadku zwykłego instrumentu pozbawionego stabilizacji, obecnie praca jest możliwa nawet przy oświetleniu o 3 EV gorszym (zachęcamy do zerknięcia do naszego Słowniczka i poczytania o Wartości ekspozycji) . Oznacza to, że jesteśmy w stanie używać aż ośmiokrotnie dłuższych czasów ekspozycji niż w zwykłym obiektywie. Lub mówiąc inaczej, jeśli zapomnimy o zamrożeniu ruchu, Canon 70-300 mm pracując np. na ogniskowej 70 mm i przysłonie f/4 jest w stanie zastosować taki czas ekspozycji, aby zrobić tak samo nieporuszone zdjęcie jak obiektyw 1.4/70!
Tyle zapewnienia producenta. Jak to wygląda w praktyce? Aby się o tym przekonać wykonaliśmy więc kilka zdjęc scenki w przeciętnym oświetleniu, pracując na ogniskowej 70 mm i zmieniając wartości przysłony od f/4 do f/16. Raz robiliśmy zdjęcia przy stabilizacji wyłaczonej, a drugi raz przy włączonej. Dla 70 mm, aby miec pewność wykonania zdjęcia nieporuszonego, trzeba zastosować czas w okolicach 1/100 sekundy. Trzymając aparat bardzo stabilnie w rękach, od biedy można próbować pracować z czasem 1/70 lub nawet 1/50 sek. Właśnie od tego ostatniego zaczęliśmy naszą próbę możliwości stabilizacji. Jak widać ze zdjęć z lewego panelu, przy którym stabilizacja była wyłączona, jeszcze dla 1/50 sek zdjęcia można uznać za znośne. Dłuższe czasy są już nieakceptowalne. Patrząc na prawy panel, gdzie stabilizacja była włączona, widać że dobre wyniki uzyskuje się do czasu 1/6 sekudy, a nawet zastosowanie ekspozycji trwającej 1/3 sekundy daje efekt, który można nazwać akceptowalnym. Stabilzacja w testowanym Canonie działa więc nawet lepiej niż zapewnia producent i w wielu przypadkach pozwala na zastosowanie czasów nawet ponad 10 razy dłuższych niż w zwykłym obiektywie!
Tak wydajna i sprawna stabilizacja ma jedną wadę. Jest dość głośna, bo podczas jej pracy z obiektywu dobiega wyraźnie słyszalne "warczenie" o natężeniu trochę większym niż u innych testowanych wrześniej szkieł (np. 28-135 czy 17-55 mm).
Warto dodać jeszcze, że może stabilizacja Canona może pracować w dwóch trybach:
Mode 1 stabilizuje obraz w pionie oraz w poziomie i jest przeznaczony do
fotografowania obiektów statycznych; Mode 2 natomiast wyłącza żyroskopy
odpowiedzialne za stabilizację poziomą i jest przydatny przy
fotografowaniu obiektów ruchomych.