Sigma 30 mm f/1.4 EX DC HSM - test obiektywu
11. Podsumowanie
- bardzo solidna, krótka i kompaktowa obudowa,
- bardzo dobra albo nawet świetna jakość obrazu w centrum kadru,
- dobre warstwy antyodbiciowe zapewniające świetną pracę pod ostre światło,
- szybki i bezgłośny autofokus w wersji HSM,
- bogate wyposażenie,
- 3-letnia gwarancja (za dopłatą możliwa do przedłużenia o kolejne 2 lata),
- dość dobry stosunek parametrów i jakości do ceny.
Wady:
- słaba jakość obrazu na brzegu kadru,
- loteryjna celność mechanizmu ustawiania ostrości,
- aberracja chromatyczna powinna być choć trochę mniejsza,
- zbyt duża dystorsja jak na te parametry obiektywu,
- bardzo duży astygmatyzm,
- zauważalna koma.
Cieszę się, że doszliśmy do momentu, w którym test tego obiektywu, na
wszystkich pięciu mocowaniach, zagościł na naszej stronie. Jego
obecność jest ważna z kilku względów. Po pierwsze, jest to jeden z
niewielu obiektywów, którym mogą się cieszyć posiadacze wszystkich
lustrzanek cyfrowych z małymi matrycami, a przez co porównanie wyników
uzyskanych na różnych detektorach jest bardzo pouczające. Po drugie,
fakt wykorzystywania przez nas tego obiektywu w testach aparatów, powodował,
że jego rzetelny test był niejako rzeczą obowiązkową. Wstyd mi, że nasi
Czytelnicy musieli tak długo na niego czekać.
Sigma 1.4/30 miała być z założenia obiektywem projektowanym pod
lustrzanki cyfrowe z matrycami APS-C i dzięki temu stanowić wygodny
odpowiednik klasycznych 50-tek na analogu. Projektanci optyki Sigmy nie
powinni być do końca zadowoleni ze swego dzieła, a to za sprawą brzegów
pola widzenia. Inne obiektywy klasy 28-35 mm zaprojektowane pod detektor
wielkości filmu małoobrazkowego poczynają sobie znacznie lepiej. Z
jednej strony nic dziwnego, bo one mają pracować z detektorami 1.5-2
raza większymi, więc mała matryca APS-C/DX czy 4/3 nie stawia zbyt
dużych wymagań ich optyce. To nie zwalnia jednak projektantów Sigmy od
dbałości o jakość obrazu. Skoro Sigma jest przeznaczona do cyfrówek o
małych matrycach, nie musi dawać dobrego obrazu na obszarze 24x36 mm,
lecz na matrycy APS-C/DX już powinna. A że tego nie robi widać wyraźnie
choćby z porównania jej do innych obiektywów których ogniskowe zawierają
się w przedziale 28-35 mm.
Jeśli dodamy do tego wszystkiego zauważalną komę, duży astygmatyzm, uciążliwe momentami winietowanie i zauważalną aberrację chromatyczną, pytanie czy warto wydać na Sigmę kwotę 1400 zł staje się bardzo zasadne. Tyle, że to nie jest pełny obraz sytuacji. Po pierwsze, Sigma naprawdę świetnie radzi sobie w centrum kadru dając tam użyteczne obrazy nawet na maksymalnym otworze względnym. Po drugie, w niewygórowanej cenie daje nam wysoką jakość wykonania, świetne warunki gwarancji i ultradźwiękowy napęd autofokusa w przypadku Canona, Nikona i Olympusa. I najważniejsza rzecz. Tak naprawdę obiektyw ten nie specjalnie ma jakąkolwiek konkurencję. Są obiektywy o podobnej ogniskowej i tak samo dobrym świetle, na przykład Canon 1.4/35L, Leica 1.4/25 czy Sony 1.4/35, które kosztują jednak trzy razy więcej niż Sigma. Jest jeszcze Canon 1.8/28, ale jego cena wcale nie jest niższa od Sigmy, a parametry gorsze. Jest Pentax smc P-FA 31 mm f/1.8, ale o nim możemy powiedzieć to samo co o Canonie - droższy i z gorszym światłem.
Amatorzy, jako alternatywę, mają więc tylko obiektywy klasy 2/35, które znajdują się w ofercie większości producentów. Niestety, nie są one jakoś mocno tańsze od Sigmy, są często od niej gorzej wykonane, żaden z nich nie ma napędu ultradźwiękowego autofokusa i żaden nie ma ani światła f/1.4, ani tak dobrej gwarancji.
Na zakończenie powtórzę więc to co napisałem we wstępie. Dziwi mnie, że tylko Sigma wpadła na pomysł robienia takiego obiektywu, bo sprzęt o tych parametrach przyda się każdemu posiadaczowi lustrzanki z małą matrycą.
Przykładowe zdjęcia: