Sigma 30 mm f/1.4 EX DC HSM - test obiektywu
5. Aberracja chromatyczna
Pomimo konstrukcji dość zaawansowanej jak na standardową "stałkę" zaprojektowaną pod małe matryce oraz użycia elementów niskodyspersyjnych, korygowanie aberracji chromatycznej wychodzi Sigmie średnio.
Przede wszystkim, poziom tej wady zupełnie nie zależy od wartości
przysłony, wszędzie utrzymując się na granicy poziomu średniego i
dużego. Co ciekawe, widać zauważalne różnice pomiędzy poszczególnymi
systemami. Można to zrozumieć wiedząc o dwóch rzeczach. Po pierwsze, nie
możemy wykluczyć małych różnic pomiędzy poszczególnymi egzemplarzami.
Mamy do czynienia z Sigmą za 1300 zł, a nie z Leicą za 20000 złotych, w
której każdy element jest sprawdzany osobno. W tej ostatniej różnic
pomiędzy poszczególnymi sztukami nie ma, w tej pierwszej są raczej na
pewno. Druga sprawa to zależność przedstawianej przez nas aberracji od
wielkości pikseli. Gdy piksele są mniejsze, wadę tą łatwiej zauważyć.
Nie jest więc chyba przypadkiem obserwowany efekt, który pokazuje
najmniejszą aberrację dla Canona (największe piksele), taką samą
aberrację dla A100 i D200 (takie same piksele, ale mniejsze niż w
Canonie) i największą u Olympusa E-3 z najmniejszymi pikselami. Tak
naprawdę, największa aberracja występuje w Pentaxie, który ma piksele
takie same jak Nikon i Sony, co znów doprowadza nas do konsternacji. Bo
albo mamy do czynienia z najsłabszym egzemplarzem obiektywu (jeśli tak
to dlaczego notujemy na nim wysokie rozdzielczości?) albo K10D
ponadprogramowo "grzebie" w RAW-ach, co daje efekt zarówno w zaburzeniu
wyników rozdzielczości jak i aberracji chromatycznej. Nie ukrywamy, że
ta druga ewentualność jest nam bliższa, choć znów jest to temat na
dyskusję przy testach aparatów, a nie teście obiektywu.