Sony DT 50 mm f/1.8 SAM - test obiektywu
3. Budowa i jakość wykonania
Co ciekawe, nowy obiektyw wydaje się największy z całej stawki. Jest
bardzo porównywalny do Canona, troszkę większy od Nikkora i co więcej
zauważalnie większy od pełnoklatkowego Sony 1.4/50 obdarzonego lepszym
światłem. Większe rozmiary to, po części, efekt wbudowanego w obiektyw
silnika SAM. Nieprzypadkowo najmniejsze w tej stawce są obiektywy bez
silnika czyli Nikkor i Sony 1.4/50.
Pełne porównanie parametrów nowego obiektywu Sony i jego konkurentów prezentuje następująca tabela. Widać z niej, że DT 50 mm f/1.8 SAM jest bardzo podobny do innych obiektywów tej klasy. Daje nam jednak coś więcej niż konkurenci. W jego przypadku, minimalna odległość, z której obraz jest ostry wynosi 34 cm, podczas gdy u konkurentów sięga ona 45 cm.
Przejdźmy teraz do omówienia budowy testowanego obiektywu. W tej klasie cenowej oszczędza się na wszystkim, nic więc dziwnego, że mamy do czynienia z wszechoobecnym plastikiem. Cała obudowa, włącznie z bagnetem jest więc plastikowa. Nie inaczej jest w przypadku Canona 1.8/50 II i tylko Nikkor 1.8/50 miło tutaj zaskakuje dając nam metalowy bagnet.
Za plastikowym bagnetem znajdziemy gładki korpus z nazwą obiektywu, a
po lewej stronie przełącznik trybu pracy autofokusa AF/MF. Dalej znajduje
się cienki i posrebrzany pierścień dodający obiektywowi trochę uroku oraz
pierścień do manualnego ustawiania ostrości, na którym narysowano skalę
odległości i wyrażono ją zarówno w stopach jak i w metrach. Pierścień
nie jest karbowany i jak na nasz gust pracuje trochę za luźno, więc
operowanie nim nie pozwala na jakieś wyjątkowo finezyjne ruchy. Podobna
sytuacja była w przypadku Nikkora, a najgorzej prezentuje się tutaj
Canon, u którego pierścień ten jest w zasadzie bezużyteczną atrapą
bez żadnej skali odległości.
Ustawianie ostrości powoduje przesuwanie się całego układu optycznego,
bez zmian wzajemnych położeń soczewek względem siebie. Dodatkowo nie powoduje
ono obrotu gwintu filtrów o średnicy 49 mm, co pozwoli nam na bezproblemową
pracę ze wszystkimi rodzajami filtrów.
Jeśli chodzi o konstrukcję optyczną mamy tutaj do czynienia z 6 soczewkami ustawionymi w 5 grupach. Dokładnie takie same liczby napotykamy u Canona i Nikkora, a także u Minolty 1.7/50. Wewnątrz obiektywu znajdziemy także przysłonę o siedmiu listkach, którą możemy domknąć do f/22. A tak naprawdę nie do f/22 ale do czegoś w okolicach f/19. Aby się o tym przekonać wystarczy zrobić zdjęcie na f/16 przy danym czasie ekspozycji, potem przestawić na f/22 i zrobić drugie zdjęcie z czasem dwa razy dłuższym, które będzie wyraźnie jaśniejsze niż to zrobione na f/16. O efekcie tym świadczy także podwyższona wartość MTF50 w teście rozdzielczości, która jest po prostu za duża jak na f/22. Na szczęście fotografowanie w okolicach f/16-22 jest na tyle rzadkie, że nie powinniśmy sobie tym problemem zaprzątać głowy.
W najtańszym segmencie cenowym oszczędza się na wszystkim, więc nie
powinno nas dziwić, że w zestawie z obiektywem dostajemy tylko dwa
dekielki.