Canon EF-S 15-85 mm f/3.5-5.6 IS USM - test obiektywu
3. Budowa, jakość wykonania i stabilizacja
EF-S 15–85 mm zaczyna się więc metalowym bagnetem, z którego wystaje gumowany pierścień charakterystyczny dla bagnetu EF-S, przez który obiektywu nie można podłączać do lustrzanek pełnoklatkowych. To taki relikt epoki, w której Canon był jedyną firmą mającą cyfrową pełną klatkę i mógł dyktować warunki, nie specjalnie przejmując się konkurencją. Teraz ten relikt trochę się na nim mści, bo jest jedyną firmą na rynku posiadającą obiektywy, których nie można podłączyć do własnych lustrzanek.
Bagnet z gumowym pierścieniem, obok którego widnieje napis „Made in
Taiwan”, otacza tylną soczewkę o średnicy 22 mm, która dla ogniskowej 15
mm leży prawie na równi z bagnetem, a dla 85 mm chowa się 3 centymetry
wewnątrz obudowy.
Zaraz za bagnetem znajdziemy czytelną skalę ostrości umieszczoną za szybką oraz wyrażoną zarówno w metrach jak i w stopach. Po lewej stronie natrafimy na przełącznik trybu pracy ustawiania ostrości (AF/MF) oraz przełącznik stabilizacji (STABILIZER ON/OFF). Idąc dalej natrafimy na wąski, jeśli weźmiemy pod uwagę wielkość obiektywu, pierścień do manualnego ustawiania ostrości. Jest on gumowany i karbowany. Niestety trudno mówić o jakimś wysokim komforcie jego użytkowania, tym bardziej, że jest schowany trochę głębiej w obudowie niż duży pierścień do zmiany ogniskowej, który znajduje się tuż obok. Często mamy więc problemy z szybkim natrafieniem palcami na pierścień do zmiany ostrości.
Pierścień do zmiany ogniskowej jest za to bardzo szeroki i wygodny w uchwycie. Niestety nie pracuje równo. Daje wyraźny opór w zakresie 15–30 mm i 60–85 mm, a pomiędzy nimi zauważalny luz. Jest on na tyle spory, że dla ogniskowych 30–60 mm obiektyw wsuwa i wysuwa się pod własnym ciężarem.
Zmieniając ogniskową na większą powodujemy, że długość obiektywu rośnie. Najmniejszy rozmiar wynoszący niespełna 10 cm obiektyw osiąga dla ogniskowej 15 mm. Wraz z wydłużaniem ogniskowej przedni układ soczewek wysuwa się na teleskopowym (i sprawiającym wrażenie plastikowego) tubusie, przez co całkowity rozmiar obiektywu rośnie do prawie 14 centymetrów.
Przednia soczewka jest dość spora bo ma średnicę 55 mm i jest otoczona nierotującym mocowaniem filtrów o średnicy 72 mm.
Rzućmy jeszcze okiem na porównanie testowanego obiektywu do poprzednika
i konkurentów, które prezentuje następująca
tabela. Widać z niej bardzo wyraźnie, że nowy EF-S jest najcięższym
obiektywem w tej stawce i to pomimo tego, że konkurencyjny Nikkor także
ma stabilizację obrazu i tyle samo elementów optycznych.
Jeśli jesteśmy już przy optyce, to warto wspomnieć, że mamy tutaj do czynienia z 17 elementami ustawionymi w 12 grupach, pośród których znajdziemy trzy soczewki asferyczne i jedną wykonaną z niskodyspersyjnego szkła UD. Wewnątrz obiektywu natrafimy jeszcze na kołową przysłonę o siedmiu listkach, którą, w zależności od ogniskowej, możemy domknąć do wartości od f/22 do f/36.
Kupujący dostaje w zestawie tylko dwa dekielki. Niestety nawet wydając
prawie 3000 zł, nie dostaniemy u Canona osłony przeciwsłonecznej. Trzeba
ją kupić osobno.
Stabilizacja
Firma Canon chwali się, iż w przypadku Canona 15–85 mm zastosowano stabilizację obrazu nowej generacji, co ma dawać skuteczność na poziomie 4 EV. Zdecydowaliśmy się to sprawdzić, wykonując na ogniskowej 85 mm zdjęcia z różnymi czasami ekspozycji i porównując liczbę nieudanych ujęć zarówno dla stabilizacji włączonej, jak i wyłączonej. Odpowiedni wykres jest zaprezentowany poniżej. Czas ekspozycji jest wyrażony w wartościach ekspozycji i w tym przypadku 0 EV odpowiada 1/125 sekundy.
Widać wyraźnie, że stabilizacja w testowanym Canonie jest naprawdę
skuteczna. Do obiecanych 4 EV troszkę brakuje, ale śmiało możemy mówić o wyniku na poziomie 3.5 EV. Tutaj można Canona pochwalić, bo trudno znaleźć
urządzenie, czy to obiektyw, czy aparat, który w tej kategorii, w naszych
testach, poczynał sobie lepiej.